Sondażowy zawrót głowy
- Szczegóły
- Utworzono: 25 maja 2015
- Jarosław Świątek
Zaskoczenie, szok, niedowierzanie… przynajmniej na twarzach polityków, którzy obserwowali pierwsze sondażowe wyniki wyborów prezydenckich. Przecież sondaże przedwyborcze pokazywały zupełnie inne wyniki. Jak mogły się tak mylić?
O sondażach dyskutuje się nieustannie przy okazji każdych wyborów, ale także w okresach pomiędzy nimi. Kto traci, kto zyskuje – słupki poparcia zdają się najważniejsze. Mimo to, kiedy wyniki wyborów różnią się od wyników sondaży, politycy chętnie zrzucają winę na różne metody pomiaru, choć najprawdopodobniej nie wiedzą sami, na czym w ogóle polegają owe metody i czym mogą się one od siebie różnić. Potrzebujemy jednak wyjaśnienia, skąd rozbieżności, więc racjonalizacja w tej sytuacji jest nieuchronna i uzasadniona. Racjonalizacja zawsze zresztą jest uzasadniona, bo człowiek to zwierzę racjonalizujące, a nie – jakbyśmy bardzo chcieli – racjonalne. Kiedy nie wiemy, co się dzieje, to tworzymy mniej lub bardziej niestworzone historie. Pomaga to w poczuciu kontroli i przewidywalności świata, który jest nieprzewidywalny i najczęściej zupełnie poza naszą kontrolą.
Wyniki sondaży różnią się od wyników wyborów faktycznie ze względu na metody pomiaru. Jednak nie chodzi o różnice pomiędzy pracowniami badania opinii społecznej, ale w ogóle o sposób pomiaru, jakim są sondaże – sposób, który nie uwzględnia natury ludzkiej. Sondaże bowiem bazują na ustnych, najczęściej telefonicznych, odpowiedziach ankietowanych. A człowiek to istota zwodnicza. Może nie chcieć udzielić prawdziwej odpowiedzi, więc skłamie jak mu się żywnie podoba. Ktoś powie – ale przecież sondaże są anonimowe, badani mogą czuć się swobodnie. I czują się swobodnie. Nawet za swobodnie. Badani chcą być w zgodzie nie tyle z ankieterem, co sami ze sobą. I paradoksalnie właśnie dlatego mogą nie chcieć podać prawdziwej odpowiedzi. Nie chcą bowiem, żeby ktoś znał ich preferencje. Uważają je za swoją intymną strefę i podadzą odpowiedzi zgodne z preferencjami większości, choć myślami są z mniejszością. Jeszcze inna grupa może się zwyczajnie wstydzić przyznać do swoich preferencji, bo wie, że ich wybór jest nieaprobowany przez ową większość, przedstawianą w innych sondażach. I wreszcie – co dotyczy głównie osób niezdecydowanych lub tych, które do wyborów nie chodzą, mogą one nie wiedzieć zupełnie, na kogo mogłyby głosować, ale czują się zobligowane, żeby kogoś wskazać. I wskazują, choć później wcale nie głosują lub głosują zupełnie inaczej, niż to zadeklarowały.
Deklaracje to jedynie słowa. Słowa mogą zwodzić na manowce i nierzadko to czynią. Jeśli chcemy znać prawdziwe preferencje ludzi, to nie na słowach, a czynach skupić się powinniśmy. Ludzkie zachowania są znacznie bardziej diagnostyczne dla postaw i preferencji niż deklaracje. Zachowania zazwyczaj są naturalne. Ciało nie umie kłamać, a ludzie znacznie słabiej niż wypowiadane słowa kontrolują swoje zachowania. Dowody? Niezdolność do długotrwałej samokontroli w dążeniu do celów długoterminowych, wybuchy emocji, uleganie manipulacji – to tylko kilka przykładów. Przykładów, które obrazują, jak ciężko nam kontrolować nasze zachowanie i wybierać optymalne opcje reakcji w danej sytuacji.
Badania sondażowe w dniu wyborów – tzw. Exit poll, są już znacznie dokładniejsze, ale i one posiadają dwuprocentowy margines błędu. Idealnym sprawdzianem prawdziwych preferencji byłoby odtworzenie warunków panujących w lokalu wyborczym. Gdyby preferencje mierzone były poprzez coś w rodzaju prawyborów, to wyniki najprawdopodobniej byłyby znacznie bliższe rzeczywistości. Oczywiście takie badanie musiałoby być przeprowadzone na takich samych zasadach doboru próby, ponieważ odbywające się w różnych miejscach prawybory nie odzwierciedlają prawdziwych preferencji narodu, a jedynie regionu, w którym się odbywają. Takie badania byłyby znacznie bardziej kosztowne, ale za to o wiele dokładniejsze. Ludzie bowiem nie mówią często tego, o czym myślą, a już tym rzadziej robią to, co mówią. Za to robią to, co myślą. Kto pierwszy odejdzie od introspekcji i zmodyfikuje procedurę badawczą w kierunku bardziej behawioralnych wskaźników, ten wygra wiarygodność i solidność. Straci jednak trochę pieniędzy. Choć straci po to, żeby zyskać jeszcze więcej. Jakość usług zazwyczaj broni się sama. Tylko trzeba ją najpierw zapewnić.