Imigrantka - recenzja
- Szczegóły
- Utworzono: 13 maja 2014
- Barbara Urbaniak
Dążenie do spełnienia american dream i konfrontacja mitu z rzeczywistością; mimo iż historia przedstawiona w filmie Jamesa Graya miała miejsce prawie sto lat temu, dziś wciąż jest tak samo żywa.
Akcja filmu przypomina czasy wielkiej emigracji, gdy w latach dwudziestych XX wieku do Ameryki przybywały tłumy ludzi z Europy poszukujący lepszego życia.
Na statku wraz z tysiącami imigrantów do Nowego Jorku przybywa z Katowic Ewa Cybulska (Marion Cottillard) wraz z siostrą. Niestety siostra z powodu wykrytej gruźlicy zostaje odseparowana i pozostaje na Ellis Island z przeznaczeniem deportacji. Ewę z „opresji” wybawia Bruno (Joaquin Phoenix), przystojny, zamożny nowojorski przedsiębiorca z branży rozrywkowej. Dzięki jego znajomościom Ewie udaje się dobrnąć do Nowego Jorku. Na miejscu jednak czekają ją tylko kolejne rozczarowania.
Niemająca punktu zaczepienia Ewa trafia do brudnego świata interesów Bruna – podrzędnej speluny z tandetnymi występami na wzór burleski, gdzie manipulacją i podstępem zostaje wciągnięta przez Bruna do świata prostytucji. W iluzji wielkiego świata zagubiona Ewa upada na samo dno, wciąż jednak świadoma jest swojego celu – zdobycia pieniędzy na uratowanie siostry.
Z szarości zepsutego świata taniej rozrywki i rozpusty, korupcji i kumoterstwa, jak promyk światła wśród burzowych chmur przebija się nieśmiało cień nadziei na przyjaźń i odrobinę ciepła ze strony magika Orlando (Jeremy Renner).
Bruno, wyzbywszy się swojego człowieczeństwa, osiąga prowizoryczny sukces na wyzysku zalęknionych kobiet w trudnej sytuacji życiowej. Opancerzony szykiem i elegancją staje się silny i nie pozwala sobie na dopuszczanie do siebie uczuć, które mogłyby stanąć mu na drodze do celu. Jedynymi uczuciami, które akceptuje, jest nienawiść i zawiść.
Zbroja, w której żyje Bruno, jego brak przyzwolenia na miłość i narzucone sobie ograniczenia powodują, że tlące się wewnątrz uczucie wydostaje się jak trujący dym. Mimo niechcianej miłości do Ewy, która nie daje o sobie zapomnieć, Bruno sprzedaje ją na ulicy tak samo jak pozostałe nic nieznaczące dla niego kobiety.
W markotnej historii o ludziach posiadających ten sam cel, który sprowadza ich do wspólnego mianownika, reżyser funduje nam zestaw rozgrywek międzyludzkich, gdzie w odwiecznej walce dobra ze złem ostatecznie dobro zwycięża – aż chciałoby się w to uwierzyć.