Express do Pałacu
- Szczegóły
- Utworzono: 20 kwietnia 2010
- Jarosław Świątek
Jeżeli można starać się doszukiwać pozytywów po tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce 10 kwietnia na ziemi smoleńskiej to być może wśród nich należałoby wskazać, że wreszcie w III Rzeczpospolitej wybory odbędą się na wiosnę, a nawet na lato. Konstytucja – jak powiedział w wywiadzie dla Doroty Gawryluk Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który pełni rolę głowy państwa, jest nieubłagana i daje nam 3 miesiące na przeprowadzenie wyborów prezydenckich. I choć oznacza to, że wybory odbędą się na przełomie czerwca i lipca, co może wpłynąć na niską frekwencję ze względu na początek wakacji i wyjazdy na wczasy, to jednak jakże miło będzie w te ciepłe dni iść do urn i świętować lub płakać nad wynikami wyborów.
Dodatkowo zaistniała sytuacja sprawiła, że kampania wyborcza musi ruszyć już lada moment. Znajdujemy się więc przed dniem wybuchu sloganów, obietnic, rozmaitych frazesów ze strony kandydatów do tytułu głowy naszego państwa. Pytanie, które zadaje sobie dzisiaj większość analityków sceny politycznej i publicznej brzmi – jak będzie wyglądała ta kampania wyborcza i kto ma w niej największe szanse zwycięstwa?
Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta. Niewątpliwie obecnie znajdujemy się w sytuacji bez precedensowej. Zginęło dwóch kandydatów na prezydenta z dwóch partii opozycyjnych a także czołowi przedstawiciele każdej z partii będącej w sejmie. Politycy zarzekają się, że oczekują merytorycznej oraz spokojnej kampanii, pojawiają się nawoływania do prowadzenia debat i pominięcie hucznych wieców wyborczych. Ta atmosfera jednak nie utrzyma się długo. Jeszcze pod koniec tego miesiąca rozpoczną się potyczki i wzajemne oczernianie, dlatego że dyskurs polityczny wymaga polaryzacji, którą ciężko sobie wyobrazić w toku grzecznych debat.
Jeżeli PiS wystawi Jarosława Kaczyńskiego jako następce tragicznie zmarłego brata, to będzie oznaczało, że kampania ze strony PiSu będzie próbą wykorzystania współczucia Polaków i jedności wokół hołdu, który tak licznie oddawali w różnych miejscach w Polsce parze prezydenckiej. PR-owcy Prawa i Sprawiedliwości będą akcentowali symbole narodowe, odwoływali się do patriotyzmu i kontynuacji prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Jednocześnie niejako pod stołem będą atakowali swoich oponentów wyciągając im liberalizm i pro-unijne postawy. Obecna sytuacja zaktywizowała na poziomie podświadomym oraz w pełni świadomym tożsamość narodową, toteż wykorzystanie jej jako oręża w walce wyborczej będzie bardzo skutecznym posunięciem. Sęk w tym, że ta aktywizacja nie potrwa długo, a jej podtrzymywanie nie jest rzeczą łatwą.
Marszałek Bronisław Komorowski – kandydat Platformy Obywatelskiej wykorzysta sympatię Polaków do tej partii oraz transfer poparcia, który zapewni marszałkowi premier Donald Tusk, publicznie wiele razy okazujący swoją sympatię kandydatowi PO na prezydenta. To jednak może okazać się w tym przypadku za mało. Bronisław Komorowski nie jest zbyt wyrazistą postacią – a takiej trzeba do walki wyborczej. Przekaz medialny krytykuje także jego postawę i przemówienia podczas żałoby jako osobę pełniącą obowiązki prezydenta, a to również może mieć wpływ na ostateczny jego wizerunek.
W trudniejszej sytuacji znajduje się lewica, która jest niewyrazista i słaba. Zginęli jej najlepsi – jak sami mówią, kandydaci i oznacza to poważny problem. Wystawienie Ryszarda Kalisza, który jest bardzo dobrym posłem i kompetentnym fachowcem nie pociągnie za sobą Polaków. Kalisz posiada za mało prezydenckich atrybutów, które osadzałyby go w percepcji społecznej jako głowę państwa. Jedyną szansą jest start Włodzimierza Cimoszewicza, którego mógłby przekonać start prezesa PiS. Jak wiadomo Cimoszewicz powiedział, że wystartuje jedynie wówczas, kiedy poważną stanie się wizja reelekcji Lecha Kaczyńskiego, którego w tym przypadku zastąpić miałby jego brat. Jeżeli więc Jarosław Kaczyński wystartuje, to paradoksalnie lewica mogłaby zyskać najpoważniejszego obecnie kandydata na prezydenta z największymi szansami na zwycięstwo. Cimoszewicz jest bowiem dobrze znany Polakom i jak dowiedli tego w sondażach wielokrotnie – widzą go oni jako prezydenta swojego narodu. Posiada niezbędne atrybuty – jest wyrazistym liderem, byłym premierem, ministrem spraw zagranicznych oraz marszałkiem sejmu. Prawdziwym mężem stanu, któremu pozytywną ocenę wystawił sam premier walcząc o jego wybór na stanowisko szefa Rady Europejskiej.
Na sile zyskuje także kandydatura Andrzeja Olechowskiego. Zdecydowanie bardziej wyrazista postać niż Bronisław Komorowski. Dzięki temu, że ogłosił on swój start w wyborach prezydenckich już w grudniu 2009 roku, funkcjonuje w świadomości wyborców najdłużej, co może powodować jego większą w porównaniu z pozostałymi kandydatami wyrazistość percepcyjną. Innymi słowy może on się o wiele silniej kojarzyć z kategorią „prezydent” w porównaniu do osób, które dopiero deklarują swój start. W obliczu tragedii smoleńskiej posiada on także atut ponadpartyjności i niezależności, pomimo że jego zaplecze stanowią działacze Stronnictwa Demokratycznego, a do tego był założycielem PO, która dzisiaj cieszy się sporą sympatią Polaków, co także jest jego atutem i może przekonać do siebie nawet działaczy tej partii, którzy po cichu to na niego oddadzą swój głos.
Obecne wybory będą bardzo ciekawymi i wyrównanymi wyborami. Pojedynek wcale nie musi odbyć się pomiędzy dwiema najsilniejszymi partiami w sejmie. Wszystko zależy od decyzji, które zapadną w najbliższych dniach, ponieważ niektóre kandydatury uzależnione są od innych. Tak czy owak Polaków czekają ciekawe igrzyska, bo chyba nikt nie wierzy w zapewnienia polityków, że będzie merytorycznie i nudno.