Menu

Zaraźliwe informacje i świadomi nosiciele

Dlaczego to jest takie trudne do zmiany? Czemu – przynajmniej w naszym kraju – politycy i dziennikarze mogą – pod pozorem przedstawiania swoich opinii – kreować rzeczywistość i wpływać perswazyjnie na ludzi zgodnie ze swoimi interesami (zazwyczaj zresztą bardzo namacalnymi i konkretnymi)?

Po pierwsze robią to praktycznie wszyscy (tj. uprawiają medialną sofistykę) i uważają, być może pod pewnymi względami słusznie, że uatrakcyjnia to przekaz, ponieważ ludzie wolą krwiste i emocjonalne komunikaty od wyjałowionej i pozbawionej pieprzu treści.

Do wyjątków – jak nam się wydaje – należą tacy uczestnicy dyskursu publicznego, którzy dbają o rzetelność przekazu, jak na przykład Jan Pospieszalski czy prof. Legutko a raczej standardem jest sposób postępowania p. Niesiołowskiego, Kalisza.

Po drugie trzeba to umieć wykryć. Często czujesz w brzuchu (tzw. odruch trzewny), że ktoś ciebie „robi w trąbę”, ale potrzeba pewnej wiedzy (m.in. z zakresu psychologii, retoryki, erystyki i technik manipulacji), aby pokazać to czarno na białym.

Zapewne byłaby na to rada, żeby na ekranie telewizora pokazywać czy dany dyskutant manipuluje, czy też nie, ale raczej nikt się do tego nie pali. Wystarczyłoby, aby pasku u dołu ekranu, w trakcie ważnych dyskusji, mógł się pokazywać „metakomentarz”, że polityk w swojej wypowiedzi używa takich to a takich chwytów erystycznych, np.: argumentów personalnych, insynuacji, fałszywych wnioskowań etc. (i najlepiej, jakby pokazywany byłby w czasie rzeczywistym).

Niemniej taki sposób prezentacji VIP-a medialnego mógłby być i bardzo dowcipny, a nawet medialny i nawet stać się gwoździem programu, ale... jakie to niosło by z sobą konsekwencje? Nie dość, że nuda, to jeszcze by się wszyscy poobrażali, bo przecież to sami miłośnicy prawdy i ludzi (dwa w jednym).

Po trzecie nadawcy słusznie zakładają, że jeszcze póki co, nikt nikogo nie przymusza, do oglądania telewizji i robimy to na własne ryzyko i odpowiedzialność.

A po czwarte nikt nie ma w tym interesu. Zupełnie tak samo jak z myciem rąk przez cyrulików, dopóki Pasteur nie zrobił rabanu o bakterie (których, jak wiemy, nie widać) i w trosce o pacjentów namówił lekarzy do tej czynności. Dziennikarzy i osoby publiczne widać – jeśli można powiedzieć – aż nadto i może na tym właśnie problem polega.

Czy odbiorcy mediów chcą być zabezpieczeni przed perswazją, czy raczej mają to w nosie i interesuje ich zwyczajnie rozrywka i mało co poza tym?

Oto jest pytanie godne Hamleta. Być i wiedzieć (poznawać rzetelnie prawdę) czy bawić się i dowiadywać się, co popadnie. Znacie odpowiedź?

A jak zmyć natrętów?

Milczenie jest najlepsza metodą odpowiadania na wszelkie pomysły oceniania dziennikarzy i osób korzystających z mass mediów. Zresztą milczenie jest w ogóle najlepszą bronią przeciw tym, którzy głoszą jakieś niewygodne prawdy.

O szczebel tylko gorszy jest terroryzm medialny, czyli zmasowany atak insynuacji i argumentów personalnych, który przypomina elektroniczno-papierowe tsunami.

Tak na marginesie, czym się różnią partie polityczne w naszym systemie od potężnych mass mediów, tego doprawdy nie wiadomo: i jedni, i drudzy wespół praktycznie „robią” radio, telewizję i resztę tej machiny „kłamstwa, żelaza i stali”.

Na „wyprzódki” wielkim głosem partie i media twierdzą, że są bezstronne i mówią prawdę i tylko prawdę. Może mass media od partii różni tylko to, że te pierwsze (przynajmniej te prywatne) nie czerpią jeszcze dotacji z budżetu, ale zapewne zmiana w tej materii jest tylko kwestią czasu. Celem jednych i drugich jest przecież: prawda, dobrobyt i powszechne szczęście. A wszystko to dzięki powszechnemu prawu do rzetelnej informacji i prawdy. A za to należy godziwie płacić – taki medialno telewizyjny abonament od prawdy...

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku