Niemedialny umysł
- Szczegóły
- Utworzono: 14 kwietnia 2014
- Steven Pinker
Nowe formy technologii medialnej od zawsze, gdy się pojawiały, powodowały moralne osłupienie: prasa drukowana, gazety, magazyny, telewizja – wszystkie były okupione znamieniem manipulujących swoimi odbiorcami i moralnie nagannymi.
Nie mogło wobec tego być inaczej w przypadku pojawienia się elektronicznych technologii. I tak PowerPoint redukuje dyskurs do ramowych i ogólnikowych punktów. Silniki wyszukiwarek zaniżać mają naszą inteligencję, zniechęcają do frywolnego i nieskrępowanego poszukiwania wiedzy na głębokich oceanach osiągnięć naukowych. Zamiast tego brodzimy po kałużach. Twitter z kolei zawęża nasze pole uwagowe oraz hamuje zdolności erudycji.
Ale tego typu napady paniki, krytyka nierzadko nie uwzględniają zmieniającej się rzeczywistości. Kiedy komiksy zostały oskarżone o zmienianie młodocianych w przestępców na początku lat 50' ubiegłego stulecia, przestępczość spadała do rekordowego poziomu, podobnie jak wówczas, gdy na początku lat 90' z podobnymi zarzutami spotkały się gry video. Dekady telewizji, radio, klipów rockowych były także okresem stałego wzrostu wyników na skali IQ.
Żeby poddać krytyce krytykę nowoczesnych mediów, weźmy jako przykład naukę i naukowców, od których wymaga się najwyższej jakości pracy umysłowej, mierzonej za pomocą znaczenia ich odkryć. Obecnie naukowcy nigdy nie rozstają się ze swoją pocztą elektroniczną, rzadko dotykają papieru i nie wyobrażają sobie wykładów bez PowerPointa. Gdyby media elektroniczne zubożały faktycznie inteligencję i miały destrukcyjny wpływ na kreatywność i osiągnięcia naszej cywilizacji, to jakość odkryć naukowych i postęp powinny systematycznie się obniżać. Tymczasem coraz nowsze i fascynujące odkrycia ogłaszane są z częstotliwością, z jaką wyrastają grzyby po deszczu, a progres postępuje wykładniczo. Pozostałe dziedziny życia ludzkiego umysłu: filozofia, historia czy dyskurs kulturowy, także się rozwijają, co można łatwo sprawdzić, wchodząc na pierwszą lepszą stronę internetową poświęconą sztuce, filozofii czy poezji.
Krytycy nowych mediów niekiedy używają nauki, żeby forsować swoje idee, cytując badania, które pokazują np. w jaki sposób „doświadczenie może zmienić twój mózg”. Jednak neuronaukowcy poznawczy wywracają jedynie oczami na takie zabiegi. Tak, za każdym razem, kiedy uczymy się jakiegoś faktu lub umiejętności, obwody naszego mózgu ulegają zmianie; informacje nie są w końcu magazynowane w trzustce, ale to nie oznacza, że mózg jest glinianym tworem, który jest całkowicie modelowany przez doświadczenie.
Doświadczenie nie przekształca podstawowych i pierwotnych mechanizmów, za pomocą których mózg przetwarza informacje płynące z otoczenia. Programy szybkiego czytania np. proklamowały, że są w stanie sprawić, że mózg w szybkim czasie przyswoi masę informacji, a to, w jaki sposób wygląda rzeczywistość, świetnie podsumowuje Woody Allen, który po przeczytaniu „Wojna i pokój”, podsumował książkę jednym zdaniem: „To było o Rosji”. Podobny los spotkał popularne przekonanie o podzielności uwagi i możliwości wykonywania jednocześnie wielu zadań naraz.
Co więcej, psychologowie Christopher Chabris i Daniel Simons pokazali w swojej najnowszej książce Niewidzialny goryl. Dlaczego intuicja nas zwodzi?, że efekty doświadczenia są wysoce specyficzne w stosunku do doświadczenia samego w sobie. Jeśli szkolisz ludzi w jednej kwestii (rozpoznawania kształtów, rozwiązywania zagadek matematycznych, odnajdywania ukrytych słów), to faktycznie stają się oni coraz lepsi w jej robieniu, ale ich umiejętności w innych, nawet bardzo pokrewnych dziedzinach, nie wzrastają. Muzyka nie poprawia twoich zdolności matematycznych, rozwiązywanie rebusów nie poprawia zdolności w zakresie myślenia logicznego, a gry umysłowe nie sprawiają, że stajesz się mądrzejszy. Ludzie sukcesu nie są wszechstronnymi geniuszami, a doskonalą się w dziedzinie swoich zainteresowań i kompetencji. Pisarze czytają dużo nowel, a naukowcy – periodyków naukowych.
Efekty konsumowania mediów elektronicznych są także znacznie bardziej ograniczone, niż implikują panikarze. Krytycy medialni piszą tak, jakby mózg przyjmował wszystkie informacje, które do niego docierają. To myślenie w stylu: „Jesteś tym, co jesz”. Prymitywni ludzie wierzyli, że zjedzenie serca, wzmocni ich serce i poprawi krążenie, albo pomoże się np. zakochać. Analogicznie krytycy nowych mediów myślą, że czytanie twittów sprawi, że zaczniemy wysławiać się, pisać i zachowywać jak Twitter.
Owszem, ciągłe pojawianie się zwięzłych pakietów informacji może być dystraktywne lub uzależniające, zwłaszcza dla ludzi z problemami z koncentracją. Ale dystrakcja to żaden nowy fenomen. Rozwiązaniem nie jest porzucenie technologii, lecz rozwijanie umiejętności samokontroli, jak czynimy to w kwestii wielu innych, życiowych pokus, z którymi chcemy walczyć. Wyłącz Twitter, e-mail podczas pracy, odłóż Blackberry, gdy jesz obiad, poproś małżonka, żeby zawołał cię do łóżka o wyznaczonej godzinie.
A żeby zachęcić do głębokiego myślenia i ćwiczeń intelektualnych, nie polegaj wyłącznie na PowerPoincie czy Google. To nie jest tak, że nawyk głębokiej refleksji i rygorystycznego rozumowania kiedykolwiek przychodził człowiekowi łatwo. Zazwyczaj częściej posługują się nim osoby, które zrzeszone są w specjalnych instytucjach, które nazywamy uniwersytetami, i muszą one nieustannie debatować, krytykować i analizować, bo na tym polega ich praca i za to są oceniani. Nie są oni nagradzani za posiadanie ciężkich encyklopedii na swoich laptopach. Korzystają oni za to również z efektywniejszej formy dostępu do informacji – poprzez internet.
Nowe media powstały nie bez powodu. Wiedza rośnie wykładniczo. Moc przerobowa ludzkiego mózgu nie rośnie praktycznie wcale. Internet oraz technologie informatyczne pomagają nam na szczęście zarządzać, szukać i otrzymywać nasz potencjał intelektualny w zupełnie innej skali. Od Twittera, poprzez e-booki, po encyklopedie online. Dalece od czynienia nas głupimi, te technologie są jedyną szansą na to, że pozostaniemy mądrzy.