That's how black... works not
- Szczegóły
- Utworzono: 05 lipca 2013
- Jarosław Świątek
Kiedy FoodCare stracił prawa do produkcji i dystrybucji napoju energetycznego Tiger, które to przekazane zostały przez Dariusza Michalczewskiego wadowickiemu Maspexowi, nastroje na pokładzie koncernu musiały nie być najlepsze. W jaki bowiem sposób zastąpić wypromowaną tak mocno – o zgrozo, co gorsza przez samego siebie - markę napoju?
Zespół od myślenia strategicznego musiał nad tym główkować tęgo, bo i tęgi rezultat tegoż zbiorowego drenażu mózgów. Tęgi, niski, ale potężny mistrz – Mike Tyson. Bokser, ale o klasę wyżej niż Michalczewski. No to się nasz bokser wkurzy. Chyba bardziej o to chodziło strategom biznesowym firmy, niż o budowanie nowej, silnej marki na rynku napojów energetycznych. No bo o lenistwo i brak kreatywności w sięganiu po nowe rozwiązania oczywiście nikogo z FoodCare nie podejrzewam. Do tego rozwiązania jeszcze nadać charakterystyczną nazwę, z którą bokser mógłby się identyfikować i mamy hit. Czy rzeczywiście?
O ile samo wystąpienie Tysona w polskiej reklamie było ciekawostką samą w sobie i niewątpliwie zwróciło uwagę, to jednak efekty tej uwagi wcale nie będą tak imponujące, jak by tego chcieli producenci. Rozumiejąc, że marka chciała wejść w ten sam segment, co poprzednia, już wypróbowana, sama linia z wykorzystaniem twarzy popularnego boksera nie budzi większych wątpliwości. Pojawiają się one dopiero, kiedy bliżej zastanowimy się nad wyborem owej twarzy. Osoby od doboru zapewne były już po piątym napoju energetycznym i chciały jak najszybciej zakończyć proces selekcji. A może po prostu wysyłały na ślepo zapytania ofertowe, biorąc pierwszą lepszą odpowiedź za dobrą monetę. Na pewno nie tanią zresztą. W końcu płaconą w dolarach.
Dolary to jednak nie jedyny problem zawartego związku małżeńskiego z Mike'iem Tysonem. Jego „amerykańskość” jest tak wielka, że ciężko się z nim zidentyfikować. Polscy kibice oglądają przede wszystkim sporty walki z udziałem polskich bokserów. Zagranicznych oglądają tylko przy okazji, gdy ci walczą z jakimś Polakiem. A to, że nierzadko ci pierwsi wygrywali, to zupełnie inna historia. Nie budująca w każdym razie. Tyson pokonał w końcu wielką nadzieję polskiego boksu – Andrzeja Gołotę. Nawet jeśli później komisja boksu stanu Michigan uznała walkę za nieodbytą, bowiem wykryto niedozwolone substancje w organizmie Tysona, kariera Gołoty praktycznie odbiegła końca. Rozbudzone nadzieje wielu Polaków zostały zawiedzione. Skojarzenie z Tysonem nie było więc pozytywne. W takiej sytuacji neurony wykazujące aktywność w tym momencie, zostały połączone. Od żalu, zawiedzenia, po złość i....Mike Tyson oczywiście.
To nie jedyny problem z postrzeganiem Tysona. O bokserze z USA wiemy przede wszystkim nie tyle z jego imponujących osiągnięć sportowych, ile z niesportowego zachowania. Doskonale obrazuje to słynne odgryzienie ucha Evanderowi Holyfieldowi.
Przykłady te nie budują pozytywnego wizerunku Tysonowi i opierając na nim nową markę, sukces będzie miał ograniczony zasięg. Silne asocjacje będą działały nawet bez świadomości ich istnienia. Gdy więc konsument stanie przed wyborem Tiger czy Black, to choć w ringu ten drugi najprawdopodobniej zmiażdżyłby tego pierwszego, w tym przypadku to ten pierwszy osiągnie miażdżącą przewagę w wynikach sprzedaży.
Komentarze
Dobrze by było te tezy zweryfikować. Jaki by nie był wynik badania, dałby sporo do myślenia marketerom i brand managerom.
Rezydencja oraz gra na fortepianie to oczywiste nawiązanie do popularnej komedii "Kac Vegas", w której Tyson wystąpił i której szanowny pan psycholog pewnie nie widział.
Ale za to widziało i to wielokrotnie młode pokolenie, które dzięki tej komedii wytworzyło jak najbardziej pozytywne asocjacje z postacią legendarnego boksera.