Neurobiznes – szamaństwo XXI wieku?
- Szczegóły
- Utworzono: 24 lutego 2009
- Jarosław Świątek
Pod koniec ubiegłego roku w Zakładzie Neurofizjologii w Instytucie Nenckiego PAN swoje poniekąd bardzo ciekawe wystąpienie miał dr Tomasz Witkowski. Witkowski zauważa, że w związku z unowocześnieniem metod neuroobrazowania i możliwością przeprowadzania bardzo dokładnych pomiarów (np. spalania glukozy we krwi), ruszyła cała masa badań nad mózgiem. Owocują one co chwilę nowymi odkryciami dotyczącymi ludzkich reakcji i zachowań o podłożu neuronalnym.
Ludzie nie mają oporów przed wzbudzaniem nowych nadziei związanych z tymi odkryciami, a liczni szarlatani chcąc skorzystać z zaciekawienia i zaintrygowania nowymi odkryciami, chętnie wykorzystują przedrostek neuro do promowania rozmaitych technik oddziaływania na ludzi, które nie mają jednak z neuronauką nic wspólnego.
Na takiej zasadzie działa np. Neurokinezjologia. W Polsce możemy się spotkać z terminem kinezjologia edukacyjna. Osoby, które prowadzą szkolenia z tego zakresu, twierdzą że metodyka tej dziedziny opiera się na najnowszych osiągnięciach neurofizjologii i co za tym idzie, uzyskują na swoją działalność szkoleniową potężne dofinansowania z Unii Europejskiej (w ramach programu EFS). Co ciekawe programy oparte na tej metodzie zostały zaaprobowane przez MEN, a program dla nastolatków pt. Mój kuferek zyskał nawet specjalny certyfikat Ministerstwa Edukacji Narodowej w 2005 roku, co uwiarygodniło metodę państwowym autorytetem. Tymczasem Komitet Neurobiologii Państwowej Akademii Nauk w 2006 roku wydał ekspertyzę, w której jednoznacznie stwierdził, że metody te są sprzeczne z wiedzą na temat funkcjonowania mózgu. „Tego typu metody nie są zalecane w praktyce klinicznej, (...) nie można wykluczyć szkodliwego ich działania” - Chwilę później do krytyki przyłączyć się miało Polskie Towarzystwo Alergologiczne, a także psycholodzy, rehabilitanci i terapeuci.
Na podobnej zasadzie powstało Neurolingwistyczne Programowanie. Jego ojcowie wyszli z założenia, że wszystko co robimy – czy śpimy, jemy, czy myślimy, jest wynikiem działania programów uruchamianych przez nasz układ nerwowy. Zbyt przełomowe to odkrycie nie jest, natomiast podejście zwolenników NLP może sugerować, że nie jemy kolacji tylko oddajemy się neurodegustacji, nie interesuje nas picie piwa tylko picie neuropiwa itp.
NLP potrafi pokazać nam jak np. uwieść każdą kobietę oddziałując na jej programy mózgowe. Szkoda tylko, że spora rzesza osób, która zetknęła się z tymi metodami, wręcz odstraszała od siebie kobiety, zamiast je przyciągać. NLP nie budzi jednak zbyt wielkiego oburzenia, gdyż jego targetem są osoby dążące do samorozwoju i sukcesów zawodowych. Podobnie jak w przypadku wspomnianej wcześniej neurokinezjologii, sukces rynkowy tej pseudonauki silnie wspomaga przedrostek neuro.
Bardziej niebezpieczne są jednak neurotechnologie. O ile takie maszyny jak PET (Pozytronowy Tomograf Emisyjny), fMRI (Funkcjonalny Jądrowy Rezonans Magnetyczny) czy EEG (Elektroencefalografia) są doskonałymi aparaturami, które znacznie przyczyniły się do rozwoju badań nad mózgiem, to możemy natknąć się na obietnice podniesienia IQ, redukcji snu czy wyleczenia chronicznego bólu za pomocą specjalistycznej neurotechnologii, która za pomocą treningu i swoich właściwości diagnostyczno – stymulacyjnych jest w stanie czynić dosłownie cuda. Autorzy takich programów, opartych na jak twierdzą neurotechnologiach, potrafią całkowicie wyleczyć (nie jedynie wspomóc) 131 chorób. W tym: demencję, epilepsję czy chorobę Parkinsona. Prawda, że to niezwykłe?
W rzeczywistości chodzi jednak o wykorzystanie zwykłej aparatury do biofeedbacku, dzięki której człowiek istotnie może uzyskać informacje o zmianach stanu fizjologicznego swojego ciała, dzięki czemu pacjent może nauczyć się nieco modyfikować takie funkcje organizmu, które zazwyczaj świadome nie są, ale nie ma możliwości aby wpływać na nie w stopniu całkowitym, a już tym bardziej, aby potrafić dzięki nim usuwać choroby! Takie procesy jak wydzielanie dopaminy czy serotoniny, której rozregulowane receptory powodują depresję, są absolutnie poza jakąkolwiek kontrolą podmiotu.
Dlaczego tego typu bzdury szerzą się z taką siłą?
Witkowski wskazuje na trzy zasadnicze powody. Pierwszy to ludzki głód cudów, który siedzi w każdym z nas. Każdy chce wierzyć, że za pomocą dotknięcia magiczną różdżką zmieni siebie i swoje otoczenie. Drugi to brak regulacji prawnych na temat psychoterapii. Dzisiaj każdy, kto otworzy działalność gospodarczą może szerzyć neuroszamaństwo. Wszelkie próby wprowadzenia regulacji prawnych spotykają się z oporem właśnie tych środowisk, których działalność budzi daleko idące kontrowersje.
Wreszcie trzeciego powodu upatruje Witkowski w braku reakcji środowisk uczonych na to zjawisko. Ich ignorancja posuwa się do tego stopnia, że pozwalają oni na przeprowadzanie kursów z zakresu np. kinezjologii na polskich wyższych uczelniach. Można również znaleźć kursy dotyczące NLP na najlepszej polskiej uczelni kształcącej psychologów. Taki stan rzeczy wpływa pozytywnie na rozwój nierzetelnych metod rozwoju i terapii określanych przedrostkiem neuro.
Źródło: informacje własne
Komentarze
Zwróciło moją uwagę wskazanie 3 przyczyn rozpowszechnian ia się "neurobiznesu". 1."Głód cudów" - tym rzeczywiście wiele zjawisk można wyjaśnić. 2. "Brak regulacji prawnych dotyczących psychoterapii". Tutaj, moim zdaniem. pojawia się niebezpieczeńst wo. Ustawa ma wskazać jak i kto może prowadzić psychoterapię? Wyobraźmy sobie taki pomysł w Wiedniu XIX wieku. I grono "uznanych autorytetów" doprowadzające do przyjęcia prawa zakazującego "szarlatanom" leczenia. Efekt? Ciągle "terapia" osób z zaburzeniami mogłaby się odbywać poprzez przykucie do ściany. Moim zdaniem, wszelkie pomysły na regulacje prawne prowadzą do ograniczenia postępu i zabezpieczenia interesów grup, które na te regulacje nalegają. 3. "Brak reakcji uczonych" - Właśnie ta reakcja może doprowadzić do tego, że nietrafione idee znajdą się w koszu. Tylko pytanie, jak ta reakcja ma wyglądać? Poprzez zakazywanie, wywieranie nacisku na prawodawców? (co może to oznaczać napisałem wyżej). Trzeba edukacji, popularyzacji, upowszechniania wiedzy - publikacji, programów edukacyjnych, docierania do wielu grup. Dajmy ludziom szansę wyboru! Nie zakładajmy, że wiemy lepiej, co jest słuszne, prawdziwe, co im wolno a czego nie!