Siedem cudów świata
- Szczegóły
- Utworzono: 12 marca 2014
- Steven Pinker
Ponad wiek temu amerykański filozof i psycholog – William James, napisał:
„Potrzeba zdeprawować umysł, żeby nauczyć go postrzegać, to, co normalne i naturalne, jako dziwne, tak daleko, jak tylko daleko sięga każde ludzkie zachowanie. Metafizycznie mogą zabrzmieć pytania: Dlaczego się uśmiechamy, kiedy jesteśmy zadowoleni, zamiast okazywać grymas niezadowolenia? Dlaczego nie potrafimy mówić do tłumu w taki sposób, w jaki mówimy do pojedynczego przyjaciela? Dlaczego dla panny młodość jest tak ważna, że wydaje się, iż wszystko inne jest mało znaczące czy istotne?”
Dla psychologa, którym jestem, są to znakomite pytania, ale nie to stanowi sedno moich refleksji. Sednem mojej refleksji jest owa 'deprawacja' umysłu przez uniwersytety, które powinny sprawiać, że znane staje się nieznane i nieoczywiste, a w głowach studentów i uczonych powstają pytania o to, dlaczego rzeczy są takimi, jakimi są, a nie takimi, jakby mogły być.
W ten sposób wyedukowani ludzie mogą użyć swojej wyuczonej dociekliwości później na wiele sposobów. Ja miałem to szczęście, że mogłem się uczyć i studiować język oraz procesy myślowe, a ostatnio dzielić się wynikami swoich prac z opinią publiczną. Odkąd zająłem się popularyzacją nauki, miałem do czynienia z licznymi mediami, lecz o dwóch przypadkach należy wspomnieć tutaj w sposób szczególny. Jednym był dokument, który nakręciłem z reżyserem Kenem Drydenem. Drugim było zaproszenie do BBC, gdzie miałem przyjemność wziąć udział w programie „Siedem cudów świata”, w którym to różni naukowcy mieli w ciągu półgodzinnej audycji za zadanie opowiedzieć o siedmiu najbardziej niezwykłych rzeczach, których się dowiedzieli, poznali czy odkryli, a reżyser przedstawił to w spójnym materiale filmowym ze specjalnie dobraną oprawą muzyczną. Wcześniejsi uczestnicy wybrali takie wydarzenia jak: podróż kosmiczna, odkrycie DNA, forteca Sigiriya na Sri Lance, mikrochip, Toccata i Fugue D Minor Bacha czy Lot Albatrosa. Ja postanowiłem wybrać następujące: aparat/kamera, rower, nieregularne czasowniki, widzenie stereoskopowe, kombinatoryka, uczenie się języka przez dzieci oraz świadomość.
Mógłbym wyjaśniać po kolei, dlaczego dokonałem takich wyborów, ale chciałbym skupić się na jednym z moich cudów: kombinatoryce. Kombinatoryka to proste elementy połączone zestawem reguł, które tworzą w ten sposób kompleksowe struktury. Przykładowymi reprezentantami są: składniki chemiczne, DNA, muzyka, szachy, programy komputerowe, matematyczne i logiczne formułki oraz ludzki język.
Jednym z cudów samej kombinatoryki jest to, że może ona generować otwarte ciągi obiektów, z których każdy może mieć niezwykłe właściwości. To odróżnia ją od systemów łączonych, w których średnia wynikowa jest sumą średnich składowych. W ten sposób np. czerwona farba pomieszana z białą da nam kolor różowy. W systemie kombinatorycznym składniki chemiczne, składające się z setek odmiennych elementów, łączą się ze sobą, tworząc wszystko, co jest nam znane we wszechświecie: skały, płyny, opary i kłęby gazu w galaktykach. W genetyce np. zaledwie cztery nukleotydy tworzą kombinacje, które pozwalają na wygenerowanie instrukcji budowy każdego owocu, drzewa, ryby w oceanie, każdego drapieżnika na lądzie i całego życia, jakie jest nam znane na naszej planecie. W muzyce zaledwie kilka klawiszy fortepianu jest w stanie wygenerować niemal każdą melodię, którą słyszymy na co dzień w radiu. W języku natomiast setki tysięcy słów łączą się za pomocą reguł składniowych w zdania, które pozwoliły na stworzenie każdej znanej książki i pozwolą na powstanie wszystkich tych, które dopiero powstaną w przyszłości. Umożliwiają one także wyrażenie niemal każdej ludzkiej myśli. Istotnie, słowa same w sobie są produktem systemu kombinatorycznego składającego się ze spółgłosek i samogłosek, których moc i możliwości wyraża alfabet. W 1632 roku Galileusz napisał:
Ale prześcigając wszystkie diabelne wynalazki, które były wynikiem podniosłego umysłu, tego, który marzył, żeby znaleźć pobudki dla przekazania swoich najgłębszych myśli dla wszystkich ludzi, także tych odległych od niego w czasie i przestrzeni na ogromne odległości! By mówić do tych, co są w Indiach; by wołać do tych, co jeszcze nienarodzeni i nie narodzą się przez setki tysiące lat. I z taką łatwością, żeby wystarczyło zaledwie dwadzieścia znaków na jednej stronie!
Kolejną niezwykłą cechą kombinatoryki jest kombinatoryczna eksplozja: zapierająca dech w piersiach liczba różnych bytów, które taki system może wygenerować. Żeby być bardziej precyzyjnym: jest to liczba, która rośnie wykładniczo wraz ze wzrostem ilości elementów składających się na daną kombinację. Zgodnie z legendą – wezyr Sissa Ben Dahir poprosił o skromną nagrodę od króla indyjskiego Shirhama za wynalezienie szachów. Jedyne, czego oczekiwał, to ziarno pszenicy, które było kładzione na pierwszym z kwadratów szachownicy, dwa ziarna na drugim, cztery na trzecim itd. Zanim dotarli do 64 kwadratu, król odkrył, że mimowolnie oddał właśnie całe zboże swojego królestwa na jednej szachownicy. Skromna nagroda opiewała na cztery biliony łanów – całą produkcję pszenicy na świecie na przestrzeni dwóch tysięcy lat.
Król Shirham nie był ostatnią osobą, która nie doceniła eksplozji kombinatorycznej. Jako młody chłopiec John Stuart Mill był zaniepokojony tym, że skończona liczba nut, w połączeniu z określoną długością muzycznych kompozycji, wkrótce doprowadzi do tego, że świat już nie będzie w stanie wymyślić żadnych nowych melodii. Popadł wówczas w melancholię. Brahms, Tchaikovsky czy Rachmaninoff jeszcze się nawet nie urodzili, nie wspominając o całych pokoleniach, które stworzyły jazz, musicale Broadway'owskie, blues, rock'n'rolla, sambę, reggae czy punk. Nie grozi nam w najbliższym czasie zawężenie możliwości twórczych w muzyce, ponieważ jest ona systemem kombinacyjnym. Jeśli każda melodia może być wyodrębniona, powiedzmy, ze średnio ośmiu nut, to mamy 64 dwunuty, 512 wątków trójnuty, 4,096 fraz na ćwierćnutach itd., mnożąc to przez biliony bilionów partytur muzycznych.
Identyczną arytmetykę możemy zastosować w przypadku języka, wyjaśniając, dlaczego nigdy nie wyczerpiemy możliwości tworzenia nowych zwrotów, słów i zdań. Przypuśćmy, że masz dziesięć możliwości wyboru słowa, od którego zaczniesz zdanie, dziesięć kolejnych na drugie słowo w tym zdaniu, dziesięć na kolejne itd. (Dziesięć to zresztą liczba znakomicie oddająca możliwości wyboru słowa przez przeciętnego człowieka w komponowaniu coś znaczącego zdania). Liczba zdań złożona z dwudziestu słów lub mniejszej liczby to 10 do potęgi 20.
Jak wcześniej wspomniałem, życie samo w sobie jest także systemem kombinacyjnym, co znacznie zmienia postrzeganie naszej egzystencji. W jednej ze swoich książek Richard Dawkins napisał:
Umrzemy. I to czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ nie będzie miało w ogóle okazji, żeby się narodzić. Liczba potencjalnych osób, które mogły być zamiast mnie i pisać te słowa, a które nigdy nie ujrzały i nie ujrzą światła słonecznego, przekracza wielokrotnie liczbę ziaren piasku w Arabii Saudyjskiej. Oczywiście wśród tych nienarodzonych byliby więksi poeci niż Keats, naukowcy więksi niż Newton. Wiemy to, ponieważ liczba możliwych do powstania ludzi na podstawie naszego kodu DNA przekracza znacznie liczbę wszystkich żyjących w przeszłości i obecnie osób na planecie. W świetle tych niewyobrażalnie niezwykłych faktów to Ty i ja, wraz z naszą przeciętnością, jesteśmy tutaj.
Jeśli nie jesteś w stanie wskazać swoich własnych siedmiu cudów świata, a jesteś osobą z wykształceniem wyższym, to sugeruję, żebyś zwrócił swój tytuł i zażądał zwrotu pieniędzy lub odszkodowania. Jeśli bowiem edukacja uniwersytecka ma jakikolwiek sens, to powinno to być pokazanie tobie tylu cudownych odkryć i dzieł twórczych, że ciężko byłoby się tobie zamknąć w siedmiu.
Jako pisarz, który nieustannie poszukuje przyczyn i wyjaśnień licznych ludzkich zachowań – od tego, dlaczego dzieci tworzą własne słowa i określenia przedmiotów mimo już istniejących, po to, dlaczego dorośli się zakochują i dobierają w pary, jestem czasami pytany przez dziennikarzy, na ile te odkrycia naukowe nie umniejszają moich zdolności doświadczania wrażeń. Czy nie lepiej czasami nie wiedzieć, jak coś działa – mówią – żeby pielęgnować nasze wewnętrzne poczucie tajemnicy i niesamowitości? Muszę przyznać, że takie pytania wprawiają mnie w osłupienie, a takie myślenie smuci. Czy ktokolwiek mniej podziwia zachód słońca, kiedy wie, że emitowane przezeń światło to mieszanka różnych kolorów w rzeczywistości? Albo czy mniej mu podobają się kwiaty, kiedy ma świadomość, że ich barwy powstały po to, żeby wabić owady, które roznoszą dzięki temu ich pyłki? Dla mnie rozumienie, jak świat działa, może jedynie być wartością dodaną do życia i konkretnego przeżycia. To jak z widzeniem w kolorze, zamiast postrzegania świata jedynie w czerni i bieli lub słuchania muzyki w stereo zamiast mono. Mam nadzieję, że jest to oczywiste dla wszystkich, którzy uzyskali solidne wykształcenie i posiadają otwarte i dociekliwe umysły. Życzę wszystkim czytelnikom Polskiego Portalu Psychologii Społecznej – z którym to mam przyjemność współpracy już czwarty rok, wspaniałych karier życiowych, szczęśliwego życia oraz docenienia wszystkich cudów świata.
Komentarze