Menu

Kupię magistra - O motywacji przyszłych absolwentów szkół wyższych

Dobiega właśnie 13:30, grupka głośno dyskutujących studentów czeka pod salą 312 w jednym z gmachów należących do renomowanej warszawskiej uczelni. Słychać z sunących korytarzem szmerów kilka głośniejszych zdań o tym, jaka to udana impreza, kto z kim, a kto zwymiotował przez okno na taras sąsiada. Usłyszeć można również kilka słów o tym, kim jest wykładowca i czyja kolej zaliczenia obowiązkowego referatu. Równo o wpół do drugiej studenci wchodzą do sali, w której czeka już na nich młody mężczyzna ubrany w biznesowy garnitur i trochę już wymiętą koszulę; zaczynają się zajęcia ze społecznej psychologii w biznesie.

Każdy student zajmuje swoje miejsce. Wykładowca głośno czyta listę i odhacza w protokole obecności. Zajęcia zaczynają się od przedstawienia przez Zuzię – studentkę III semestru psychologii w biznesie – referatu traktującego o podstawowych mechanizmach psychologicznych, wykorzystywanych w komunikacji biznesowej. Zuzia czyta referat z kartki, sama treść wydaje się być interesująca, dużo przykładów, szczegółowo i profesjonalnie wytłumaczone zasady funkcjonowania każdego omawianego mechanizmu. W tym samym momencie wykładowca uśmiecha się pod nosem i z miną pełną podziwu potakuje, jakby chciał powiedzieć „widzicie – tak należy przygotować referat”. Pozwala dokończyć wystąpienie Zuzi, które zostaje nagrodzone gromkimi brawami przez jej koleżanki, kolegów i samego wykładowcę. Ten ostatnie dwie minuty przemówienia Zuzi przesiedział z głową w laptopie, prosi, by Zuzia podała mu referat, pyta o to, dlaczego wybrała akurat ten temat, czym była zmotywowana, czy jest to powiązane z jej zainteresowaniami, czy może pracą zawodową... Zuzia odpowiada płynnie i z zaangażowaniem, że pasjonuje się perswazją, psychologią i praktycznym zastosowaniem omawianych teorii w biznesie. Na koniec standardowe pytanie, skąd materiały, czy ktoś pomagał, czy praca w 100% samodzielna. W odpowiedzi słychać, że praca wykonana samodzielnie, a przykłady wzięte z życia.

Wykładowca włącza pilotem projektor, po chwili na ekranie wszyscy studenci mogą zobaczyć, czego szukał przez ostatnie dwie minuty prezentacji. Zuzia spuszcza wzrok na dół, jakby sprawdzała, czy na pewno założyła odpowiednie buty i zaczyna się czerwienić, po sali słychać głośne szmery, jakieś chichoty. Zuzia nerwowo ściska dłonie, czuje na sobie w tej chwili spojrzenia swoich znajomych i zapewne chciałaby zapaść się pod ziemię. Na ekranie widnieje zeskanowany artykuł wykładowcy prowadzącego zajęcia, ten sam, który przed paroma minutami Zuzia czytała z takim zaangażowaniem, ten sam, którego dotyczyły pytania wykładowcy, na które Zuzia odpowiadała, kopiąc sobie grób. Praca oddana wykładowcy różniła się jedynie dwoma słowami – imieniem i nazwiskiem autora.

Powyższy autentyczny przykład nie należy, niestety, do odosobnionych przypadków kopiowania prac przez studentów. Stanowi natomiast zarys i dobitny przykład problemu, który dotknął zarówno systemu edukacji, studentów, wykładowców, rynek pracy, jak i tych, którzy ponad nim przechodzą do porządku dziennego. Mowa oczywiście o plagiatach, autoplagiatach oraz coraz bardziej modnej na przestrzeni ostatnich lat usłudze pisania prac na zamówienie. Ilu z obecnych magistrów, czy doktorów na co dzień dumnie wykorzystujących mgr lub dr przed nazwiskiem na wizytówce, czy drzwiach gabinetu świadczy usługi, wykonuje projekty i niejednokrotnie żongluje ludzkim życiem? Tak żongluje życiem, ponieważ wielu z nich pracuje jako lekarze, psychologowie, seksuolodzy, terapeuci, czy też osoby odpowiedzialne za konstrukcję mostów, po których dziennie przejeżdżają dziesiątki tysięcy pojazdów. Jaki procent z tych osób za parę lat będzie rządzić krajem, czy któryś z nich zostanie premierem, a może nawet prezydentem?

Założenie, że studia uczą praktycznych umiejętności w większości przypadków poszło dawno w zapomnienie na rzecz uczenia teorii. Coraz mniej jest uczelni, które mogą zaoferować przyszłym studentom rzeczywiste „ćwiczenia”, praktyki i zajęcia uczące praktycznego wykorzystania zdobywanej wiedzy. Przyszli pracodawcy doskonale to rozumieją i wolą zazwyczaj wybierać osoby z doświadczeniem, niż napakowaną i często nieusystematyzowaną wiedzą. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ uczelnie coraz częściej zarządzane są w sposób charakterystyczny dla firm z podejściem czysto biznesowym. Dostosowują się do rynku, a rynek się zmienia i wymaga. Wymagania są różne, ale jednym z głównych są wskaźniki ekonomiczno-finansowe, i tak w salach ćwiczeniowych upakować można ok. 15-20 (przy efektywnym nauczaniu) studentów lub max. 30, w tym samym czasie uczelnia traci jedną salę, pokrywa rachunki i musi zapłacić za wynagrodzenie szkoleniowca. O zgrozo! Czasami dochodzą również koszty eksponatów, narzędzi do ćwiczeń, czy też zakup licencji na grę symulacyjną, która jest potrzebna jakiemuś nadgorliwemu trenerowi. Przecież przez te 45 minut, czy półtorej godziny można w jednej dużej auli upakować nawet 300, czy 400 studentów przy niemal identycznych kosztach – jeden wykładowca, podobne rachunki... a jakie oszczędności!

Rynek się dopasowuje – powstałe jak grzyby po deszczu szkoły oferują nieoficjalnie nazywane „kierunki dla parasoli”. Nie ma problemu z zapisaniem się – otwieramy portfel, wpłacamy wpisowe, regularnie opłacamy czesne. Nie ma problemu z frekwencją – wiadomo, wykłady to wykłady, a ćwiczenia - zawsze można dogadać się z prowadzącymi, którzy mają zapowiedziane, że zaliczać można np. w formie referatów, prezentacji lub innych form, więc i tutaj nie będzie problemu. Skąd wzięła się nazwa „szkoła dla parasoli”? Otóż z przeświadczenia, że do takiej szkoły zapisać można nawet parasol – wystarczy regularnie opłacać czesne, egzaminy i z minimalnym nakładem siły odebrać dyplom ukończenia.

Egzaminy trzeba zdać, więc często wykładowcy pomagają to zrobić – jak i dlaczego? Metod jest wiele m.in.:

  • Na dobre przygotowanie – przed samym testem omawiane są przez wykładowców pytania i poprawne odpowiedzi.

  • Ponownie to samo – wykładowcy od lat nie zmieniają pytań i odpowiedzi, a informacje o tym, jaki zestaw pytań będzie oraz którą odpowiedź zaznaczyć, przenoszą się w zaskakująco szybkim tempie.

  • Może ksero – często w punktach ksero na samej uczelni lub obok niej znaleźć można „przykładowe” testy na danych kierunkach z poprzednich lat – wystarczy skserować i wykuć na pamięć lub przygotować gotowca.

  • Ciekawe, co nowego w gazecie – czyli wszelkiego rodzaju przyzwolenia na ściąganie – czytanie przez osoby pilnujące gazety, robienie innych czynności niż pilnowanie.

Parę słów o motywacji wykładowców i uczestniczenia w tym procederze.

Każdy wykładowca na koniec semestru i roku jest oceniany, często przez samych studentów, jak i przez określone wskaźniki (jak odsetek osób, które zaliczyły egzamin). Opinia o wykładowcy zawsze jest przekazywana dalej i studenci zapisujący się na zajęcia doskonale wiedzą, u kogo łatwiej, a u kogo trudniej zaliczyć ten sam przedmiot. Paradoksalnie, stworzenie takiego pseudo-systemu oceniania, który w teorii miał zadbać o jakość nauczania wpływa często destrukcyjnie. Wielu studentów chce uzyskać stypendium, czy też gładko i łatwo przejść przez studia, więc nie będzie wybierało zajęć „trudnych i ciężkich”. Jeżeli nie zbierze się odpowiedni limit osób na kierunku, czy na samych zajęciach – kierunek i ćwiczenia nie ruszą. To niesie za sobą kolejną konsekwencję, jak coś nie ruszy, to i wykładowca nie zarobi, bo nie będzie, na czym. Wielu wykładowców przyjmuje odgórnie niepisane zasady gry, by samym móc utrzymać się na rynku, kontynuować swoje badania, a w zaciszu swojego domu, stając przed lustrem, zagryźć dolną wargę i zrzucić wszystko na zmieniające się czasy i rozwydrzoną młodzież. Tłumacząc własne zachowanie, by zachować komfort psychiczny i kolejnego dnia pójść ze spokojem do pracy, niosąc kaganek oświaty.

Często odpowiedzi do testów są umieszczane w książkach lub materiałach wykładowcy, które student może kupić. Po co? Otóż jeżeli dzięki takiemu manewrowi sprzedaż książki wzrośnie, to wykładowca nie tylko zarobi, ale będzie mu łatwiej ponownie opublikować swoje prace. Jeżeli książka młodego doktora nie sprzeda się, kto wyda drugą część? To kolejny często stosowany mechanizm. Wiele programów zajęć układanych przez prowadzących uwzględnia wiele pozycji nie tylko ich autorstwa, ale i ich znajomych , którzy odwdzięczają się tym samym. Dzięki temu książki i materiały lepiej się sprzedają, wykładowcy więcej zarabiają, a tym samym zaczynają wyrabiać sobie nazwiska. Dzięki tak zawartym znajomością oraz licznemu gronu naukowych przyjaciół siatka znajomości z roku na rok się powiększa. Owocem tego są nowe projekty badawcze, wymiany zagraniczne, lepsze pozycje przy ubieganiu się o granty i fundusze na badania oraz często tworzenie zamkniętych środowisk.

Dyplom jest potrzebny, czyli o motywacji „dlaczego na studia”.

Wielu studentów pierwszych lat powtarza zgodnie, że coś słyszeli o danym kierunku, a dyplom mieć muszą, by znaleźć lepszą pracę. Dla wielu motywacją do podjęcia studiów były słowa rodziców, że wszyscy idą na studia i oni też muszą zdobyć dyplom, by coś znaczyć. Jeszcze parę lat temu bardzo często występującym czynnikiem motywacyjnym była chęć uniknięcia służby wojskowej. Dzisiaj coraz częściej studenci idą nie po umiejętności i wiedzę, lecz po papierek. Jedynie nieliczna grupa studiujących wie dlaczego i po co wybrali daną uczelnię i kierunek. Ciekawą grupę stanowią osoby 40+, które decydują się pójść na studia – zazwyczaj to właśnie oni najlepiej się uczą, uzyskują stypendia, a przede wszystkim najwięcej czerpią z samych studiów, bo wiedzą, że przyszli się uczyć, a nie dla papierka.

Zdarza się, że głównym czynnikiem, który motywuje ludzi już aktywnych zawodowo, jest dyplom, który muszą uzyskać ze względu na charakterystykę wykonywanej pracy, czy też obowiązujące wewnątrz firmy standardy. Zdarza się, że na drodze do awansu staje brak „papierka” i wówczas trzeba go zdobyć. Oczywiście część osób decyduje się zakupić dyplom na czarnym rynku – istnieje również możliwość zakupienia dyplomu wraz z wpisem do rejestru. Mimo takich możliwości mało osób decyduje się na podjęcie tego kroku, wśród ankietowanych 50 osób, które kupiły „wzór” pracy tylko jedna rozważała taką możliwość. Pomimo tego, że można kupić dyplom, ryzyko wykrycia tego faktu jest duże, również koszty nie są niskie, a i trzeba wiedzieć u kogo, gdzie i za ile kupić takie świadectwo ukończenia szkoły wyższej.

Jak kupić pracę licencjacką, magisterską lub doktorancką zgodnie z prawem?

Zgodnie z obowiązującym prawem pisanie prac magisterskich, jak i podawanie się za ich autorów jest niedopuszczalne. Dlatego teoretycznie taki proceder nie powinien mieć miejsca. Tyle teorii, a jak wygląda praktyka? Firmy oferują napisanie tzw. wzoru pracy dla zamawiających studentów, którzy oczywiście nie mają prawa go później wykorzystać. Wzór konstruowany jest zazwyczaj na podstawie wcześniej zaakceptowanego przez promotora tematu i planu pracy. Dzięki furtce pod tytułem „wzór” takie firmy mogą działać legalnie, mogą ogłaszać się w gazetach czy Internecie – a problem dotarcia do osoby, która napisze dowolną pracę z dowolnej dziedziny zniknął. W tym miejscu zastosowanie ma ten sam mechanizm, co w przypadku aborcji – jest ona w naszym kraju nielegalna, ale i tak dosłownie po 15 minutach przeglądania ofert wiemy, że można ją wykonać.

Ile to kosztuje?

Firmy zajmujące się pisaniem prac zatrudniają podwykonawców zazwyczaj na podstawie umowy o dzieło lub zlecenie. Proponują stawki na poziomie od 10 zł do 20 zł netto za stronę. Oczywiście w tej cenie ciężko znaleźć profesjonalistę w danej dziedzinie, który po godzinach normalnej pracy będzie pisał kolejne rozdziały. Dlatego zazwyczaj zatrudniani pracownicy tworzą prace na „zadawalającym poziomie”, licząc często na przychylność promotorów. Koszt, który ponosi klient, mieści się zazwyczaj w przedziale od 2 000 do 5 000 zł. Skąd bierze się taka rozpiętość cen? Otóż już nawet za 1 500 zł można kupić wzór z dostępnej bazy danych, jednak mógł on być wcześniej wykorzystany przez kogoś innego. Bardzo duże ryzyko wykrycia plagiatu, ale i cena bardziej przystępna dla studenckiej kieszeni. Najtańsze prace na zamówienie znajdziemy za około 2 000 zł, są to zazwyczaj proste wzory, dotyczą podstawowych zagadnień z często uczęszczanych kierunków i stanowią raczej produkt masowy. Im bardziej złożony projekt pracy, im więcej analizy i wyników, jakiś projekt badawczy (ankiety, eksperyment, itp.), specyficzne wymagania, tym więcej przyjdzie nam zapłacić.

W przypadku tzw. freelancerów w pisaniu prac – czyli osób, które zajmują się tym dorywczo i zazwyczaj po godzinach pracy, kwoty zaczynają się od 2 500zł i sięgają nawet 7 000 zł. Na cenę składa się najważniejszy czynnik – są to prace pisane na indywidualne zlecenia. Większość prac trzyma wysoki lub bardzo wysoki poziom, a ich prawdziwi autorzy niejednokrotnie są cenionymi specjalistami w danych branżach. Ceny zawierają często poprawki, które wskaże promotor, stworzenie dodatkowych ilustracji, wykresów, analiz, jak i również dostosowanie samego wyglądu pracy do formalnych wymagań przyjętych na danej uczelni (czcionki, odstępy, przypisy, logo uczelni, itd.). Ważnym czynnikiem, określającym kwotę jest również czas. Istnieje możliwość napisania pracy w tempie ekspresowym. W tym miejscu pojawia się pytanie, co zdefiniujemy jako tempo ekspresowe – miesiąc, trzy lub dwa tygodnie? Otóż są eksperci, którzy piszą pracę nawet w 48h, a czasami 24h. Usługa w sam raz szyta na miarę wielu studentów, którzy po pięciu latach studiów zwlekają do samego końca i ciągle myślą, że zmobilizują się do napisania pracy. Dla przeciętnego człowieka termin 24-48 godzin na napisanie pracy magisterskiej brzmi jak bajka. Jednak ci ludzie się na tym znają – zaplanują pracę, stworzą potrzebne ilustracje, mają dostęp do fachowej literatury, zaplanują projekt badawczy, jeżeli takie są wymagania, opracują wyniki, przeprowadzą analizy statystyczne, wyciągną wnioski i wszystko opiszą, a następnego dnia nad ranem na naszej skrzynce mailowej pojawi się wiadomość z załącznikiem „praca magisterska XYZ”. Oczywiście za takie tempo będziemy musieli słono dopłacić, ale czy na tydzień przed terminem złożenia pracy magisterskiej mielibyśmy inne wyjście?

Również często można spotkać freelancerów piszących prace doktorskie. To specyficzny rodzaj pracy, która wymaga więcej wysiłku, czasu i uwagi. Z taką pracą będąc na studiach doktoranckich Jan nie poszedł do firmy trudniącej się pisaniem prac. Jak mówi: „za duże ryzyko – zapłacę, napiszą, a nie wiem, co dostanę, do tego kogo oni zatrudniają? Licencjat – OK, magisterka – może jeszcze, ale doktorat? Wątpię, by było to na odpowiednim poziomie”. Jan zgłosił się do freelancera, którego polecił mu jego znajomy. Mówi, że z początku nie chciał się zgodzić, że musiał się za nim nachodzić, przekonywać. „Nie dziwię się mu – wypracowuje swoje nazwisko, sam wykłada na innej uczelni, jakby to wyszło na jaw, mógłby mieć spore problemy. Tutaj ważne jest zaufanie i polecenie kogoś, kto korzystał już z takich usług. To działa w obie strony. Ja teraz pracuję na stanowisku dyrektorskim, gdyby kwestia doktoratu wypłynęła, mogłoby to przekreślić moją karierę”. Chociaż doktoraty pisane przez freelancerów stanowią rzadkość, to rzeczywiście wiedza niezbędna do napisania takiej pracy jest na o wiele wyższym poziomie, dlatego i cena potrafi sięgać kilkudziesięciu tysięcy złoty.

Co stanowi główną motywację do zakupu pracy magisterskiej?

W przeprowadzonym badaniu wzięło udział 50 osób legitymujących się dyplomem magistra, każda z nich przyznała się do zlecenia napisania swojej pracy. Celem badania było poznanie głównych przyczyn oraz czynników odpowiedzialnych za motywację do skorzystania z takich usług. Określenie takich czynników może pomóc we wprowadzaniu odpowiednich zmian, mających na celu ograniczenie tego procederu.

Zdecydowana większość studentów, broniących pracy magisterskiej, podejmuje decyzję o zakupie tej pracy na miesiąc przed terminem oddania (52%), kolejną grupę pod względem liczebności stanowią badani, którzy zdecydowali się na to posunięcie na mniej, niż 2 tygodnie (22%) oraz 2 miesiące (16%). Jedynie 10% badanych studentów taką decyzję podjęło na 3 miesiące przed wyznaczonym terminem. Studenci decydują się na zakup pracy magisterskiej zazwyczaj, gdy zaczyna im się palić grunt pod stopami – termin złożenia pracy zbliża się, a oni orientują się, że albo nie zaczęli pisać, albo materiały, które mają przygotowane stanowią jedynie ułamek całej pracy. Tutaj dużą winę ponoszą promotorzy, którzy powinni przez cały ostatni rok akademicki regularnie monitorować postępy swoich magistrantów – akceptować kolejne rozdziały pracy, nadzorować prowadzone badania itd. Gdyby promotorzy wywiązywali się ze swoich obowiązków, zamiast często brać kolejne etaty i dorabiać na innych uczelniach, to wówczas studenci zmuszeni byliby do systematycznej pracy, a na miesiąc przed terminem oddania pracy nie budziliby się z ręką w nocniku.

Sprawdzono w badaniu, gdzie najczęściej studenci szukają informacji o firmach i osobach piszących prace licencjackie i magisterskie. Wyniki pokazują, że 43 z 50 studentów szukało informacji w Internecie, 40 starało się pozyskać opinie od znajomych z pracy lub uczelni, a jedynie 8 osób zajrzało w tym celu do prasy. 64% studentów zdecydowało się na pomoc freelancera, którego polecił im ktoś ze znajomych, a 36% na usługi firmy. Co natomiast stanowiło o wyborze konkretnej osoby lub firmy? Zdecydowana większość magistrantów podejmowała tę decyzję na podstawie opinii swoich znajomych, ludzi, którzy albo sami korzystali z usług danej osoby, albo znają kogoś, kto zdecydował się na to. Dla 80% badanych przy podejmowaniu decyzji ważna była opinia znajomych, 15% osób kierowało się znalezionymi w Internecie opiniami, a tylko dla 5% osób czynnikiem decydującym była cena. Na podanym przykładzie doskonale widzimy, że studenci nie mają zamiaru oszczędzać, wolą wybrać rozwiązanie, które ktoś już sprawdził i w zaufaniu im polecił, nawet jeżeli będą musieli za to słono dopłacić.

Najważniejszymi czynnikami wyróżnianymi przez magistrantów okazała się nie cena, lecz jakość (42 osoby na 50) oraz termin realizacji (39/50), aspekt finansowy uplasował się na ostatniej pozycji i wyróżniony został przez 23 osoby. Zdecydowana większość z ankietowanych magistrantów (32%) za swoją pracę zapłaciła w przedziale od 2 501 zł do 3 000zł, zbliżona liczba osób zapłaciła w przedziałach 2 001zł – 2 500 zł (26%) oraz 3 001zł – 3 500zł (24%). Jedynie jedna osoba zapłaciła powyżej 4 000 zł. Nikomu z badanych nie udało się zapłacić poniżej 1 500zł. Jak podkreślali badani w pytaniach otwartych – gotowi byli dołożyć pieniądze, pożyczyć lub też sprzedać coś, gdyż istotny dla nich był termin realizacji i jakość pracy, by nie była ona plagiatem i trzymała poziom. Oczywiście, gdyby oferty freelancerów lub firm zapewniały wcześniej wyróżnione elementy, wówczas czynnikiem decydującym stałaby się cena.

Interesujący jest fakt, że spośród 50 badanych, aż 35 osób broniło pracy licencjackiej, a 23 z nich korzystało już wtedy z pomocy w przygotowaniu „wzoru” pracy, której później bronili. Wszystkie 23 osoby korzystające z takiej pomocy – przy pracy magisterskiej skorzystały z usług tej samej firmy lub osoby, co w przypadku licencjatu. Głównymi czynnikami wyróżnianymi przez magistrantów, dla których zdecydowali się na zakup wzoru pracy, są: zbliżający się termin złożenia pracy, równoległa praca zawodowa, brak mobilizacji, brak czasu oraz motywacji . Wielu przyszłych magistrów musi równolegle pracować, by móc się utrzymać, opłacić rachunki, czy też mieć na drobne wydatki. Również część z nich ma własne rodziny, którym poświęca dużo czasu – zazwyczaj do pisania pracy zabierali się późnymi wieczorami, po zajęciach, pracy i wykonaniu codziennych obowiązków . Zamiast systematycznie przygotowywać mniejsze porcje materiału, które wymagają mniejszego nakładu pracy, czasu i wysiłku, studenci stawali przed stertą rzeczy, które mają do wykonania. W takim przypadku zgodnie z teorią motywacji – motywacja studenta musiałaby być na bardzo wysokim poziomie, by podjęte działanie nie zostało zaniechane. Dzięki systematycznym kontrolom postępu pracy przez promotorów motywacja studentów może być podtrzymywana, gdyż muszą wówczas wykonywać mniejsze prace (np. napisać jedynie część rozdziału) .

Garść ciekawostek o freelancerach, czyli czy na prawdę potrzeba 5 lat studiów, by napisać pracę magisterską na piątkę?

Jeden z freelancerów, do którego udało mi się dotrzeć skromnie przyznaje, że posiada już ponad 30 nieoficjalnych tytułów magistra, z 10 różnych dziedzin, z czego 5 z nich jest kompletnie niezwiązanych z jego wykształceniem czy wykonywanym zawodem. Pisane przez niego prace odznaczają się zawsze wysokim poziomem – jeszcze nigdy nie dostał niższej oceny niż 5, co potwierdzają osoby, które korzystały z jego usług. Pomimo że ukończył kierunek związany z zarządzaniem napisał prace z psychologii, marketingu, PR, marketingu politycznego, zarządzania zasobami ludzkimi, doradztwa zawodowego, zarządzania oświatą, pedagogiki, kulturoznawstwa, a nawet prawa pracy i grup chronionych na rynku pracy. Nie jest dumny z tego, co robi i nie podejmuje się każdego zlecenia, jak mówi:

„Nie podejmuję się pisania prac z biologii, chemii, czy fizyki – od tego są inni ludzie, są to tematy całkowicie mi obce. ...parę razy zgodziłem się po znajomości napisać jakąś pracę z dziedziny, o której nie miałem raczej bladego pojęcia, jak ta z prawa pracy, o której wspominałem. Jednak okazało się to łatwiejsze, niż sądziłem – wystarczyło posiedzieć w bibliotekach, wypożyczyć kodeks pracy z komentarzami, zobaczyć, jakie w tej dziedzinie obowiązują standardy pisania – usiąść na tyłku i wyklepać do sensu te 100 stron. Byłem w szoku, jak okazało się, że praca nie dość, że przeszła bez poprawek, to na dodatek dostałem pięć(...) Czy rzeczywiście ktoś, kto, powiedzmy, potrafi pisać, zna standardy i przez parę dni posiedzi nad książkami, jest w stanie napisać pracę na piątkę z dowolnej dziedziny? Co się porobiło z tymi studiami, że człowiek bez czterech lub pięciu lat zdobywania wiedzy i umiejętności w danej dziedzinie może w 2 tygodnie przygotować pracę, która zostanie tak wysoko oceniona? Geniuszem przecież nie jestem, więc nie jest to przypadek jeden na milion... to istne ośmieszenie systemu edukacji (spuszcza wzrok), ale wiem, że i ja nie jestem bez winy – co z tego, iż to prawie legalne, myślisz, że ja nie mam czasami wyrzutów sumienia ? ”

Image

Olaf Sawajner – wykładowca, prowadzi m.in. takie zajęcia jak: psychologia biznesu i reklamy, marketing, public relations, metody badawcze w psychologii, badania rynku i marketingowe. Trener NLP specjalizujący się w perswazji wielopoziomowej i rozwoju osobistym. Posiada doświadczenie zawodowe m.in. w takich sektorach jak: zarządzanie, marketing, rekrutacja i szkolenia.

Interesuje i rozwija się w kierunkach związanych z zastosowaniem i implementacją najnowszych technologii i sieci społecznych mających na celu zwiększenie efektywności pracy i grupowego nauczania. Więcej informacji dostępnych pod adresem: www.nafnaf.pl.

Komentarze  

Justyna
# Justyna 2011-09-12 11:59
ten artykuł powinien się też znaleźć w materiałach dla doradców zawodowych. Czyżby to była zachęta do podjęcia się zajęcia tego typu? Teraz już będę wiedziała ile sobie zażyczyć za pracę :)
Odpowiedz
Nadia
# Nadia 2011-09-12 14:38
Myślałam, że czytelniczki reprezentują wyższy poziom zrozumienia tekstu pisanego. To tak, jakby ktoś napisał w artykule, że płatni mordercy lub handlarze narkotyków zarabiają X, a Ty od razu zakładałabyś, że należy zabijać ludzi lub handlować narkotykami... i ile za to brać. Co do artu - świetne ujęcie tematu z różnych stron, czyta się interesująco, a wprowadzenie wkręca w doczytanie do końca.
Odpowiedz
Boski
# Boski 2011-09-13 02:49
Rewelka, wreszcie ktoś, kto zna sytuację od wewnątrz nie bał się napisać, o tym, co spotykane jest na tzw. backstageu. Niestety... co to zmienia..., za dużo osób na tym zarabia (i nie chodzi o freelancerów, a o uczelnie i ludzi w tych mechanizmach). Ktoś taki, jak ten gość, co napisał tekst powinien zostać ministrem edukacji - może wreszcie coś by się zmieniło na lepsze.
Odpowiedz
Robert
# Robert 2011-09-18 11:42
Bardzo dobry artykuł! Ciekawe spojrzenie, które daje do myślenia. Dziękuję.
Odpowiedz

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku