Menu

Zaraźliwe informacje i świadomi nosiciele

Profesor Robert Cialdini, autor światowych bestsellerów, w tym „Wywierania wpływu na ludzi”, zauważa w artykule „Media: nośniki zaraźliwych informacji”, że mass media proponują pewne postawy i zachowania, które mogą mieć wpływ na postępowanie innych ludzi. Poprzez nie uruchamiane zostają mechanizmy naśladownictwa i historie pokazywane w telewizorze czy Internecie, zaczynają być powielane w normalnym życiu.

Nazywa nawet takie informacje „zaraźliwymi” i przytacza cały szereg drastycznych sytuacji, w tym i przypadków samobójstw (tzw. efekt Wertera), które miały zajść pod ich wpływem. Zatem możemy mówić o takich informacjach, że są nie tylko „zaraźliwe”, ale wręcz „toksyczne”.

Ciekawe jest to, że osoby rozpowszechniające takie informacje właściwie nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności. Oczywiście w wypadku szerzenia treści „podburzających do zniszczenia sytemu państwa”, albo jawnie kłamliwych na temat konkretnych osób, spotkałaby je kara (lub chociażby naraziłyby się na prywatne powództwa sądowe), to już nieprawdziwe (tj.: tendencyjne i perswazyjne) komentowanie wydarzeń uchodzi całkowicie bezkarnie. Mimo, że często to można wykazać czarno na białym (chociaż bywa, że nie jest to takie proste) i tłumaczenie się dobrymi intencjami nie ma tu nic do rzeczy.

Granica pomiędzy komentarzem (niechby nawet tendencyjnym, ale w ramach prawa do opinii) a zamierzonym manipulowaniem odbiorcą jest płynna i trudna do udowodnienia. Dziennikarze aktywnie tworzą rzeczywistość, relacjonując wydarzenia i przepytując osoby, mające na nie wpływ (zazwyczaj polityków lub wysokich urzędników). Relacjonują ich opinie, które często są bardzo stronnicze i całkiem jawnie służą niszczeniu oponentów i wygrywaniu własnych racji, będąc nawet nieskrywanymi próbami „informacyjnego molestowania” odbiorcy.

Gdyby uznano, że manipulowanie i perswazja sofistyczna uprawiana w mass mediach jest tym samym, co na przykład wyłudzenie albo oszustwo, tyle tylko, że dokonywanie na całych grupach obywateli i w blasku telewizyjnych reflektorów, na stronach milionów stron gazet, sprawa wyglądałaby może inaczej.

Nie ma przecież znaczenia dla oceny moralnej czynu czy ktoś działa na szkodę jednego Kowalskiego, czy setek tysięcy pracowników najemnych lub emerytów poprzez propagowanie rozwiązań prawnych bądź politycznych, których konsekwencje doprowadzą ich do kłopotów.

Czy niewiedza może być usprawiedliwieniem?

Wszak w prawie obowiązuje rzymska zasada, że Ignorantia legis excusat neminem, czyli nieznajomość prawa nikogo nie tłumaczy i nie można zasłaniać się nieznajomością przepisów, ale czy podobna zasada obowiązuje także osoby występujące, a może raczej „wykorzystujące” mass media?

Nie mówimy tu o celowej propagandzie i intoksykacji uprawianej przez agentów wpływu wszelakiej maści na zlecenie państw i służb, bo to inna para kaloszy, ale o codziennej niestaranności, niefrasobliwości dziennikarzy i aktorów (polityków i innych osób znaczących) ich relacji i komentarzy.

Naturalnie opinie na temat tego, co i dla kogo jest szkodliwe (w sensie merytorycznej treści przekazu) byłyby często diametralnie różne (co innego będzie szkodliwe dla obywateli z punktu widzenia prezes Stowarzyszenia im. Adama Smitha, a co innego dla redaktora Trybuny) i raczej nie do uzgodnienia, jednak może dało by się znaleźć jakieś minimum.

Niewątpliwie oprócz treści istotna jest forma i ta, jeśli miałaby wszelkie oznaki manipulacji i sofistyki, powinna być piętnowana i uznawana za szkodliwą bez względu na wartości „na rzecz których” starano się przy pomocy nieuczciwej perswazji wpłynąć na nasze myślenie, postawy i w konsekwencji decyzje.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku