Magia słów w sporze pro-life kontra pro-choice
- Szczegóły
- Utworzono: 07 października 2013
- Katarzyna Sanna
W sejmie ostatnio burzliwa dyskusja nad obywatelskim projektem zniesienia prawa do aborcji w przypadku tak zwanej aborcji eugenicznej, czyli ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu bądź gdy występuje wysokie prawdopodobieństwo nieuleczalnej choroby u dziecka.
Ostatecznie projekt został odrzucony, chociaż przed głosowaniem mogliśmy być świadkami ostrej wymiany zdań pomiędzy zwolennikami oraz przeciwnikami nowej propozycji ustawy. Z jednej strony padały hasła, że należy chronić życie od poczęcia, nie faworyzując jednych dzieci nad drugimi. Apelowano również do sumień posłów, odnosząc się do projektu jako testu człowieczeństwa i wiary. Z drugiej strony argumentowano, że nie można odbierać kobietom prawa do wyboru (jakikolwiek on by nie był), a tych, które nie chcą urodzić upośledzonych bądź nieuleczalnie chorych dzieci skazywać na cierpienie i trudy wychowania. Armand Ryfiński pytał wnioskodawców, jakie motywy mają oni, by skazywać kobiety „na taki ocean cierpień” i w późniejszej części wypowiedzi oceniał je jako „zwierzęce pobudki”. Wanda Nowicka z kolei przekonywała, że nawet obecna ustawa antyaborcyjna dyskryminuje kobiety; odebranie im nawet tych podstawowych praw jak aborcja eugeniczna jest przez nią spostrzegana jako nieludzkie i okrutne, a proponowana ustawa jako najbardziej represyjna zarówno dla kobiet, jak i rodzin, jaką można sobie wyobrazić. Jej zdaniem, gdyby projekt został przyjęty, dramatycznie pogorszyłaby się sytuacja polskich rodzin, które w obliczu dodatkowych obowiązków mogłyby borykać się z takimi problemami jak na przykład przymus zrezygnowania z pracy na rzecz opieki nad dzieckiem. Kaja Godek, będąca reprezentantką inicjatywy obywatelskiej wytykała za to Nowickiej, że ta jest na „liście płac przemysłu aborcyjnego”, apelowała również, by ta nie „używała rodzin instrumentalnie”.
Końca debaty antyaborcyjnej jak na razie nie widać, środowiska pro-life już zapowiadają, że za dwa lata znowu będą walczyć o zmiany w ustawie. Druga strona też nie zmieni swojego nastawienia, co pozwala nam założyć, że znowu będziemy mieli okazje być widzami konfliktu światopoglądowego pomiędzy poszczególnymi partiami politycznymi. Oczywiście, na to, co dzieje się w Sejmie, nie mamy bezpośredniego wpływu, w końcu wybieramy reprezentujące nas partie raz na parę lat i to oni w naszym imieniu walczą o nasze poglądy. Nie mniej jednak, tak samo jak posłowie i my jesteśmy obiektami różnych form perswazji. Jakich metod używają politycy (ale nie tylko!), by przekonać innych oraz społeczeństwo do swoich racji? Kluczem do efektywnej perswazji jest przede wszystkim stworzenie odpowiedniego audytorium, które wdzięcznie będzie reagowało na siłę naszych argumentów (chociaż to w niektórych wypadkach kwestia dość dyskusyjna). Przepis jest prosty: parę łyżeczek emocji i szczypta mocnych słów, a do poprawienia smaku parę obraźliwych haseł wobec konkurencji i baza pod efektywną perswazję gotowa!
Perswazja to nic innego jak sztuka przekonywania kogoś do własnych racji. Tak jak narzędziem malarza jest pędzel i płótno, tak w przypadku osoby próbującej wywrzeć wpływ na innych jest słowo. Siła słowa polega na tym, że za jego pomocą można konstruować rzeczywistość w taki sposób, w jaki chcemy. Za pomocą określeń, które stosujemy wobec danego wydarzenia bądź obiektu, możemy nadać mu pożądane cechy i sprawić, by było spostrzegane przez innych w preferowany przez nas sposób. Wskutek tego odbiorca komunikatu jest już przedwstępnie przekonany do naszej definicji sytuacji, mimo że nie padły jeszcze argumenty ani małego, ani dużego kalibru. W przypadku sporu na linii pro-life i pro-choice szykowanie sobie gruntu polega przede wszystkim na używaniu silenie emocjonalnych konotacji - etykiet, które mają oddziaływać na naszą świadomość. Zwolennicy projektu antyaborcyjnego posługują się takimi określeniami jak: „krwawa rzeź”, „morderczynie nienarodzonych dzieci”, „Aborcja - prawdziwy Holocaust”. Przeciwnicy przerywania ciąży nazywają siebie „obrońcami życia”, natomiast zwolennicy aborcji określają siebie jako „obrońców prawa wyboru”. Osoby związane z środowiskiem pro-choice odnoszą się również do takich stwierdzeń jak „odebranie niezbywalnych praw”, „Fanatycy religijni postanowili nieco zmodyfikować Twoje prawa”. Taki język naturalnie przecieka do dyskursu politycznego, a politycy, budując programy społeczne czy narodowe, chętnie się nimi posługują. Za mistrza takich manipulacji słownych można uznać Jarosława Kaczyńskiego, którego szczytem maestrii było przyrównywanie tragedii w Smoleńsku do zbrodni katyńskiej.
Natura języka polega na tym, że dzięki niej możemy kategoryzować oraz oddzielać informacje najbardziej istotne z całego szumu komunikacyjnego, który otacza nas każdego dnia. Dzięki niej właśnie możemy oddziaływać na innych. Nazwanie kogoś „liberałem” czy „konserwatystą”, „niewyżytą feministką” czy „katotalibem”, „obrońcami życia” czy „obrońcami wyboru” wywołuje określone skojarzenia wobec jakiejś grupy społecznej i dzieli rzeczywistość społeczną „na plastry”, na „my - oni”. Efektem czego jest stosowanie z góry przewidzianych przez autorów komunikatu działań - agresji bądź poparcia. Oczywiście, słowa nie zawsze muszą być używane do zakłamywania rzeczywistości. W przypadku przeciwników oraz zwolenników nowej ustawy antyaborcyjnej można by się pokusić o stwierdzenie, że zarówno jedni, jak i drudzy są przekonani o swoich racjach. Nie zmienia to jednak faktu, że żeby przeforsować swoje pomysły, muszą zebrać odpowiednią grupę wyborców albo posłów, popierających ich wartości. Tu wkracza właśnie perswazja z magią słowa, która może nie topi wszystkich lodów, ale na pewno przyszykowuje stabilny grunt do dalszych działań.
Bibliografia:
- Pratkins., A., Aronson., E.(2004). Perswazja wstępna: przygotowanie gruntu do efektywnego oddziaływania> w: Wiek propagandy. Wydawnictwo PWN, Warszawa
Komentarze