Menu

Nasze Elizjum

Kiedy główny bohater filmu Neilla Blomkampa „Elysium”, Max (Matt Damon), został zatrzymany przez dwa roboty policyjne za niewinny żart i trafił na komisariat do swojego „oficera prowadzącego”, nie zakładał, że zostanie źle potraktowany. Siadając naprzeciwko jakby drewnianej postaci, której strój i lico malowane było kreską podobną do tej, którą można zobaczyć na rosyjskich straganach z pamiątkami dla turystów odwiedzających dawne imperium, próbował się wytłumaczyć z niewinnej igraszki.

Drewniany funkcjonariusz nie chciał jednak go słuchać. Nie był zainteresowany tym, co on czuje i co ma do powiedzenia. Od razu wydał wyrok i oznajmił, że żadne zachowania tego typu nie będą tolerowane. Co rusz każąc milczeć Maxowi, gdy ten bezskutecznie próbował nawiązać dialog. Robot był jednak w stanie rozpoznać emocje, które towarzyszyły zatrzymanemu oraz bezbłędnie odczytał jego sarkazm, gdy ten, widząc, że nie uda mu się nawiązać rozmowy, zaczął przedrzeźniać maszynę.

W filmie, który przedstawia futurystyczną wizję Ziemi będącej zdegradowaną i przeludnioną, pokazane są podziały klasowe. Ci „lepsi” ludzie o wyższym statusie społecznym i finansowym mieszkają na orbitującym wokół planety Elysium – miejscu, w którym każdą chorobę można wyleczyć w okamgnieniu, jest dużo zieleni, czystej wody i estetycznego piękna, natomiast cała reszta gnieździ się w nędzy na powierzchni Ziemi.

To, co szczególnie uderza w oczy, to sposób, w jaki traktowani są Ziemianie. Nie tylko są tanią siłą roboczą, ale są zaganiani do pracy jak zwierzęta. Nie wolno im mówić do osób z Elysium, które doglądają ich pracy inaczej niż z zasłoniętą rękoma buzią. W przypadku chorób i zakażeń dostają jedynie leki, które uśmierzą ich ból i cierpienie w oczekiwaniu na śmierć, mimo że kilkaset kilometrów nad planetą znajdują się potężne zasoby urządzeń, które w cudowny sposób mogłyby ich uleczyć. W dodatku w tym celu wcale nie musieliby nawet lecieć na Elysium.

Kiedy pierwszy raz widzi się te sceny i tę niesprawiedliwość, budzi się w widzu moralne oburzenie. No bo jak można w taki bezduszny sposób traktować innych ludzi? W dodatku ze względu na koncentrację uwagi na głównym bohaterze, który sam jest obywatelem tej gorszej kategorii, odpalają nam się neurony w okolicy płata skroniowego, kory somatosensorycznej, wyspy oraz płatu skroniowo-ciemieniowego. Są to tak zwane neurony lustrzane, które odkryli w latach 90. Rizzolatti i współpracownicy, którzy badali mózgi makaków. To grupa neuronów, która aktywuje się, kiedy wykonujemy jakąś czynność lub jedynie obserwujemy ją u innych osób. Te neurony odpowiedzialne są również za empatię i zdolność wczuwania się w pozycję, emocje czy uczucia innych ludzi.

Dzięki neuronom lustrzanym od początku filmu możemy wczuć się w skórę ludzi dyskryminowanych, traktowanych niehumanitarnie i żyjących na skraju nędzy. „To tylko film” - sobie myślimy, żeby uspokoić rosnące poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Czy jednak ta wizja jest tak bardzo odległa? Jeśli ktoś sądzi, że tak, to proponuję wycieczkę do Liberii, Demokratycznej Republiki Konga, Zimbabwe, Burundii czy Korei Północnej. Szczególnie „czarny ląd” wygląda jak miejsce, od którego świat się odwrócił. Miliony ludzi umierają tam na AIDS albo z głodu, a cywilizacja „Zachodu” udaje, że problem jest marginalny, lub że nie istnieje wcale. Kiedy zaś uchodźcy z krajów ogarniętych wojną próbują do tejże cywilizacji przycumować, płynąc niekiedy na tratwach przez Morze Śródziemne, świat Zachodu pozwala na rozbicie obozów tymczasowych tym, którzy przeżyli podróż.

Ciężko jednak nie mieć wrażenia, że tenże Zachód problemu najchętniej by się pozbył poprzez deportację. Gdzie są nasze neurony lustrzane? – ktoś może zapytać. Jednak to nie one w tym przypadku odgrywają najważniejszą rolę. Działają bowiem inne procesy odpowiedzialne za wszelkie okrucieństwa jednych grup społecznych, narodowych czy etnicznych wobec innych.

Te procesy to automatyczna kategoryzacja na „nich” i „nas”. Henri Tajfel przeprowadził eksperyment, w którym badane osoby były przydzielane do jednej z dwóch grup na podstawie rzutu monetą. Okazywało się, że tak losowa czynność i sztuczny podział na grupy powodował, iż osoby z jednej grupy uważały się za bardziej inteligentne i lepiej wykonujące zadanie eksperymentalne od uczestników drugiej grupy. Ci z drugiej grupy byli i głupsi, i słabsi. Wszyscy bez wyjątku. Oczywiście taki sam efekt występował u członków obu grup w odniesieniu do członków grup opozycyjnych. Jednak sama kategoryzacja wydaje się być niewystarczającym powodem, dla którego jedna grupa ludzi może dopuścić się okrutnych czynów wobec drugiej grupy. Skoro bowiem istnieją neurony lustrzane, to widok cierpiącego człowieka powinien wzbudzać naturalne pokłady empatii, które stłumią efekt kategoryzacji. Tymczasem tak się często nie dzieje.

Dlatego też Leyens wysnuł tezę, że za dopuszczanie się tego typu zachowań odpowiedzialne jest w znacznie większej mierze postrzeganie „swoich” jako ludzkich, zaś „obcym” odmawiania pełni człowieczeństwa. Leyens w całej serii swoich badań wykazał, że ludzie przypisują emocje wtórne – charakterystyczne ludziom (np. duma, zażenowanie, wstyd, zakochanie, uznanie, itp.), jedynie w odniesieniu do członków grupy własnej, nie zaś grupy odmiennej. Osobom z odmiennej grupy nie odmawia się poczucia emocji pierwotnych, które dzielimy z niemałej części ze zwierzętami (gniew, strach, radość-zadowolenie, zaskoczenie, wstręt, smutek). Co ciekawe, nie jest konieczne doświadczanie wzajemnej historii stosunków międzygrupowych, żeby mieć mniejszą skłonność do przypisywania emocji wtórnych obcej grupie. Wystarczy już sama kategoryzacja w warunkach grupy minimalnej (takiej samej, jak w przypadku eksperymentu z rzutem monetą Tajfla).

Infrahumanizacja – przypisywanie emocji wtórnych bardziej grupie własnej niż obcej nie zachodzi jednak zawsze. Okazuje się, że wśród Belgów Wallonów efekt kategoryzacji opartej na grupie minimalnej występował jedynie w odniesieniu do Belgów Flamandów, ale do mieszkańców Paryża czy Pragi już nie. Można więc się zastanawiać, czy zasadna jest hipoteza Leyensa, jakoby dehumanizacja przyczyniała się do traktowania w sposób bezduszny osób, które uważamy za członków grupy odmiennej niż nasza. Jednak pomimo alternatywnych hipotez, jak chociażby tej, która mówi o prymacie Ja, nie ma solidnych przesłanek, żeby ją odrzucić. Ważną rzeczą, do której musi dojść, żeby zaszło zjawisko kategoryzacji na poziomie grupy minimalnej jest dostrzeżenie różnic (nawet tych najdrobniejszych). Nie wiadomo, czy dla Belgów Wallonów, którzy są francuskojęzyczni i lubią piwo, postrzeganie Paryżan i Prażan nie skupiało się na dostrzeżeniu wspólnych akcentów, które spowodowały kategoryzację ich jako członków grupy własnej, a nie obcej.

Traktowanie Afrykanów, z którymi znacznie ciężej znaleźć styczne punkty, które mogłyby wywołać efekt kategoryzacji do grupy własnej, zdaje się bronić hipotezy Leyensa. Przeciętny mieszkaniec Afryki to osoba, która już na poziomie samego wyglądu (kolor skóry) różni się od większości mieszkańców Europy. Niezrozumienie ich kultury, niższy status materialny, wykształcenie i inne czynniki demograficzne czy społeczne nie ułatwiają niestety kategoryzacji ich jako członków grupy własnej.

Podobnie może działać, choć na odmiennym podłożu, postrzeganie Zachodu przez muzułmanów. Im więcej rozbieżności, tym większe poczucie odrębności i zachowań dyskryminujących wobec przedstawicieli odmiennych kultur. W przypadku religii różnice są dodatkowo silnie nacechowane emocjonalnie.

Czy zatem można otworzyć Elysium dla wszystkich? We wspomnianym na wstępie filmie koniec końców wszyscy ludzie, także ci pozostający na ziemi, stają się obywatelami Elysium i natychmiast w pełni zautomatyzowany system wysyła na powierzchnie maszyny, które mają uzdrowić wszystkich chorych obywateli. Kiedy zaś prezydent każe aresztować osoby, które przybyły z planety do Elysium i zresetowały system, przez co wszyscy zostali do niego po restarcie przypisani, robot odpowiada, że nie może tego uczynić, przecież to obywatel.

Restartowanie naszych systemów jest nieco trudniejsze. Miliony lat ewolucji zbudowały silne oręże, które miało nam w przeszłości pomóc w tworzeniu trwałych więzów społecznych wewnątrz grupy własnej i zapobiec kolaborowaniu z grupami wobec nas wrogimi. Jednak czasy plemienne się skończyły. Współcześnie powinniśmy potrafić dostrzec podobieństwo z innymi ludźmi i starać się budować wspólnie świetlaną przyszłość naszej rasy, a nie dzielić się na obywateli wyższej i niższej kategorii. Być może pomocne okazałoby się tutaj zidentyfikowanie z głównym bohaterem – podobnie jak w przypadku Elysium. Jak jednak określić, kto z odmiennych kultur ma pełnić jego rolę, a kto nie. Ze wszystkimi z kolei ciężej się utożsamiać niż z jednostkami. Być może konieczne byłoby wprowadzenie obowiązkowych programów wymiany uczniów i studentów lub klas wielokulturowych.

To drugie rozwiązanie wydaje się być tańsze i łatwiejsze w realizacji. Nie sprawi to oczywiście, że całkowicie zniknie deprecjacja i procesy kategoryzacji w paradygmacie grupy minimalnej. Ale do tych procesów dochodzi nawet na własnym podwórku. Za każdym razem, kiedy ktoś ujawnia jakąś różnicę, którą możemy powiązać z przedstawicielami odmiennych grup społecznych od naszej. Ważne jest to, żeby ta kategoryzacja nie zachodziła na masową skalę i nie była permanentna. Bowiem jak łatwo nam kogoś przypisać do odmiennej grupy w przypadku kibicowania drużynie piłkarskiej, to tak samo łatwo nam go re-kategoryzować, gdy powie, że nasze dziewczyny są najładniejsze na świecie. Dzieje się to automatycznie i niewolicjonalnie.

Zatem żeby ludzkość budowała lepszą przyszłość niż ta, którą prezentuje film „Elysium”, musimy odnaleźć w przedstawicielach odmiennych kultur więcej punktów wspólnych niż tych, które pozwolą nam na zakwalifikowanie ich do grupy obcej. W końcu „oni” też lubią piwo. 

Literatura dla zainteresowanych tematem:

  • Cortes, B. P., Demoulin, S., Rodriguez, R. T., Rodriguez, A. P., Leyens, J.-P. (2005). Infrahumanization or familiarity? Attribution of uniquely human emotions to the self, the ingroup, and the outgroup. Personality and Social Psychology Bulletin, 31, 243–253.
  • Leyens, J. P., Paladino, M. P., Rodriguez-Torres, R., Demoulin, S., Rodriguez-Perez, A., Gaunt, R. (2000). The emotional side of prejudice: The attribution of secondary emotions to ingroups and outgroups. Personality and Social Psychology Review, 4, 186–197.
  • Leyens, J. P., Cortes, B., Demoulin, S., Dovidio, J. F., Paladino, M. P., Rodriguez-Perez, A., Rodriguez-Torres, R., Vaes, J. (2003). Emotional prejudice, essentialism, and nationalism: The 2002 Tajfel lecture. European Journal of Social Psychology, 33, 703–717.
  • Rizzolatti, G, Sinigaglia, C. (2008). Mirrors in the Brain. How We Share our Actions and Emotions. Oxford University Press.
  • Tajfel, H., Flament, C., Billig, M. G., Bundy, R. P. (1971). Social categorization and intergroup behavior. European Journal of Social Psychology, 1, 149–178.
Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Komentarze  

Jurek
# Jurek 2013-12-09 09:38
A ja mam wrażenie, że to był film propagandowy, zrealizowany na zamówienie administracji Obamy. Miał na celu uzasadnienie wprowadzenia "obamacare" i innych tego typu "wynalazków"
Odpowiedz

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku