Bóg w każdym drzewie
- Szczegóły
- Utworzono: 19 sierpnia 2011
- Jarosław Świątek
Przed trzema tysiącami lat wierzono, że jest tylu bogów, ile rozmaitych, niewytłumaczalnych procesów można było wówczas zaobserwować. I tak Zeus władał najbardziej niezrozumiałymi i nieprzewidywalnymi piorunami oraz stał na czele panteonu bogów na Olimpie, Posejdon w swej nieskończonej łasce trzymał w ryzach morza i oceany, Ares powodował wojny, a Helios był uosobieniem Słońca. W miarę, jak cywilizacja i wiedza ludzka zaczęły się rozwijać, coraz bardziej odchodzono od tego sposobu opisywania świata. Dzisiaj w krajach rozwiniętych nikt już nie wątpi, że pioruny powstają w wyniku wyładowań atmosferycznych, tęcza jest złudzeniem optycznym, wynikającym z załamywania się światła, a wojny wywołują ludzie. Nietrudno zauważyć, że do takiego stanu rzeczy przyczynił się rozwój nauki. Dzięki niej rozwinęła się medycyna, technologia i nasza wiedza o świecie współczesnym. I nadal się rozwija, a, co ważniejsze – będzie się rozwijała, bo wciąż więcej nie wiemy niż wiemy (idąc za sokratejskim: „Wiem, że nic nie wiem”).
Ludzie wydają się mieć tendencję do personalizowania niedostępnych poznaniu czynników, które wpływają na procesy zachodzące w ich bezpośrednim otoczeniu. Fritz Heider (1958) twierdził, że każdy z nas jest swoistego rodzaju „naukowcem z ulicy” i tworzy teorie dotyczące obserwowanych ludzkich zachowań. Teorie atrybucji, którym dał on początek, opisują, w jaki sposób ludzie wnioskują o osobowości vs. sytuacyjności zachowań innych ludzi. Innymi słowy, teorie te opisują, kiedy człowiek przypisuje odpowiedzialność za czyjeś zachowanie świadomej i celowej intencji lub cesze charakteru (np. jedzie wolno i ostrożnie, bo to kiepski kierowca), a kiedy uznaje, że daną jednostkę do takiego czy innego działania popchnęła sytuacja, w której się ona znalazła (np. wczoraj dużo wypił i ma kaca, przez co tak ostrożnie i powoli jedzie samochodem). Badania dowodzą jednak, że ludzie przeceniają wpływ osobowości obserwowanego aktora, a nie doceniają czynników sytuacyjnych, które wpływają na jego zachowanie. Efekt ten, nazywany podstawowym błędem atrybucji (Ross, 1977), stanowi bardzo powszechny mechanizm postępowania człowieka i jest niewątpliwie deformacją poznawczą, nie zaś prawidłowym sposobem opisywania otaczającej nas rzeczywistości.
Gilbert, Pelham i Krull (1988) postulują, że mamy automatyczną i niekontrolowaną tendencję do przypisywania zachowania aktorowi. Dopiero skupienie uwagi i świadoma obserwacja mogą rozmyć lub całkowicie wyłączyć z wnioskowania intencję po stronie aktora w konkretnym akcie behawioralnym. Żeby jednak móc wnioskować o sytuacyjnych aspektach zachowania, konieczna jest ich obserwacja. Kiedy słyszymy mężczyznę używającego wulgaryzmów jednego po drugim, w pierwszej kolejności pomyślimy, że to cham czy prostak, a dopiero gdy zauważymy, że trzyma się za nogę i podskakuje, możemy wysnuć wniosek, że uderzył się w stopę i próbuje sobie poradzić z bólem. Często jednak nie jesteśmy w stanie dostrzec czynników, które wywołały czyjeś zachowanie. Wówczas prawie na pewno przypiszemy temu komuś za nie odpowiedzialność.
Nietrudno sobie wyobrazić, że procesy atrybucji miały kolosalny wpływ na stworzenie przez człowieka koncepcji boga. Przed tysiącami lat, kiedy powstawały największe religie, które przetrwały po dziś dzień, dostępne świadomemu poznaniu było bardzo niewiele rzeczy. Nie istniała ani odpowiednia technologia do badania komórek i mikroorganizmów lub obserwacji wszechświata, ani medycyna, ani rzetelna metodologia naukowa, która mogłaby pomóc tworzyć eksperymenty i na ich podstawie wyjaśniać otaczającą rzeczywistość. Ludzie byli zdani na swoje wierzenia i zabobony. Tworzyli więc bogów oraz cały system religijny, który pozwalał im przewidywać, wyjaśniać oraz opisywać znany im świat. Oprócz tego próbowali oni za pomocą religii sprawować nad nim kontrolę poprzez rozmaite rytuały i modlitwy. Teorie boga i religii były niepodważalne i potrafiły wyjaśniać wszystko. Zawsze bowiem ostatnie zdanie należało do wielkości boga i niemożliwości objęcia jego planów i zamiarów ludzkim małym móżdżkiem.
Ta sytuacja zmieniała się z biegiem czasu i funkcja eksplanacyjna religii zaczęła maleć wraz z rozwojem nauki, której strażnicy religii słusznie się boją. Najpierw Kopernik (2009) wykopał Ziemię z centrum wszechświata na jego peryferie, później Darwin (1998) posadził człowieka na drzewie. Niedawno z kolei Francis Crick (1997) podjął się poszukiwania duszy w ludzkim mózgu i stwierdził, że nie ma tam dla niej miejsca. Wszystkie te odkrycia nie tylko podważyły wynikające z religii teorie opisujące rzeczywistość, ale również poważnie zachwiały jej fundamentami. Wskazały na jej anachronizm i kompletną nieadaptacyjność w stosunku do zmieniających się i rozwijających zapotrzebowań człowieka.
- poprz.
- nast. »»