Człowiek – istota racjonalizująca
- Szczegóły
- Utworzono: 04 marca 2015
- Grzegorz Tomicki
To emocjonalny pies merda racjonalnym ogonem, a nie odwrotnie – takim mniej więcej stwierdzeniem Jonathan Haidt sprawił, że odzyskałem wiarę we własny rozum czy też naukową intuicję.
Wziąwszy się bowiem jakiś czas temu za systematyczne studiowanie psychologii – z wykształcenia formalnie jestem humanistą – z rosnącym przerażeniem konstatowałem, że nauka ta traktuje człowieka jako myślącą maszynę, która zajmuje się beznamiętnym i racjonalnym przetwarzaniem docierających do niej informacji, w znikomym zaś stopniu zajmują ją kwestie emocji, myślenia intuicyjnego czy procesów nieświadomych. Będąc ukształtowany przez lekturę takich autorów jak Freud (i inni psychoanalitycy), Hume czy Nietzsche, nijak nie mogłem tego zrozumieć. Takie stawianie sprawy wydawało mi się postawione na głowie, w ogóle nie trafiało mi do przekonania. Jako jednostka z natury samokrytyczna, zacząłem mieć poważne obiekcje nie tyle wobec szacownych psychologów (choć prawem ignoranta do nich też), którzy przecież znali się na rzeczy nieporównanie lepiej niż ja, ile właśnie do moich przekonań. Czyżby u swoich fundamentów zasadzały się one na jakichś istotowo błędnych założeniach?
Książki, które czytałem, nie zawsze wprawdzie zdawały sprawę z najnowszego stanu badań, ale sam fakt, że przełomowy artykuł Roberta Zajonca Feeling and Thinking: Preferences need no inferencje (Zajonc, 1982/1985) z 1982 roku wzbudził tyle sprzeciwów wśród innych psychologów, dał mi do wiele myślenia. Autor przywrócił w nim do życia niegdysiejszą myśl Wilhelma Wundta – sprzed bez mała stu lat! – o prymacie afektu nad rozumowaniem. Odnalazłem ten tekst i po jego przeczytaniu stwierdziłem ze zdziwieniem, że przedstawione w nim myśli od dość dawna uważałem za oczywiste.
Mniej więcej na czas publikacji artykułu Zajonca datuje się powrót zainteresowania psychologii emocjami, instynktami i innymi „nieracjonalnymi” aspektami ludzkiej psychiki. Niewielu jednak psychologów pisuje o tych rzeczach w sposób, który by do mnie naprawdę przemawiał. Większość czytanych przeze mnie tekstów wydawała mi się zachowawcza i nader oględna (często natomiast karmiono mnie dogmatem, iż współczesna psychologia jest nauką empiryczną), zwłaszcza w porównaniu z niezwykłym rozmachem i odwagą myśli Freuda. Jak się jednak szybko zorientowałem, Freud w świecie psychologicznym często uchodzi za wroga naukowego numer jeden. Jak pisał Roy F. Baumeister, „gdy psychologia widzi, że uczeni z innych dziedzin nadal posługują się Freudowskim modelem natury ludzkiej, reaguje ze smutkiem i frustracją” (Baumeister, 2011, s. 9). Słowem, aby się nie frustrować, lepiej się Freudowskim modelem nie posługiwać.
Z niejakim smutkiem – ale bez specjalnej frustracji – stwierdzam, że Freudem nie posługuje się także drugi (po Zajoncu) z autorów, który przywrócił mi wiarę w prawomocność własnych przekonań, czyli właśnie Haidt. W jego najnowszej książce Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka? nazwisko Freuda wymienione jest tylko trzy razy – i to raczej na marginesie. Mniejsza jednak o to, skąd Haidt czerpał inspiracje. Istotniejszy jest fakt, że autor ten odważnie i bez ogródek kwestionuje ideę – którą można już śmiało chyba uznać za naiwną – jakoby człowiek był istotą przede wszystkim racjonalną. Zawsze bardziej przemawiało do mnie stwierdzenie, iż człowiek jest raczej istotą racjonalizującą niż racjonalną. A to zasadnicza różnica (racjonalizacja jest mechanizmem nieświadomym).
Opór, z jakim spotyka się tego typu myślenie – nie tylko wśród zwykłych ludzi, ale i naukowców – jest zrozumiały: funkcją racjonalizacji jest bowiem samouspokojenie, utwierdzanie człowieka w przekonaniu, że kierując się rozumem, może w decydującym zakresie panować nad własnym życiem. Któż chciałby się dobrowolnie pozbywać takiego poczucia?
Książka Haidta traktuje wprawdzie głównie o rozumowaniu moralnym, ale z trzech równorzędnych – do pewnego stopnia autonomicznych – części najciekawsza wydaje mi się ta pierwsza, w której autor w sposób przekonujący stawia tezę o prymacie procesów automatycznych (intuicji, emocji) nad kontrolowanymi (rozumowaniem strategicznym).
Aby obrazowo wyłożyć swoją teorię, Haidt tworzy metaforę jeźdźca (procesy kontrolowanie, rozum, poznanie racjonalne) i słonia (procesy automatyczne, emocje, poznanie intuicyjne): „Wybrałem słonia, a nie konia, ponieważ słonie są bez porównania większe – i bardziej inteligentne – niż konie” (Haidt, 2014, s. 78). Ujmując rzecz cokolwiek skrótowo, procesy automatyczne ukierunkowują procesy kontrolowane, rozum podąża za instynktem, choć sam ma poczucie własnej autonomii i dominacji – błędnie uznaje się za podmiot własnych działań. „Intuicje pojawiają się pierwsze, strategiczne rozumowanie drugie” (Ibidem, s. 106), strategicznie powtarza raz po raz autor. Oraz: „Rozumowanie (i Google) mogą cię zaprowadzić, dokąd tylko zechcesz” (Ibidem, s. 122). Jeździec bowiem zawsze kieruje się w tę stronę, ku której z jakichś powodów skłania się słoń. Po czym uruchamia swoją niezawodną racjonalną maszynerię, aby wyszukiwać argumenty potwierdzające słuszność tego wyboru. I argumenty takie znajdzie bez względu na wybór, jakiego by nie dokonał. Pozwala to autorowi na sformułowanie efektownej formuły: „Każdy, kto ceni prawdę, powinien przestać czcić rozum” (Ibidem, s. 129).
Haidt twierdzi, że „stworzył”, „wymyślił” metaforę jeźdźca i słonia przy okazji pisania swojej poprzedniej książki Szczęście. Nie da się jednak ukryć, że jest ona bliźniaczo podobna do metafory jeźdźca (ego) i konia (id), którą posługiwał się Freud. A wykładał ją m.in. tak: „Podobnie jak jeźdźcowi – jeśli nie chce spaść z konia – nie pozostaje nic innego, jak dać się mu zawieźć tam, dokąd on zechce, tak i ego zwykło realizować wolę id tak, jak gdyby była to jego własna wola” (Freud, 2005, s. 69). Freudowskie ego to oczywiście z grubsza dzisiejsze procesy kontrolowane (świadome), id zaś to procesy automatyczne (nieświadome).
Podobnie sprawa się ma z porównaniem myślenia moralnego (jeźdźca) do polityka. Haidt pisze: „myślenie moralne bardziej przypomina polityka zabiegającego o głosy niż naukowca próbującego dociec prawdy” (Haidt, 2014, s. 132). Tu również możemy zauważyć podobieństwo do sformułowań Freuda, który pisał: „Zajmując pozycję pośrednią między id a rzeczywistością, [ego, jeździec] ulega aż nadto często pokusie służalczości, oportunizmu i kłamstwa, niby polityk, który, choć zna prawdę, chce jednak zachować łaski opinii publicznej” (Freud, 2005, s. 90). Warto przy okazji zaznaczyć, że jeździec oszukuje nie tyle innych jeźdźców – to robi niejako przy okazji – ile samego siebie. Bardziej bowiem niż na reputacji (wizerunku publicznym) zależy mu na pozytywnej ocenie samego siebie. Reputacja wydaje się najczęściej tylko środkiem – skądinąd bardzo skutecznym – do podwyższenia samooceny (co głosi, na przykład, teoria autoprezentacji).
Jakkolwiek by nie było, społeczno-intuicjonistyczna teoria Haidta jest jedną z wielu, które podważają podmiotowość racjonalnie zorientowanego umysłu człowieka. Jest kolejnym sposobem na wyrażenie zdania, iż rozum nie jest panem własnych myśli. Amerykański psycholog mówi jednak coś więcej. Oto rozum potrzebuje emocji jak kania dżdżu. Inaczej bowiem nie jest w stanie normalnie funkcjonować: „Bez pomocy serca głowa nie radzi sobie nawet z zadaniami, które są jej domeną. Do tych przypadków najlepiej pasuje więc model Hume’a: kiedy pan (namiętności) nagle umiera, sługa (rozum) nie przejawia zdolności ani chęci dalszego kierowania państwem. Wszystko popada w ruinę” (Haidt, 2014, s. 65).
Dlaczego jednak tak się dzieje? Otóż, jak utrzymuje autor, racjonalne myślenie wyewoluowało nie po to, aby ułatwić nam docieranie do prawdy, lecz by pomagać nam efektywnie funkcjonować w środowisku społecznym, a po części też w biologicznym. Takie rozumowanie – choć obarczone licznymi błędami poznawczymi – najzwyczajniej w świecie nam się (cywilizacyjnie) opłaca.
Jedną z największych zalet książki Haidta jest wzorcowy obiektywizm, poparty osobistym doświadczeniem. Autor, choć wywodzi się z tradycji liberalnej, wypowiada się z pozycji neutralnego obserwatora, który potrafi dostrzec zalety i wady obu politycznych opcji. Podsuwa także praktyczne rady, których stosowanie zapewne polepszyłoby jakość naszego życia społecznego – i to bez względu na kulturę czy tradycję, w ramach której by się ono toczyło: „Jeżeli naprawdę chcesz zmienić czyjąś opinię w kwestii moralnej lub politycznej, to musisz spojrzeć na ów problem zarówno z pozycji tej osoby, jak i z własnej perspektywy. A jeśli przyjrzysz mu się z punktu widzenia drugiej osoby – wnikliwie i intuicyjnie – to może się okazać, że i Twój umysł się otworzy. Empatia jest antidotum na naszą skłonność do moralizatorstwa, chociaż niezwykle trudno jest zdobyć się na empatię ponad podziałami moralnymi” (Haidt, 2014, s. 82). Słowem, „jeśli chcesz naprawdę otworzyć swój umysł, najpierw otwórz serce” (Ibidem, s. 398).
Innym istotnym walorem Prawego umysłu jest język: precyzyjny, ale prosty; naukowy, ale zrozumiały. Ta książka po prostu wciąga. Jej lektura może stanowić wspaniałą intelektualną przygodę. I rzeczywiście daje do myślenia, zmuszając głównie do autorefleksji. A to może najważniejsze.
Bibliografia
- Baumeister, R. F. (2011). Zwierzę kulturowe. Między naturą a kulturą. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 9.
- Freud, S. (2005). Ego i id. W: Freud, S., Poza zasadą przyjemności. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
- Haidt, J. (2014). Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?. Sopot: Wydawnictwo Smak Słowa.
- Zajonc R. (1982). Preferences need no inferencje. American Psychologist, 35. Przedruk: Zajonc R. (1985). Uczucia a myślenie: Nie trzeba się domyślać, by wiedzieć, co się woli, Przegląd Psychologiczny, 1, 27-72.