Menu

Chorągiewki

Jarosław Świątek

W życiu najczęściej popadamy w iluzję kontroli, zamiast ją sprawować. Niestety także w sprawach najwyższej wagi. Można to jednak zmienić.

Paweł poczuł ogromny przypływ radości, kiedy otrzymał wyniki swojej matury. Poszło naprawdę lepiej niż dobrze. Takie wyniki pozwolą mu aplikować na niemal każdą uczelnię w kraju z dużym prawdopodobieństwem, że się dostanie na dowolny kierunek studiów. Jest tylko jeden problem. Paweł zupełnie nie wie, co ma studiować. Porównuje więc oferty poszczególnych uczelni państwowych i prywatnych, czyta opinie specjalistów od rynku pracy, którzy rozpisują się, po jakich studiach można łatwo uzyskać dobrze płatną pracę, a po których taka jest bardzo wątpliwa i właściwie lepiej zrobić kurs na spawacza, bo to zawód lepiej płatny niż pracownika biurowego z wykształceniem wyższym niespecjalnym. W końcu decyduje się na wybór konkretnego kierunku i przez pięć lat ma spokój. Oczywiście pomijając kwestie zdawania egzaminów czy pisania pracy magisterskiej. Studia to jednak nie wyścigi, więc może spokojnie egzystować i cieszyć się życiem studenckim. Kolejny problem pojawia się w momencie, kiedy Paweł odbiera dyplom magistra choćby i inżyniera. Co dalej? Rozpoczynają się żmudne poszukiwania atrakcyjnego zawodu. Jeśli studia były mocno specjalistyczne, a rynek pracy jest chłonny, to pracę udaje się znaleźć całkiem szybko. Później pozostaje już tylko spłodzić drzewo i posadzić syna. Albo na odwrót. Tylko czy rzeczywiście o to chodzi w życiu?

Podobne dylematy przeżywają nie tylko ci, którzy dobrze zdają swoje egzaminy dojrzałości czy bronią na piątki prace magisterskie. Wspólnym mianownikiem dla większości tych osób jest jeden czynnik – iluzja kontroli zamiast faktycznej kontroli nad swoimi życiowymi wyborami.

Wydawać by się mogło, że dokonywanie życiowych wyborów powinno być dla nas najważniejszą (tutaj celowo użyję pleonazmu) rzeczą w życiu. Tymczasem to, w jaki sposób je podejmujemy, świadczy o tym, że zdajemy się na ślepy los i akceptujemy to, czego nam dostarcza. Czasami, dzięki procesom racjonalizacji i wspaniałemu działaniu lewej półkuli mózgu, udaje nam się przekonać samych siebie, że tego chcieliśmy właśnie i lepiej trafić nie mogliśmy. Akceptujemy swój los i jesteśmy szczęśliwi. Gorzej, jeśli nie udaje nam się zracjonalizować naszej codzienności, ponieważ zbyt wiele jest zewnętrznych powodów na niesłuszność podejmowanych przez nas działań.

Iluzja kontroli nie jest niczym nowym. Towarzyszy nam nieustannie i pozwala na funkcjonowanie w nieprzewidywalnym świecie rządzonym przez przypadek. Lepiej wierzyć, że ktoś dostał to, na co zasłużył, że w każdej chwili możemy schudnąć i rzucić palenie czy wyjechać na drugi koniec świata albo przezwyciężyć ciężką chorobę. To nie tylko pomaga nam się lepiej czuć, ale i przetrwać wiele spotykających nas trudności, wykrzesać w sobie motywację, która może okazać się istotna w ich pokonaniu. Kiedy jednak przychodzi nam faktycznie sprawować kontrolę, okazuje się, że robimy to bardzo rzadko, krótkotrwale lub nie potrafimy tego robić wcale. I tak palacze najczęściej powracają do palenia, dieta idzie w kąt tydzień po sylwestrze, a podróż do Los Angeles odkładamy na bliżej nieokreśloną przyszłość. W sporej części nie jest to nasza wina, ponieważ nasz układ nerwowy jest bardzo kosztownym organem pod względem energetycznym. Potrzebuje on ponad 20% zasobów energetycznych, które konsumuje nasz organizm, a waży zaledwie 2% masy całego ciała. Toteż znacznie łatwiej mu korzystać z gotowych i automatycznych skryptów zachowania i reagować błyskawicznie na zaistniałą wokół nas sytuację, niż aktywnie ją kreować i spalać więcej glukozy. Doskonale obrazują to badania Baumeistera, który – zmuszając ludzi do jedzenia rzodkiewek – stawiał przed nimi talerz z czekoladowymi ciasteczkami. Następnie dawał badanym do rozwiązania zagadki, których nie dało się rozwiązać. Oczywiście biedni uczestnicy eksperymentu o tym nie wiedzieli. Okazywało się, że ci, którzy odmówili sobie sięgnięcia po czekoladowe ciasteczka, znacznie szybciej się poddawali. Ich wola się wyczerpywała, bo wcześniej kontrolowali ją, żeby nie sięgnąć po pachnące i pysznie wyglądające ciasteczka. Energia się wyczerpała.

Dobrą wiadomością jest jednak to, że wolną wolę można ćwiczyć jak mięsień. Niemieccy naukowcy nawet wymyślili na to sposób. Otóż stworzyli maszynkę, która co około minuty czasu wyrzuca czekoladkę, którą musisz wrzucić z powrotem. O ile zadanie początkowo wydaje się proste, o tyle z czasem coraz trudniej jest się oprzeć pokusie. W ten sadystyczny sposób jednak nasz mięsień wolnej woli się wzmacnia i potrafimy dłużej zachowywać kontrolę nad otaczającymi nas pokusami.

Jednak nikt nie ćwiczy ani nie tłumaczy nam od dzieciństwa, jak ważne jest sprawowanie kontroli nad własnym życiem i naszymi najważniejszymi w nim wyborami. Toteż pozwalamy przejąć kontrolę naszemu automatycznemu pilotowi. Tymczasem już w liceum, ba! W gimnazjum nawet! Powinniśmy określić w którą stronę idziemy. Jasne, że niekoniecznie od razu trzeba wiedzieć, że się będzie premierem, prezydentem czy Karolakiem, ale kierunek na podstawie tego, co robić lubimy, wyznaczyć sobie już można. W gimnazjum warto wiedzieć, gdzie się wybiera zaraz po jego zakończeniu, w liceum – na jakie studia iść, a na studiach – jaką specjalizację wybrać i w kierunku którego zawodu lub grupy zawodów się przemieszczać. Byłoby idealnie, gdyby ktoś już w podstawówce wiedział, że będzie gwiazdą tenisa czy Formuły 1, ale najczęściej wtedy decydują za nas rodzice. Faktem jest, że gdy zaczynamy tak wcześnie, to później zajmujemy 2 miejsce w rankingu WTA albo ścigamy się w teamie Renault, ponieważ wyrabiamy tyle godzin ciężkiego treningu, że osiągamy mistrzowską wprawę.

Jeśli jednak chcemy szanować autonomię naszych pociech, to zachęcajmy je do wybierania najbliższych celów i rozwijanie zainteresowań. Pytajmy ich, a kiedy dorosną, niech pytają samych siebie – co chcę robić, kiedy skończę ten szczebel edukacji czy rozwoju. W czym jestem dobry, co mi sprawia przyjemność, jak można z tego wyżyć? Następnie z determinacją i świadomie opracowaną strategią uparcie należy dążyć do wyznaczonego celu. Pamiętając przy tym, że droga, a nie cel daje nam najwięcej szczęścia i radości. W taki sposób funkcjonują ludzie szczęśliwi, osoby, które mają coś do powiedzenia światu i wiele do niego wnoszą dzięki temu, że chcą, a nie muszą. Tutaj słowo „chcą” nabiera szczególnej wagi, ponieważ oni mogą powiedzieć, że naprawdę chcą, nie zaś zracjonalizować, że tak czują. Wiedzieli o tym już wtedy, gdy mieli naście lat i nie muszą się do tego w żaden sposób przekonywać. W taki sposób choć w małej części ograniczamy poczucie iluzji kontroli na rzecz faktycznego jej sprawowania. I to tam, gdzie najbardziej powinno nam na tym zależeć. W najważniejszych wyborach naszego życia.

Do poczytania:

Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku