Wysoka samoocena? Pięć powodów, dla których nie powinieneś jej podwyższać
- Szczegóły
- Utworzono: 16 grudnia 2013
- dr Jarosław Kulbat
Większość ludzi w naturalny i oczywisty sposób próbuje chronić swoją samoocenę, a jeśli nadarza się okazja, to także ją podwyższać. Część z nas robi to z silnym przekonaniem, że robi to dla własnego zdrowia psychicznego, inni sądzą, że tylko w ten sposób odnajdą upragnione szczęście. Tylko skąd te przekonania?
Ich źródeł można szukać w niezwykle skutecznym marketingu ludzi i organizacji, którzy oferują produkty czy usługi, których przeznaczeniem jest podwyższanie samooceny, w tym także samooceny pracownika. Powodzenie takiego przedsięwzięcia opiera się oczywiście na wstępnym ukształtowaniu opinii publicznej w sposób, który sprawi, że ludzie wcześniej czy później zaczynają szukać pomocy czy wsparcia w działaniach mających na celu podwyższanie własnej samooceny. Dla wielu pseudoekspertów od samorozwoju związki wysokiej samooceny z sukcesem życiowym czy szczęściem są wystarczającą przesłanką do postawienia brawurowej tezy, że niska samoocena oznaczać musi nieuchronny brak sukcesów oraz depresję (albo co najmniej poczucie bycia nieszczęśliwym).
Nie jest trudno zrozumieć intencji guru od samorozwoju. Biznes, który sprowadza się odpłatnego oferowania narzędzi do podwyższania samooceny, szacuje się ostrożnie na setki milionów dolarów rocznie w samych Stanach Zjednoczonych. W katalogu książek Amazon’a wpisanie frazy „self –esteem” w okienko wyszukiwania prowadzi do zestawienia ponad 100 tysięcy książek, w których słowem kluczowym ma być „samoocena”. Dodajmy do tego otwarte wykłady, seminaria i warsztaty, konsultacje indywidualne i grupowe. Bez specjalnej przesady można tu mówić (i wielu wprost mówi) o całej gałęzi przemysłu zatrudniającej dziesiątki tysięcy osób na całym świecie, których działalność w dużej mierze zależy od przekonania innych ludzi, że poczucie własnej wartości stanowi klucz do tajemnicy szczęśliwego i pełnego sukcesu życia.
W takim ujęciu niska samoocena pozwala wyjaśnić wszystkie (lub co najmniej prawie wszystkie) problemy, na jakie człowiek może natrafić w drodze do spełnienia w życiu czy satysfakcji w pracy. Nie jest to wizja beznadziejna czy nawet nieszczególnie pesymistyczna. Niska samoocena przestaje kojarzyć się z dramatem czy życiową katastrofą, pod warunkiem, że zaczniemy ją podwyższać. Jak? Wystarczy zapłacić, żeby się dowiedzieć, jaką serię ćwiczeń należy wykonać, żeby samoocenę podwyższyć, a potem utrwalić. I wraca człowiek na ścieżkę upragnionego samorozwoju, która przebiega w bezpośrednim sąsiedztwie kasy specjalisty od samorozwoju. Podsumowując, w optymistycznej wersji proponowanej przez niejednego guru od samorozwoju, ciężka praca, której efektem będzie podwyższenie samooceny, jest kluczem do szczęścia i spełnienia. Tylko czy aby na pewno?
Zacznijmy od trywialnego założenia, z którym zasadniczo dyskutować nie mam zamiaru: wysoka samoocena sama w sobie nie jest zła. Gdyby ludzie mieli wybór, zdecydowana większość chciałaby mieć samoocenę raczej wyższą niż niższą. I nie ma w tym nic zaskakującego. Poza tym są dość mocne podstawy empiryczne do oczekiwania, że wysokiej samoocenie mogą towarzyszyć inne niezwykle pożądane stany – poczucie szczęścia czy przynależności (które można utożsamiać z pełnymi harmonii relacjami z innymi ludźmi). I takie badania wśród specjalistów od samorozwoju są niezwykle popularne i często cytowane. I w tym właśnie momencie zaczyna się robić niezwykle interesująco.
Wiele bowiem wskazuje na to, że koncepcja samooceny w roli uniwersalnej siły napędowej światowego szczęścia opiera się na dość wątłych przesłankach. Po pierwsze, choć nie ulega wątpliwości, że samoocena ma pewne znacznie dla różnych aspektów funkcjonowania psychologicznego człowieka, to niemal na pewno nie stanowi ona jedynego godnego uwagi czynnika, który ma znaczenie w życiu człowieka. I gdy się nad tym chwilę zastanowić, wydaje się mało prawdopodobne, żeby złożone problemy społeczne, jak depresja, agresja czy uzależnienia od substancji psychoaktywnych, miały tylko jedną przyczynę. I żeby tą przyczyną była akurat niska samoocena.
Co więcej, nie ma specjalnie mocnych podstaw empirycznych by sądzić, że niska samoocena nieuchronnie prowadzi do bycia nieszczęśliwym, niezależnie od tego, co wciskają nam rozmaici specjaliści od samorozwoju. A w badaniach związków między wysoką samooceną a życiowym sukcesem, których nie brakuje, widoczne są pewne zależności, zazwyczaj jednak zależności bardzo słabe. Uczniowie, którzy mają wysoką samoocenę, nie mają większych osiągnięć szkolnych ani nie są bardziej uspołecznieni niż uczniowie z niższą samooceną. Ryzyko, że człowiek uzależni się od narkotyków czy alkoholu, też jest najprawdopodobniej niezależne od wysokości samooceny. Samoocena pracowników nie znajduje szczególnego odzwierciedlenia w ich produktywności czy zadowoleniu z pracy. I tak dalej, i tym podobnie.
W tym roku mija dziesięć lat od opublikowania w prestiżowym czasopiśmie Psychological Science in the Public Interest raportu, który przygotował zespół uznanych specjalistów od samooceny w składzie: Roy Baumeister, Jennifer Campbell, Joachim Krueger i Kathleen Vohs (2003). Głównym celem raportu było podsumowanie imponującej liczby 15 tysięcy (tak, tak) badań poświęconych związków samooceny z praktycznie każdym aspektem funkcjonowania psychologicznego. Wnioski płynące z tej zakrojonej na niespotykaną do tej pory skalę analizy zadziwiająco często pozostają w wyraźnej sprzeczności z wiedzą potoczną, którą można utożsamiać z poglądami tak zwanej opinii publicznej.
Dla potrzeb tego wpisu chciałbym podsumować główne tezy tego raportu w postaci pięciu (błędnych) przekonań odnośnie samooceny, które nie znajdują potwierdzenia w wynikach badań. Nazwijmy je roboczo mitami.
Mit pierwszy o tym, że wysoka samoocena sprzyja odnoszeniu sukcesów w pracy (i w szkole). Guru od samorozwoju są przekonani, że wysoka samoocena nieuchronnie prowadzi do sukcesów. Pisałem wcześniej, skąd najprawdopodobniej bierze się ich determinacja w lansowaniu tego przekonania. W kontekście związków między samooceną a sukcesami szkolnymi, aktywni są również rodzice i nauczyciele, przekonani o kluczowym znaczeniu samooceny. Dla większości zainteresowanych sprawa jest jasna, należy dążyć do zwiększenia samooceny pracownika czy dziecka, a sukcesy zawodowe czy szkolne pojawią się nieuchronnie.
Zadziwiające jest to, jak bardzo ten pogląd jest popularny mimo tego, że empiryczne poparcie dla niego jest w gruncie rzeczy znikome. W przeglądzie, którego dokonał Baumeister i inni (2003), znalazło się wyjątkowe badanie, w którym wzięło udział ponad 23 tysiące uczniów szkół średnich, którzy dwukrotnie w odstępie dwóch lat brali udział w pomiarze samooceny oraz osiągnięć szkolnych (Pottebaum, Keith, i Ehly, 1986). Porównując pomiary samooceny i osiągnięć szkolnych tych samych uczniów uzyskanych w dwóch pomiarach (oddzielonych sporym czasem 2 lat), można było oszacować znaczenie wysokości samooceny w pierwszym pomiarze z osiągnięciami po dwóch latach (diagram podsumowujący wyniki można znaleźć na 4 stronie artykułu). Związek ten był słabiutki, zwłaszcza w porównaniu do korelacji między osiągnięciami szkolnymi w pierwszym i drugim pomiarze. W praktyce oznacza to, że dużo lepszym (niż samoocena) prognostykiem osiągnięć szkolnych są wcześniejsze osiągnięcia szkolne. I już. Zawsze jednak można próbować zaklinać rzeczywistość, afirmując swoje talenty i wielkości, niż zabrać się do roboty. Tak na marginesie warto tu wspomnieć, że większe znaczenie dla sukcesów szkolnych i akademickich (niż samoocena) ma również samokontrola, której manifestacją może być sumienność i wytrwałość. Jeśli już rodzice mają poczucie, że powinni coś w swoich dzieciach zmieniać czy kształtować, to niech to będzie raczej samokontrola.
Specyficzna procedura dwukrotnego pomiaru w badaniach Pottebaum i współpracowników miała na celu oszacowanie nie tylko siły zależności między samooceną a osiągnięciami szkolnymi. Równie ważnym celem była możliwość oceny kierunku zależności. W przypadku zależności pomiędzy samooceną a sukcesami zawodowymi czy szkolnymi, kierunek zależności nie jest oczywisty. Hipotetycznie korelacja między samooceną a sukcesem może pojawić się, gdy sukces wynika z wysokiej samooceny. Jednocześnie jednak dość łatwo można sobie wyobrazić, że to samoocena wzrasta w następstwie sukcesów akademickich. I to jeden z najpoważniejszych problemów interpretacyjnych, jakich nastręczają wyniki badań korelacyjnych, w tym także tych, w których dokonywany jest pomiar samooceny.
Kwestię związków samooceny z sukcesami zawodowymi i szkolnymi dodatkowo komplikuje specyfika pomiaru samooceny i sukcesów. Otóż gdy ludzie oceniają swoją samoocenę i jednocześnie sami opisują swoje sukcesy w pracy, wówczas korelacje pojawiają się częściej (choć zazwyczaj są słabe). Co ciekawe, prosta modyfikacja procedury pomiarowej, która polega na tym, że sukcesy oceniane są w oparciu o opinie innych (na przykład zwierzchników, współpracowników czy nauczycieli) lub bardziej wymierne wskaźniki produktywności czy wydajności, prowadzi do tego, że nawet słabe korelacje między samooceną a sukcesami znikają. Osobom szczególnie zainteresowanym związkami samooceny i produktywności czy zadowolenia pracowników polecam meta-analizę, którą przeprowadzili Timothy Judge i Joyce Bono (2001).
Mit drugi o tym, że wysoka samoocena sprawi, że inni zaczną cię lubić. Zacznijmy od tego, że ludzie z wysoką samooceną zazwyczaj są przekonani o swojej ponadprzeciętnej popularności wśród innych. Okazuje się jednak, że to przekonanie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością widzianą oczami rzekomych wielbicieli.
Oczywiście po ludziach z wysoką samooceną przekonanych o swojej popularności można spodziewać się większej swobody w kontaktach z innymi ludźmi czy łatwości w nawiązywaniu kontaktów z obcymi. W tej dziedzinie osoby z wysoką samooceną wypadają lepiej niż osoby z niską samooceną, którym nieśmiałość oparta na niskim poczuciu własnej wartości znacznie utrudnia nawiązywanie nowych przyjaźni czy choćby znajomości. Rzecz jednak w tym, że jest przynajmniej kilka innych umiejętności interpersonalnych. Choćby radzenie sobie w sytuacjach konfliktowych, otwartość w relacjach z innymi, niesienie emocjonalnego wsparcia tym, którzy są w potrzebie, czy asertywność w obronie swoich interesów. Ciekawe jest to, że, przynajmniej w świetle wyników badań, wysoka samoocena nie znajduje znaczącego odzwierciedlenia w dającej się zauważyć przewadze osób z wysoką samooceną, zwłaszcza wtedy, gdy kompetencje interpersonalne oceniane są przez innych ludzi, a nie samych zainteresowanych.
Mit trzeci o tym, że wysokiej samoocenie towarzyszy wysokie natężenie innych niezwykle pożądanych cech takich jak inteligencja, uroda czy dobroć. I rzeczywiście, zależności tego rodzaju pojawiają się dość często wtedy, gdy samoocenę oraz inne elementy charakterystyki człowieka ocenia się przy pomocy wskaźników samoopisowych. Nie jest to specjalnie zaskakujące: gdy na pytanie, czy jestem z siebie zadowolony, odpowiadam, że tak, to na pytanie, czy jestem mądry, trudno będzie mi odpowiedzieć, że nie. Zatem ludzie, którzy mają wysoką samooceną, zazwyczaj sądzą również, że są inteligentni, przystojni i dobrzy. I tu robi się ciekawie, bo gdy skorelujemy samoocenę ludzi z bardziej obiektywnymi wskaźnikami innych cech (na przykład urodę ocenia grupa obserwatorów, a inteligencję na podstawie wyników testów), to korelacje między wysoką samooceną a innymi cechami po prostu znikają. Wygląda to tak, jakby osoby z wysoką samooceną w swoich oczach były idealne, co nie do końca zgadza się z opiniami innych ludzi. W praktyce, gdy ludziom o wysokiej samoocenie towarzyszy wysoka ocena innych aspektów własnej osoby, to może być to konsekwencja braku realizmu koncepcji siebie. I żeby to odkryć, wystarczy zapytać innych ludzi.
Mit czwarty o tym, że niska samoocena sprzyja zachowaniom ryzykownym, takim jak uzależnienia od substancji psychoaktywnych czy wczesna inicjacja seksualna. Wspominałem wcześniej o tym, że redukowanie poważnych problemów społecznych do prostego modelu, w którym czynnikiem decydującym jest samoocena, jest niezwykle kuszące i zazwyczaj błędne, bo rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej złożona. W kontekście tego mitu błędne jest najprawdopodobniej podstawowe założenie, na którym mit ten się opiera. W przeglądzie wyników badań, którego dokonał Baumeister wraz z zespołem, nie udało się znaleźć empirycznego potwierdzenia dla tej tezy. Nie udało się znaleźć potwierdzenia szczególnej rozwiązłości seksualnej osób z niską samooceną czy ich skłonności do wczesnej inicjacji seksualnej. Wręcz przeciwnie, czasem to właśnie osoby o wysokiej samoocenie mają większe trudności z hamowaniem impulsów, nie doceniają ryzyka i są bardziej skłonne do ryzykownych zachowań seksualnych. I choć samoocena w niektórych badaniach okazuje się korelatem różnych niepokojących zachowań związanych z używaniem środków psychoaktywnych czy przedwczesnych, nieplanowanych ciąż, zależności te są zazwyczaj bardzo słabe.
Mit piąty o tym, że tylko ludzie z niską samooceną są agresywni. Przekonanie, że niska samoocena jest istotnym czynnikiem determinującym zachowania agresywne, jest wciąż dość popularne wśród niektórych psychologów. W takim ujęciu zachowania agresywne mają sygnalizować brak poczucia bezpieczeństwa czy wątpliwości odnośnie własnej wartości, jakich doświadcza osoba z niską samooceną. Co ciekawe, niezwykle trudno znaleźć badania, które dokumentują istnienie takiej zależności.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że wysoka samoocena, zwłaszcza jeśli towarzyszy narcyzmowi, może sprzyjać zachowaniom agresywnym. Otóż osoby narcystyczne reagują nierzadko skrajnym gniewem i agresją na sytuacje, w których sprawy nie idą po ich myśli. W warunkach zagrożenia samooceny, gdy pojawiają się przesłanki do zwątpienia w dobrą opinię na swój temat, ludzie z wysoką samooceną będą reagować z agresją o szczególnym natężeniu. W warunkach zagrożenia dla samooceny (na przykład przegrana w grze) człowiek może próbować bronić swojego poczucia własnej wartości, przypuszczając bezpośredni atak na tego, kto zagrożenie dla samooceny spowodował.
Podsumowując te rozważania, samoocena ma marginalne znaczenie dla powodzenia w relacjach interpersonalnych. Nie ma też większego znaczenia dla szans na odniesienie sukcesu zawodowego (czy akademickiego), nie zwiększa ryzyka niezdrowych zachowań takich jak palenie, nadużywanie alkoholu, czy zażywanie narkotyków. Krótko rzecz ujmując, samoocena, w świetle wyników badań, nie jest ani koniecznym, ani wystarczającym warunkiem doświadczania tego, czego w nurcie psychologii popularnej po wysokiej samoocenie się spodziewamy.
Do czytania:
- Baumeister, R. F., Campbell, J. D., Krueger, J. I., & Vohs, K. D. (2003). Does high self-esteem cause better performance, interpersonal success, happiness, or healthier lifestyles? Psychological Science in The Public Interest, 4(1), 1-44. [pdf]
- Pottebaum, S. M., Keith, T. Z., & Ehly, S. W. (1986). Is there a causal relation between self-concept and academic achievement?. The Journal of Educational Research, 140-144. [pdf]
- Bushman, B. J., & Baumeister, R. F. (1998). Threatened egotism, narcissism, self-esteem, and direct and displaced aggression: Does self-love or self-hate lead to violence? Journal of Personality and Social Psychology, 75(1), 219-229. [pdf]
- Judge, T. A., & Bono, J. E. (2001). Relationship of core self-evaluations traits--self-esteem, generalized self-efficacy, locus of control, and emotional stability--with job satisfaction and job performance: a meta-analysis.. Journal of Applied Psychology, 86(1), 80-92.[pdf]
Dr Jarosław Kulbat - psycholog społeczny, konsultant i trener, wykładowca SWPS Wrocław, popularyzator nauki i bloger (Korporacyjne piekło).
Jeśli spodobał Ci się post, polub stronę autora na facebooku, dołącz do kręgu na g+ albo śledź na twitterze.
Komentarze
Tomasz Garstka, psycholog
Klub Sceptyków Polskich
www.ksp.org.pl
Tomasz Garstka, psycholog
Klub Sceptyków Polskich
www.ksp.org.pl
1) To nie są "naciągane" twierdzenia Autora, ale wnisoki z empirycznych badań psychologicznyc h i bardzo solidnych meta-analiz, opartych na wielkiej liczbie badań (rzadko trafiają się metanalizy oparte az na 15 tys.badań)
2) Autor pisze, że "wysoka samoocena sama w sobie nie jest zła (...) Poza tym są dość mocne podstawy empiryczne do oczekiwania, że wysokiej samoocenie mogą towarzyszyć inne niezwykle pożądane stany – poczucie szczęścia czy przynależności (które można utożsamiać z pełnymi harmonii relacjami z innymi ludźmi)" i że "samoocena ma pewne znacznie dla różnych aspektów funkcjonowania psychologiczneg o człowieka". Na podsatwie badań pokazuje jednak, z czym - wbrew potocznej, pop-psychologic znej "wiedzy" - wysoka samoocena nie koreluje.
3) Autor podkresla, że specjaliści od samorozwoju - parafrazuje własnymi słowami - uwielbiaja proste modele, które wszystko (depresję, brak sukcesów, kłopoty w relacjach z ludźmi, agresję, naduzywanie substancji psychoaktywnych i uzależnienia) tłumaczą jednym modelem zaniżonej samooceny. Wskazuje, że "koncepcja samooceny w roli uniwersalnej siły napędowej światowego szczęścia opiera się na wątłych przesłankach" i "niemal na pewno nie stanowi ona jedynego godnego uwagi czynnika, który ma znaczenie w życiu człowieka".
Od siebie dodam, że wiele osób skoncentrowanyc h na pracy nad własną samooceną... rzeczywiście odnosi sukcesy. Dlaczego? Nie bierze pod uwagę innych czynników (nie samooceny), które te sukcesy warunkują. Ponieważ to nie samoocena jest "siła sprawczą", sama praca nad nią nie spełni nadziej pokładanych w niej przez osoby płacace "terapeutom" czy "specjalistom od samorozwoju", którzy głównie na tym koncentrują pracę z klientami.
Tomasz Garstka, psycholog
Klub Sceptyków Polskich
www.ksp.org.pl
Życzę wesołych Świąt.
Nie było moja intencją sugerowanie: "Pani czyta bez zrozumienia" :-) Przepraszam, jesli tak to wyglądało. Raczej chciałem wyraźnie pokazać dzielącą nas różnice w odbiorze tekstu. Ja uważam go za pożyteczny, obalający - w oparciu o rzetelne badania - bardzo powszechne psychologiczne mity, a nie za bicie piany.
Wiele radości z wolnego czasu i pomyślności w 2014 r.
bardzo Panu dziękuję. Wszystkim Państwu życzę Wesołych Świąt i obiecuję, że będę zaglądał tu częściej i w miarę możliwości stawiał czoła zarzutom. Nie będę ukrywał, że Państwa uwagi stanowią dla mnie inspirację dla kolejnych wpisów.
Dziękuję za interesującą lekturę. Problem z samooceną jest podobny jak z wieloma innymi konstruktami w psychologii:
-różniące się między badaczami definicje (właściwie każdą rozmowę w psychologii należałoby zaczynać od ustaleń definicyjnych.. .), a meta-analiza Baumeistera (której, przyznaję, nie chciało mi się przeczytać), z konieczności, wrzuca pewnie wszystko do jednego worka
-różne narzędzia badawcze dotyczące pozornie tych samych konstruktów (nowsze narzędzia słabo rozpowszechnion e; starsze narzędzia, usankcjonowane tradycją, ale niekoniecznie przystające do współczesnych standardów metodologicznyc h i cechujące się wątpliwą trafnością)
-szereg pułapek związanych z metodami kwestionariuszowym
Konstruktu samooceny nie wyrzucałbym jeszcze do kosza, ale nie jestem też zdziwiony tym, że potoczne jego rozumienie, jak i związków jego z innymi zmiennymi, nie znajduje potwierdzenia w badaniach.
Pozdrawiam,
Marek Brandys
nie było moją intencją sugerowanie, że samoocenę należy wyrzucić do kosza. Raczej zwrócenie uwagi na to, co Pan podkreśla, że potoczne koncepcje samooceny (i jej związków z różnymi aspektami funkcjonowania) rozpowszechnion e w nurcie psychologii popularnej nie mają związków z wynikami badań. Co do problemów związanych z definiowaniem czy pomiarem zmiennych w psychologii jest między nami zgoda.
Pani Barbaro,
średnia samoocena też jest. I oczywiście lepiej jest mieć samoocenę wysoką niż niską. Nie jest jednak dobrze rozpaczliwie podwyższać swoją samoocenę z nadzieją na to, że jej podwyższenie rozwiąże problemy opisane w poście. Jest zresztą wiele innych powodów, dla których warto rozważyć dążenie do podwyższania samooceny (pisałem o tym tutaj: kulbatkonsulting.blogspot.com/ .../...)