Menu

Popkultura czy poptresura?

Świadoma konsumpcja to mit. Emocje, nawyki i apetyty – oto kluczowe determinanty naszych zachowań. W spektaklu popkultury bliżej nam do posłusznych zwierzaków niż suwerennych aktorów.

Termin „popkultura” to nazwa bardzo nieszczęśliwa. Sugeruje ona bowiem, że popkultura rzeczywiście jest kulturą, a zatem wspólnotą wartości i postaw podzielaną przez zbiorowości, służącą komunikacji i regulującą życie w grupach. Więcej, sugeruje ewolucję owej wspólnoty wartości, nie tylko w sensie ilościowym, ale i jakościowym. Wykształcanie się tradycji, czy tak zwanej „kulturowej zapadki”, która wytycza zupełnie nowe szlaki myśli i symboli. Ale sam fakt, że popkultura operuje na treściach, formach i zachowaniach, a więc na „tworzywie kultury” nie oznacza jeszcze, że mamy do czynienia z prawdziwą kulturą. Podobnie jak sam fakt wytatuowania sobie chińskiej litery na ramieniu nie implikuje znajomości chińskiego alfabetu. Niewykluczone bowiem, że mamy jedynie do czynienia z dobrze ugruntowanym procesem ekonomicznym, przemysłem posiadającym potężną sieć dystrybucji, który wytwarza produkty dla naszych umysłów. A że nasze umysły dobrze czują się w środowisku kulturowym – oferowana jest im jej przyjemna i lekkostrawna proteza, na której przy okazji robi się kupę pieniędzy.

Jak robią to małpy

Zanim zagłębimy się w obiecane meandry popkultury, konieczna jest krótka przejażdżka na tereny zarezerwowane dla prymatologii i antropologii społecznej. Niejeden raz mieliśmy okazję usłyszeć o tzw. kulturach zwierzęcych. W dziełach popularyzatorów nauk – głównie tych sytuujących się na styku humanistyki i tzw. hard sciences – mogliśmy odnaleźć liczne przykłady tego, jak to zwierzęta wypracowują sposoby radzenia sobie w środowisku, które nijak nie są wyprowadzane z ich dziedzictwa genetycznego. Tym bardziej, gdy zachowania takie właściwe były całym grupom. A gdy okazało się, że z podobnymi problemami różne stada radzą sobie w różny sposób… to dopiero! Mamy zatem prawdziwą kulturową różnorodność! Takie rewelacje – np. wśród niektórych gatunków małp – obserwowano w przypadku mycia owoców, nawoływań, wydobywania badylem termitów itd. Skoro jest element uczenia, który utrzymuje się przez kilka pokoleń, cóż to więc innego, jeśli nie kultura?

Ano, jednak coś innego. Gwoli ścisłości – jest to proto-kultura, czyli twór mniej skomplikowany, angażujący prostsze czynności umysłowe.

Wybitny antropolog i badacz prymatów Michael Tomasello jest jednym z czołowych sceptyków w kwestii zwierzęcych kultur. Jego zdaniem nie ma podstaw, by uznać, że zwierzęta dokonują tych samych skomplikowanych operacji umysłowych co ludzie przekazujący sobie kulturę. Nie muszą się wczuwać w sytuacje innych osobników, uwspólniać punktów widzenia, komunikować się, ani nawet naśladować swych zachowań. Mało tego, one tego po prostu nie potrafią. Jeśli uczą się jakichś zachowań, robią to każde na własny rachunek. Ponieważ niektóre sposoby są lepsze niż inne – upowszechniają się prędzej, zgodnie z zasadami prawdopodobieństwa i psychologii behawiorystycznej, która mówi, że ma szansę przetrwać tylko takie zachowanie, które przynosi nagrodę. Patrząc na zwierzęce kultury – twierdzi Tomasello – mamy do czynienia jedynie z niezwykle ciekawymi przykładami stadnej autotresury. Małpa dłubiąc patykiem w termitierze może nie mieć pojęcia po co to robi. Jednak gdy stwierdzi, że na końcu patyka przypadkowo znajdzie się smakowity owad – będzie takie działania powtarzać z uporem maniaka, aż do zapełnienia żołądka. Inna małpa widząc, na patyku koleżanki ze stada czasem znajdują się takie przysmaki – sama może spróbować działać w podobny sposób, choć może nie mieć najmniejszego pojęcia co z takim patykiem robić. Metodą prób i błędów – prawdopodobnie jednak osiągnie sukces. To nie kultura. Mechanizm tego działania odkrył już dawno temu Pawłow i jego pies. A że robi tak więcej małp? Cóż, świadczy to tylko o tym, że termity naprawdę im smakują…

Tymczasem my, ludzie, tym różnimy się od zwierząt, że ucząc się pewnych zachowań, od początku wiemy po co je wykonujemy, potrafimy świadomie nauczać innych i spojrzeć na świat oczami innej osoby, uświadomić sobie oczekiwania względem nas samych. Umiemy powściągać swoje emocje na rzecz „wyższego” celu, który podpowiada nam sumienie. Żadnego z tych elementów nie potwierdzono ponad wszelką wątpliwość wśród zwierząt w ich naturalnym środowisku.

Problem w tym, że coraz mniej takich właśnie „komponentów z wyższej półki” zaobserwować możemy i dziś – wśród ludzi. A to dlatego, że popkultura również pod wieloma względami wykazuje łudzące podobieństwa do małpich proto-kultur. Choć mamy w jej ramach wspólne zachowania, podobne gusta i identyczne potrzeby, nie jest to globalna wspólnota wartości, norm i grup. Jest to raczej konglomerat pojedynczych strategii konsumenckich wypracowanych na zasadzie tresury, zbiór automatyzmów, do których każdy z nas dochodzi własną drogą. Tłum łaknący przyjemnej stymulacji, nie zaś wewnętrznie shierarchizowana grupa realizująca wspólny cel. Klienci McDonalda jedzą to samo, nie oznacza to jednak, że wypracowali taką normę. Została im ona podana w menu. Ale po kolei.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku