Na okrągło
- Szczegóły
- Utworzono: 09 grudnia 2009
- Jarosław Świątek
Okrągły stół stał się swoistego rodzaju polską specjalnością. Co rusz organizowane są okrągłe stoły, które mają na celu załagodzenie i rozwiązanie palących problemów i konfliktów naszej rzeczywistości. A to okrągły stół w sprawie służby zdrowia i podwyżek dla pielęgniarek, a to okrągły stół w sprawie budowy obwodnicy Augustowa przez Dolinę Rospudy, aż wreszcie ostatnio – okrągły stół w sprawie polskiej piłki.
Co by na to powiedział Król Artur, który zapewne nie tak sobie wyobrażał ideę wspólnego zasiadania przy stole bez rogów. On być może nie chciał zostać starym kawalerem, lecz w Polsce nie o to w tym wszystkim chodzi. Po 1989 roku i pierwszym okrągłym stole, dzięki któremu dzisiaj możemy korzystać z całego bogactwa stołów pojednania, sam okrągły stół stał się pewnego rodzaju symbolem. Symbolem dialogu i kompromisu. Jest to powód do dumy. Zamiast bić siebie nawzajem, a przy okazji sporo piany przy tym, możemy po prostu usiąść i porozmawiać. A rozmawiać zawsze warto. Dokładnie w taki sposób, w jaki to mogliśmy obserwować w sobotę 5 grudnia. Wtedy właśnie odbył się wspomniany okrągły stół w sprawie polskiej piłki. O tym, że sytuacja w polskiej piłce jest nie najlepsza nie muszę chyba nikogo przekonywać. Jak zauważył podczas obrad okrągłego stołu były premier – Jan Krzysztof Bielecki, ośrodkiem szkolenia polskich sędziów jest Wrocław, a zakłady bukmacherskie przyjmuje „Fryzjer”. Jestem z Wrocławia i żadnego elitarnego ośrodka szkoleniowego dla sędziów nie znam, a to pewnie dlatego, że nie dosłownie należy brać to, co powiedział pan premier. Jeśli więc ośrodek szkoleniowy polskich sędziów mieści się o zgrozo przy ulicy Sądowej, to bynajmniej nie mamy tutaj do czynienia ze zwykłym paradoksem. Jeśli do tego wszystkiego dodamy kondycję polskiej Ekstraklasy oraz reprezentacji narodowej, to obraz już nawet nie jest niewesoły – nie ma go po prostu w ogóle.
Dlatego też idea okrągłego stołu jest słuszna i wiele osób może się tylko cieszyć, że zawitała ona do Polskiego Związku Piłki Nożnej. Czy jednak okrągły stół może coś zmienić? Ku mojemu zdumieniu podczas fragmentów, które przekazywały nam media na temat tego doniosłego wydarzenia, Antoni Piechniczek obarczył całą winą za stan polskiej piłki właśnie wspomniane media. Skąd my to znamy? Czy nie tak całkiem dawno pewna partia polityczna po przegranych wyborach parlamentarnych nie uczyniła podobnie? Być może Antoni Piechniczek powinien zmienić barwy polityczne partii, z której listy został senatorem. Abstrahując od politycznej tożsamości byłego selekcjonera naszej narodowej drużyny, oskarżenie mediów o ponoszenie całej odpowiedzialności za stan polskiej piłki pokazuje pewne znane psychologom zjawisko. Co gorsza jednak, to takie zjawisko nie wróży zbyt dobrze. Dlaczego? Ano dlatego, że jeśli Piechniczek przedstawił stanowisko nie tylko swoje, ale również całego PZPN, to oznacza, że związek problemu w ogóle nie widzi.
Człowiek posiada wiele mechanizmów obronnych, które pomagają mu czuć się dobrze niezależnie od tego co się dzieje. Nawet wtedy, kiedy zrobił coś niedobrego jak np. naubliżał teściowej za to, że po raz kolejny usłyszał od niej przytyk pod adresem swojej pracy, mechanizmy obronne pomagają mu czuć się dobrze. Jeden z nich – doskonale wszystkim znany jako racjonalizacja, pomaga w takich chwilach obarczyć całkowitą odpowiedzialnością za konflikt czy sytuację drugą stronę, umniejszając tym samym swój wkład. To przecież teściowa ciągle wtrąca się w nieswoje sprawy i ubliża nam, a my cierpliwie to znosiliśmy, aż w końcu musieliśmy wybuchnąć. My jesteśmy bez skazy.
Podobnie musiał poczuć się Antoni Piechniczek. Uznał on, że media zasługują na to samo co wspomniana wcześniej teściowa (choć zapewne pan trener nie ma nic do teściowych). Tymczasem jaki koń jest – każdy widzi. Może warto spojrzeć na próbę uzdrowienia polskiej piłki nie jako na atak na działaczy PZPN, a dostrzec w tym troskę i chęć pomocy ze strony całego narodu. Wtedy być może uda się dostrzec związkowi to, co już od dawna widzą wszyscy.