Czego oczy nie widzą... tym nie są zgorszone
- Szczegóły
- Utworzono: 09 czerwca 2017
- Ewa Krakowska
W dzisiejszych czasach coraz mniej zachowań szokuje. Coraz więcej wolno, lansuje się otwartość, względnie obojętność na dotychczasową „inność”. Uwaga ma tępieć, gwałtowne reakcje mimiczne są niewskazane. Pomija się fakt, że łamanie barier jest trudne, często nawet okrutne i bezsensowne. Można się łatwo domyślić o jakie zjawiska chodzi. Jest jednak cały szereg zachowań ludzkich, które wymykają się relatywizmowi, próbom oswojenia i... tak powinno być.
Tabu nawet w sieci
Wystukanie w wyszukiwarce internetowej hasła „agorafilia” kończy się odbiciem się od paru stron słownikowych, proponujących wyłącznie jednolinijkowy opis choroby. Czy jest to właściwy termin? Choroba, dewiacja, zboczenie, a może tylko fanaberia? Odczuwanie satysfakcji seksualnej w miejscach publicznych. Tyle woli wyjaśnienia enigmatycznego terminu. Brzmi niepokojąco, ale nie na tyle by komuś się chciało nad tym pochylić. W końcu problem dotyczy małego grona „odmieńców”. Demokracja nie będzie oglądać się za siebie. Park, autobus, a nawet ruchliwy plac niewielu nastraja to do eksplorowania intymności. Zwłaszcza w pojedynkę.
Agorafilia może objawiać się dwojako i od tego w jaki sposób jest „praktykowana” zależy ocena, skala problemu i konieczność interwencji. Czy jest to zabawiająca się późną porą na parkingu para czy też mężczyzna czyhający na swoje ofiary w parku lub autobusie. Agorafilia w czystej postaci dotyczy raczej drugiego przypadku, gdzie zachowania nie da się wytłumaczyć burzą hormonów połączoną z, delikatnie mówiąc, beztroską.
Myślę, że nie stało się nic
Wprawdzie tu i ówdzie słyszy się o ekshibicjonistach, jednak sparaliżowane szokiem młode kobiety szybko wypierają wspomnienie lub mówią o swoim doświadczeniu jednej czy dwóm zaufanym osobom. Te z kolei poprzestają na zapośredniczonym oburzeniu. Wieści nie idą dalej, dyskusja zamiera zanim zdąży się zacząć. Ofiara incydentu, w którym tuż przednią lub specjalnie „dla niej” ktoś obnaża swoje narządy płciowe, na długo będzie chować (i tylko chować) ten obraz w pamięci. Narastać może w niej obawa w stosunku do obcych, przechodniów, którym każdego dnia czy tego chcemy czy nie, dajemy kredyt zaufania. Chociaż zawsze można zrzucić winę na obłąkanie danego osobnika i pech natrafienia na niego, nieufność będzie kiełkować. Taka jest cena apatii społecznej. Ale co tam, przecież nic nie powinno nas dziwić!
Brzydki widok w pięknym mieście
Agnieszka, 25-letnia mieszkanka z Wrocławia zajmowała pojedyncze siedzenie w miejskim autobusie. Środek tygodnia, słoneczny dzień, na zegarze godzina 13. Zgrabna dziewczyna o długich miedzianych włosach mogła ściągać nieodwzajemniane spojrzenia. Spoglądała w okno, jej chaotyczne myśli przesuwała muzyka płynąca ze słuchawek. Nie była czujna, uważna – nadawała się. Jak większość osób zamkniętych w metalowej tubie marzyła jedynie o szybkim, bezproblemowym dotarciu do celu. Owszem, mogła liczyć się z tym, że od czasu do czasu podróż psują pijacy roztaczający woń przyprawiającą o brak tchu, rozkrzyczane dzieci lub kłótliwi współpasażerowie. Niestety zdarzają się także inne, o wiele bardziej przykre i niepokojące incydenty.
Agnieszka, która bezwiednie zareagowała na ruch wymieniających się przy wejściach pasażerów, tuż obok siebie zobaczyła coś, czego nie powinna była zobaczyć. A z pewnością nie chciała. Starszy, z pozoru nijaki mężczyzna stał przy niej, lekko z tyłu i w dłoni trzymał swoje przyrodzenie.
Muszę przyznać, że o dziwo, bardziej oburzona byłam zachowaniem ludzi wokół niż samym panem. On zachował się zdecydowanie niestosownie, fakt, ale przyczyną jego zachowania jest niewątpliwa choroba psychiczna. Zmusza go do obnażania się publicznie dla podniety, adrenaliny, która jak wszyscy wiemy, potrafi być uzależniająca. To nie jest normalne. Ale czy normalne jest to, że w tłumie ludzi, w południe, w tramwaju, nie znalazła się choć jedna osoba, która powiedziałaby temu panu, że nie życzy sobie takich widoków? Dlaczego wszyscy udawali, że nic się nie dzieje? Tak ciężko choćby jednemu facetowi, podejść i powiedzieć - "Zapnij pan rozporek, do cholery?!". Poczułam, że nawet w środku dnia, w tłumie ludzi, nie mogę czuć się bezpiecznie, bo każdy będzie udawał, że nagle oślepł i nic nie widzi. Może czas zastanowić się, czy jesteśmy tylko mocni w słowach, na internetowych forach i czatach czy potrafimy również działać w realu, bo mam wrażenie, że ludziom ciężko przychodzą czyny. Działajmy! - stwierdza młoda kobieta.
Agnieszka woli mówić. Nawet jeżeli jej apel nie porwie tłumów, jest dobrym punktem wyjścia. Do reakcji, zastanowienia i edukowania się. Na początek we własnym zakresie.
Zauważyć, zrozumieć i zareagować
Agorafilii z pewnością nie mozna mylić z agorafobią, czyli odczuwaniem lęku przed otwartymi przestrzeniami. Do tej drugiej znacznie łatwiej się przyznać, przed rodziną, psychologiem i społecznością internautów. W powszechnej świadomości temat ten jest jednak równie słabo zaznaczony. Nie przypomina się społeczeństwu, że wśród nas są osoby ukryte, z pozoru całkowicie zdrowe, jednak zamknięte w więzieniu własnego strachu i przez to bardzo samotne.
Dlaczego nie można pozwalać na zamiatanie tej odmiany parafilii pod dywan a raczej pod podwozie autobusów, konary drzew w parkach lub inne kąty przestrzeni publicznej? Konsekwentne przypominanie o ofiarach takich sytuacji to jedyny sposób na onieśmielenie tych nazbyt śmiałych oprawców. Bezkarność, wynikająca z obojętności społeczeństwa w oczywisty sposób może tylko zachęcić ekshibicjonistów do kontynuowania swoich praktyk. Nie warto ulegać wrażeniu, że historie takie jak ta Agnieszki, to jednostkowe przypadki niewarte zachodu. Znajomość i nagłośnienie tematu dają nadzieję na uwolnienie właściwych postaw w świadkach zdarzenia.
A co jeśli sprawca nie panuje nad impulsem? Należy zastanowić się dlaczego nie szuka pomocy specjalistów. W sytuacji, gdy świadkowie odwracają głowy i nikt nie zgłasza zajść policji, ciężko jest mówić o jakimkolwiek, nawet przymusowym leczeniu. Tym bardziej o postawieniu granicy, której kontury dla niektórych są niewidoczne. I nie chodzi tu tylko o sprawców.