GMO Wujkiem Samo Zło?
- Szczegóły
- Utworzono: 29 listopada 2012
- Jarosław Świątek
Niedawno polski parlament przegłosował nową ustawę o nasiennictwie. Od tamtego czasu (a minęły już niemal dwa tygodnie) właściwie nie ma dnia, żebym nie zauważył na Facebooku osoby, która nie wkleja rozmaitych zdjęć propagujących wprowadzenie zakazu sprzedaży żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) i straszących przed jej tragicznymi skutkami. GMO opisywane jest w tych wpisach jako istna bomba biologiczna, która przyczyni się do zagłady ludzkości w bardzo krótkim czasie. No – jeśli nie do zagłady, to w każdym razie do rozwoju chorób takich jak rak, czy mutacji genetycznych. To działa na wyobraźnię. Raka hodować nikt nie chce (chyba, że w celach spożywczych i bez żadnych modyfikacji, rzecz jasna), a wizja dzieci rodzących się z dysfunkcją w zakresie rozwiązywania zadań czy mówienia płynnie – a na pewno zrozumiale, językiem ojczystym – przyprawia o dreszcze. Szczerze mówiąc, ja i bez GMO potrafię zaobserwować dzieci, które niezbyt zrozumiale mówią w ojczystym języku, ale być może po prostu to nie nadążam za pędzącym rozwojem cywilizacji. Czy zatem rzeczywiście mamy się czego bać? Jakie są fakty na ten temat?
Zacząć trzeba od tego, co pewnie ucieszy gorących przeciwników GMO, a mnie osobiście zdumiewa i zaskakuje, mianowicie: polski rząd nie zamierza zezwolić na GMO w Polsce, a ta ustawa, która została przyjęta, po wprowadzeniu odpowiednich regulacji ma zablokować wprowadzenie żywności genetycznie modyfikowanej na rynek. Wprost oniemiałem z wrażenia, że polski rząd, który ma dostęp do chyba wszystkich możliwych ekspertów w kraju i za granicą, sam uległ społecznie rozprzestrzeniającej się panice. Informację tę zaczerpnąłem z oficjalnej strony Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na wspomnianym wcześniej Facebooku – czyli tam, gdzie się wszystko zaczęło. Jeśli więc stanowisko rządu nie będzie jednak takie, jak powyżej, to zwrócę honor, ale nie widzę przesłanek, żeby sztab wizerunkowy nie miał wiedzy o planowanych w tej kwestii działaniach rządu i podejmował fałszywe akcje wizerunkowe.
OK, teraz, gdy już mam nadzieję, że nieco uspokoiłem wszystkich panikarzy, to pora może na ustalenie, jakie są fakty na temat GMO. Czy faktycznie szczury w Wielkiej Brytanii, świnie w Indiach, zwierzęta, pszczoły i inne stworzenia na skutek żywności genetycznie modyfikowanej zaczęły cierpieć i przejawiać rozmaite schorzenia lub dysfunkcje, których efektem była śmierć? Takie bowiem argumenty padają ze strony przeciwników żywności modyfikowanej genetycznie. Niestety, ale żadne dane nie mogą tego potwierdzić. Wszelkie badania prowadzone przez organizacje takie jak WHO (Światowa Organizacja Zdrowia), Instytuty Żywności i Żywienia, które od wielu lat prowadzą badania nad GMO, nie potwierdzają ani jednego przypadku poważnych konsekwencji dla zdrowia lub życia ani zwierząt karmionych GMO, ani ludzi. Powyższe zjawiska, nawet jeśli w ogóle miały miejsce, to ich przyczyną nie była żywność genetycznie modyfikowana. W Polsce Prezydium Państwowej Akademii Nauk podjęło uchwałę o przyjęciu stanowiska Wydziału Nauk Biologicznych i Rolniczych Państwowej Akademii Nauk, które mówi o tym, że nie ma podstaw do uznawania modyfikacji genetycznych żywności za szkodliwe same z siebie. Na świecie podobne stanowiska przyjęła nie tylko Światowa Organizacja Zdrowia, ale także OECD, FAO, liczne Akademie Nauk, włącznie z Papieską Akademią Nauk (którą o tajemnicze interesy finansowe z resztą świata ciężko podejrzewać, a i takie argumenty dotyczące politycznych i finansowych, ukrytych interesów padają ze strony zagorzałych sceptyków GMO). Co zatem się dzieje i dlaczego ludzie reagują paniką, choć autorytety w tej dziedzinie uspokajają na całym świecie?
Panikę jest bardzo łatwo wzbudzić. Już wiele razy w historii mieliśmy tego dowody. Od słuchowiska radiowego „Wojna Światów”, które w USA doprowadziło do wybuchu paniki przed atakiem kosmitów, po straszenie konsumentów popularnej sieci fast food, że jej hamburgery robione są z dżdżownic kalifornijskich – istnieje cała masa przykładów, które obrazują, w jaki sposób plotka, która żeruje na naszych najprostszych emocjach, rozprzestrzenia się niczym dżuma w średniowiecznej Europie. Wszystko przez zasięg sieci społecznych, których siła oddziaływania jest ogromna i bez Internetu, a przy rozwoju tej formy komunikacji, staje się jeszcze bardziej potężnym narzędziem wpływu społecznego. Christakis i Fowler dowodzą w swojej książce „W sieci”, że zachowania ludzi, których nawet nie znamy, ale których znają nasi znajomi i są od nas oddzieleni o 3 stopnie oddalenia, mają wpływ na nasze życie i to, czy np. jemy zdrową żywność, czy też nie. Strach się bać, jak ten efekt może się nasilać pod wpływem Internetu. Jednak dlaczego takie faktoidy, które sieją bezpodstawny strach, opierają się rzetelnym faktom i próbie ich obalenia?
Okazuje się, że istnieją trzy czynniki, które mogą być za to odpowiedzialne. Pierwszy nazywany jest Familiarity Backslash Effect (Efekt wstecznej ekspozycji) i działa w taki sposób, że w pewnym eksperymencie przedstawiono uczestnikom ulotkę, która obalała większość mitów dotyczących grypy. Po upływie 30 minut okazało się, że osoby, które widziały ulotkę, nie potrafiły rozróżnić prawdy od fałszu, choć bezpośrednio po jej przeczytaniu doskonale sobie z tym radziły. Osoby te uznawały więcej prawd za kłamstwa niż osoby z grupy kontrolnej, które nie czytały ulotki. Efekt ten bazuje na tym, że tym bardziej będziemy skłonni uznać coś za prawdę, im bardziej znajoma wydaje nam się treść. Im bardziej upływa czas, tym mniej pamiętamy szczegółów i tym szybciej jesteśmy skłonni do uznania nagłówka informacji za prawdę, nawet jeśli on wcale nie był zgodny z ostateczną tezą czy wnioskami. Lepiej zatem przedstawiać jednoznaczne informacje w nagłówkach i unikać przedstawiania tezy, którą w sposób niebudzący wątpliwości zamierzamy obalić.
Innym efektem jest Overkill Backfire Effect (Efekt przeładowania informacyjnego), który polega na tym, że zbyt wiele informacji nie zostanie lepiej zapamiętanych niż kilka najbardziej istotnych i przystępnie zaprezentowanych. Tymczasem próbuje się w racjonalnych uzasadnieniach przeładować licznymi faktami niczym amunicją w minigunie wyznawców mitów. Niestety, efekt w przypadku przeładowania informacjami jest odwrotny od tego, który można uzyskać za pomocą broni palnej. Po prostu informacje giną w sosie własnym.
Najważniejszym jednak czynnikiem wydaje się być Worldwide Backfire Effect (Efekt zmieniania światopoglądu) ze względu na swoją odporność na jakiekolwiek argumenty niezgodne z własnym kręgosłupem moralnym. Gdy jesteśmy do czegoś przekonani, to nasze procesy percepcyjne wydają się nie dostrzegać stanowiska i poglądów odmiennych od wyznawanych wartości. Dzieje się tak m.in. poprzez efekt konfirmacji, który dostrzega tylko argumenty i zdarzenia potwierdzające naszą wizję rzeczywistości i otaczającego świata. Z tym efektem najtrudniej jest walczyć, a każdy negocjator wie od dawna, że wartości nie podlegają kompromisom.
Samo uświadomienie sobie istnienia efektów, które uniemożliwiają niejednokrotnie obalanie różnego rodzaju szkodliwych mitów, nie sprawi, że one znikną lub nie będą miały swoich wyznawców. Niestety stara prawda, że nowe, innowacyjne teorie najpierw muszą zostać wyśmiane, potem oprotestowane, a następnie przyjęte za oczywistą oczywistość i w tym przypadku (GMO) pewnie znajdzie swoje zastosowanie. Tak było z Rewolucją Kopernikańską, Ewolucją Darwinowską, a nawet z takimi, już dzisiaj niemal zapomnianymi mitami o tym, że na Olimpie siedzi gniewny Zeus, który urządza imprezy dla swoich boskich kumpli. Tak niestety będzie i z GMO. A szkoda, bo jakże szybki mógłby być postęp, gdyby nie nasza, ludzka, przewrotna - choć i piękna - natura.
Nieco więcej o opisywanych efektach złudzeń, które mogą mieć wpływ na łatwość, z jaką przyjmujemy mity za fakty:
- Norbert Schwarts, Lawrence J. Sanna, Ian Skurnik, & Carolyn Yoon. (2007). Metacognitive experiences and the intricacies of setting people straight: Implications for debiasing and public information campaigns Advances in experimental social psychology DOI: 10.1016/S0065-2601(06)39003-X
- Skurnik, I., Yoon, C., Park, D., & Schwarz, N. (2005). How Warnings about False Claims Become Recommendations Journal of Consumer Research, 31 (4), 713-724 DOI: 10.1086/426605
- Taber, C., & Lodge, M. (2006). Motivated Skepticism in the Evaluation of Political Beliefs American Journal of Political Science, 50 (3), 755-769 DOI: 10.1111/j.1540-5907.2006.00214.x
- Marcus, G. (2010). Prowizorka w mózgu. O niedoskonałościach ludzkiego umysłu. Sopot: Smak Słowa.
- Chabris, C., Simons, D. (2011). Niewidzialny goryl. Dlaczego intuicja nas zawodzi? Warszawa: Laurum.
Komentarze
Nie wiem tylko kto ma większy kłopot z oceną rzeczywistości, JA czy ?.......
Zdrowia życzę
Po drugie po co nam w ogóle modyfikowanie żywności? Każdy wie, że im bardziej naturalne, tym lepsze, smaczniejsze, zdrowsze.
Modyfikowanie genetyczne nie zwiększa wcale plonów, a pestycydów trzeba stosować nawet więcej, niż do normalnych roślin (więcej zniosą), więc... po co?