Menu

K... - czemu tyle nie ŻREĆ?

Konsumpcjonizm to postawa polegająca na nieusprawiedliwionej (rzeczywistymi potrzebami oraz kosztami ekologicznymi, społecznymi czy indywidualnymi) konsumpcji dóbr materialnych i usług.

Samo pojęcie wydaje się jednak zawierać w sobie znacznie więcej.

Konsumpcjonizm to dziś (niechlubna?) filozofia życia całych społeczności i prawie całego świata (czy też raczej „globalnej wioski”). Efekt i zarazem przyczyna dynamizmu gospodarki wolnorynkowej, skutecznie wypierającej inne, alternatywne ustroje polityczne, gospodarcze czy społeczne.

Konsumpcjonizm to oczywisty cel posiadania i towarzyszące mu codzienne rytuały, to wspólnota (czy wręcz religia) gromadząca ludzi wokół takich wartości jak zarabianie i wydawanie, produkcja i konsumpcja.

Wystarczy spojrzeć na ulicę i zadać sobie pytanie: co robią Ci, których mijamy? Odpowiedź wydaje się dość oczywista: albo pracują albo wydają to, co w pracy zarobili.

Image

A czym żyją na co dzień? O czym marzą? O czym rozmawiają z innymi ludźmi? Otóż wątkiem głównym, czyli przedmiotem aspiracji, tematem rozmów, obiektem interakcji i transakcji, są towary i pieniądze. A ludzi zaczęto oceniać nie ze względu na to kim są, a ile majątku zdołali wokół siebie nagromadzić...

Skąd się wziął owy pęd ku posiadaniu? Zarabianiu i wydawaniu? Czy został nam narzucony, czy wręcz przeciwnie – ma swoje źródła w ludzkiej naturze?

Konsumpcjonizm wydaje się być konsekwencją starannie pielęgnowanego i chronionego prawa własności, będącego jednym z najistotniejszych założeń filozofii liberalizmu.

To ta filozofia i ten liberalizm stał się podwaliną sukcesu gospodarczego i społecznego USA. To ona zainicjowała Deklarację Niepodległości jak i pierwszą amerykańską Konstytucję. Grunt amerykański XVIII w. był niczym nie zapisana karta, dumna i gotowa przyjąć tylko to, co współczesne i pragmatyczne.

Tworząc z tradycji, również religijnej, pewne użyteczne szablony, rytuały, „złote myśli”, Ameryka skupiła się przede wszystkim na współczesności i na przyszłości. Gdy Starym Światem wciąż mniej lub bardziej wstrząsały idee chrześcijańskie i filozofia oczekiwania „życia po życiu”, Amerykanie w sobie tylko charakterystyczny sposób, z imieniem Boga na ustach, skupili się na tym, co doczesne. Na tym, co na wyciągnięcie ręki. Średniowieczna nadzieja na sacrum jutra, czyli spotkanie z Bogiem w innym świecie, została zastąpiona przez rzeczywistość sacrum chwili bieżącej.

Europa tymczasem, będąca kolebką liberalizmu, długo musiała się uczyć, jak jego założenia realizować w praktyce. Wymagało to zmiany myślenia o człowieku, o celowości życia, o świecie w ogóle. Pojawiły się odłamy religii chrześcijańskiej reformujące istotę doczesności w kontekście jej oceny po śmierci. Katolicką cnotę modlitwy zastąpiono cnotą pracy i użyteczności.

Paradoksalnie jednak bogactwo historyczne, religijne i kulturowe Europy stanowiło i stanowi do dziś swego rodzaju przeciwwagę dla świata konsumpcji. Wartości takie jak duchowość, cnota, intelektualność, refleksyjność, obyczajowość i tradycja stawiały i zdają się wciąż stawiać opór dominującym współcześnie dążeniom do zaspokajania wyłącznie potrzeb ciała. Wydają się jednak tę walkę przegrywać...

Myślenie o życiu po śmierci zastępuje myślenie o doczesności, samorealizację zamienia się na samozaspokajanie, duchowość zaś ustępuje pod naporem cielesności...

Potrzeby wspólnotowości, dotychczas zarezerwowane dla religii, równie skutecznie realizują rynek i jego świątynie - coraz większe i łudząco do siebie podobne centra handlowe. Kościelne kazania zastąpił grad codziennych 30-sekundowych wskazówek jak żyć, co kupić, czego nam potrzeba, co sprawi, że będą nas lubić.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku