Menu

Czy człowiek jest istotą społeczną?

Thomas Hobbes nie miał szczególnie optymistycznego poglądu na naturę ludzką.

Człowiek to istota zła, egoistyczna, nastawiona wyłącznie na realizacje własnych interesów. No i rzecz jasna agresywna - podstawą relacji międzyludzkich jest wrogość, rywalizacja, podejrzliwość. Wszyscy toczą wojnę ze wszystkimi i nawet ten, który wydaje się najmocniejszy nie może być spokojny, bo słabsi mogą się przeciw niemu zjednoczyć i rozszarpać go na kawałki.

Głównym motorem zawarcia umowy społecznej jest lęk – idzie o zrzeczenie się użycia siły w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. Umowa jest święta, a strach jest podstawowym spoiwem porządku i jedności społecznej.

Jeżeli jednak zdarzy się taka sytuacja, że państwo nie zapewnia ochrony i nie wywiązuję się z umowy, kiedy życie jest zagrożone, człowiek ma prawo i obowiązek dążenia do walki o swoje.

Stirner myślał podobnie. Jestem sam swoją sprawą - pisał - i nie jestem ani dobry, ani zły. Oba określenia nie mają dla mnie sensu Pragnął po pierwsze zniesienia wszelkich zasad moralnych a zwłaszcza religii. Uważał, że nie istnieje ani zło, ani dobro i człowiek sam o tym decyduje. Powszechna moralność czy zasady były mu obmierzłe i śmieszne zarazem. Ideałem Stirnera jest amoralny egoista, który może robić wszystko, co mu się podoba: uprawniony do wszystkiego, do czego jest zdolny.

O ludzkości nie ma nic dobrego do powiedzenia: Pojęcie, abstrakcja, ostatni cień teologicznego widma, wyalienowane, odarte z rzeczywistości "ja". Prawdziwie rzeczywista jest jedynie konkretna jednostka, indywiduum, ja.

Boga nie ma, moralności nie ma, zła i dobra nie ma, społeczeństwo jest ale nie ma znaczenia. Moja zaś sprawa nie jest ani boska, ani ludzka; nie jest ani prawdą, ani dobrem, ani prawem, ani wolnością; jest ona jedynie moją sprawą i sprawa ta nie jest sprawą ogólną, jest jedyna, jak i sam jestem Jedyny. Nie obchodzi mnie nic poza mną.

Indywidualizm osiąga szczyty buntu, a społeczeństwo jest potrzebne o tyle o ile mogą się w nim realizować potrzeby Wielkiego egoisty. Bo człowiek jest zdaniem Stirnera aspołeczny i antyspołeczny. O! Społeczeństwo napada na jednostkę, tłumi jej możliwości, potrzeby i rozwój poprzez wszelkie swoje instytucje od rodziny poczynając na państwie kończąc. Naród umarł - ja wchodzę w życie. [...] Gdy pogrzebane będą narody, gdy pogrzebana będzie ludzkość, wówczas Ja, wasz triumfujący dziedzic, osiągnę siebie.

Społeczeństwo to dla Stirnera zrzeszenie egoistów. Człowiek pozostaje w nim tak długo jak mu to odpowiada. Człowiek powinien działać w kierunku jego zniszczenia, zniesienia.

Nietzche nie był człowiekiem wielkodusznym i dzielił ludzi na mocnych i słabych, a ci ostatni rzecz jasna przeznaczeni byli na zatracenie. Naturalnie wedle moralności panów, bo moralność niewolników go nie interesowała.

Pomaganie innym ludziom to oznaka słabości. Słabi się nie liczą. Największy kłopot przedstawia chrześcijaństwo, które zaśmieca obraz świata propagowaniem moralności słabych i przymuszaniem do opiekowaniem się nimi.

Najbardziej cenionymi oznakami człowieczeństwa przez niego były: bezwzględność, dostojność, godność, zdecydowane i pewne działanie, sprawność fizyczna i stanowczość. Równość ludzi to największa blaga w historii i liczy się tylko moralność panów. I tu pojawia się nie Wielka Stopa, ale nadczłowiek. On jest wolny bez wątpienia, a wolność nie należy się słabym podobnie jak równość. Najważniejsze jest przeżycie silnych jednostek.

Marks, pochylił się nad alienacją człowieka i to tak skutecznie, że aż strach bierze. Mimo że sam był rentierem Marks głównie zajmował się pracą i siłą roboczą, która wytwarzała dobra wszelakie, bezustannie tocząc walkę klas zaostrzającą się coraz bardziej i bardziej. Są tacy, którzy uważają, że do tej pory jeszcze nie osiągnęła swojej ostatecznej ostrości.

Marks był bliski Platonowi, bo niezbyt go interesowała jednostka, za to zajmował się wyzwoleniem proletariatu. Naturalnie pod wodzą jakiejś przewodniej siły.

Swoim przenikliwym wzrokiem dostrzegał nieubłagane prawa, które rządzą historią.

Klasy społeczne toczą ze sobą walkę, która musi się zakończyć nieuchronnym sukcesem (jak to widać na Kubie), a jednostka liczy się tylko o tyle o ile służy sprawie.

Karol Marks dokonał też zadziwiającego wynalazku, a mianowicie wywiódł z alienacji własność prywatną.

Freud uznał kulturę za największe źródło cierpień, ponieważ tłumi nasze popędy. Kultura została narzucona opornej większości przez mniejszość mającą władzę i musi być budowana poprzez wyrzeczenie się popędów.

W każdym z nas tkwią tendencje destrukcyjne (antyspołeczne i antykulturowe) i tylko charyzmatyczni przywódcy sprawiają, że w obawie przed władzą innych ludzi staramy się nad nimi zapanować.

Kultura to zakazy, które narażają nas na frustrację. Kultura wzmacnia nasze superego, choć większość ludzi ulega jej raczej pod presją siły, nie wewnętrznych norm.

Jedne kultury pogardzają innymi (islam) i tworzą antagonizmy między narodami. Kultura broni nas przed naturą.

Religia tworzy iluzję, dzięki której człowiek jako tako może bez popadania w szaleństwo funkcjonować na świecie. Całkiem jak marksowskie opium. Współżycie między ludźmi możliwe jest, kiedy społeczność silniejsza od każdej jednostki solidarnie postępuje wobec społeczności słabszej i dzięki prawu reguluje relacje. Zdaniem Freuda prawo to jeden z decydujących kroków kultury. Wolność jednostki nie jest dobrem kultury i zwykle objawia się buntem przeciwko niej.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku