Cisza przed burzą
- Szczegóły
- Utworzono: 15 kwietnia 2014
- dr Jarosław Kulbat
Konflikty, kłótnie, spory, sprzeczki z najbliższymi stają się udziałem większości z nas. Może więc zaskakiwać niewielka wiedza, jaką mają ludzie odnośnie genezy, dynamiki i rozwiązywania konfliktów interpersonalnych. A zwłaszcza tych, których doświadczamy w bliskich związkach.
Wśród wielu nieporozumień na temat konfliktów, jednym z dość powszechnych jest oczekiwanie, że „ciche dni” są najlepszą metodą zażegnania konfliktu. Ciche dni to popularne określenie zjawiska, które w psychologii nazywamy ostracyzmem społecznym. W praktyce, ciche dni trudno pomylić z jakąś inną forma komunikacji: drastyczne ograniczenie kontaktów z drugą osobą, które dotyczy zarówno częstości, jak i ich jakości, nie pozostawia zazwyczaj miejsca na wątpliwości czy złudzenia.
Do wykorzystywania cichych dni w kontekście interpersonalnych konfliktów z partnerami przyznaje się w Polsce jedna na cztery osoby. W badaniach amerykańskich, do wykorzystywania tej formy (braku) komunikacji przyznaje się 7 na 10 respondentów. Istota nieporozumienia dotyczącego znaczenia cichych dni dla dynamiki konfliktów interpersonalnych sprowadza się do rozbieżności pomiędzy intencjami tego, kto ciche dni inicjuje, a ich potencjalnymi konsekwencjami dla osoby, która jest celem takiego oddziaływania.
Po pierwsze, dla tych, którzy ciche dni inicjują, mają one pełnić funkcję kary (czy zemsty) za jakieś zachowanie adresata tego oddziaływania. Ciche dni oznaczają w końcu brak możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych człowieka (przynależności, samooceny, szacunku czy kontroli). W konsekwencji pojawić się, raczej wcześniej niż później, frustracja, której mogą towarzyszyć negatywne emocje (gniew, złość, poczucie winy czy smutek).
Krótko pisząc, bycie adresatem cichych dni jest dla człowieka doświadczeniem nieprzyjemnym i na tym ma polegać jego karząca funkcja. I tu może pojawić się problem. Bo znaczenia nabiera to, w jaki sposób adresat cichych dni poradzi sobie ze stresem, jakiego doświadcza w tych warunkach. Może to zrobić na co najmniej dwa sposoby. Z jednej strony, może próbować odzyskać kontrolę nad zaspokajaniem kluczowych potrzeb, próbując pojednawczych zachowań mających na celu złagodzenie lub rozwiązanie konfliktu. Może jednak, zwłaszcza jeśli zagrożone są potrzeby szacunku czy kontroli, podejmować działania, które mają na celu odzyskanie zagrożonej pozycji w związku. I w takim przypadku, mogą pojawiać się zachowania prowokacyjne czy antyspołeczne, które konflikt interpersonalny będą eskalować.
Po drugie, ludzie wykorzystują ciche dnie, żeby zyskać na czasie potrzebnym do uspokojenia się, odzyskania kontroli nad własnym wzburzeniem, które jest integralną częścią interpersonalnych konfliktów. W tym przypadku problem polega na tym, że adresat cichych zazwyczaj nie jest świadom tych intencji. Dla niego jest to czas odczuwania negatywnych emocji i myślenia o naturze sporu. I tak, ciche dni zamiast obniżać intensywność negatywnych emocji w konflikcie, mogą przyczyniać się do ich eskalacji.
Po trzecie wreszcie, gdy ludzie mają poczucie, że konflikt niepokojąco szybko eskaluje, albo wtedy, gdy mają poczucie, że konflikt do niczego nie doprowadzi, wykorzystują ciche dni do zarządzania dynamiką konfliktu. Ciche dni w tym sensie są pseudorozwiązaniem konfliktu, bo w końcu to, że o konflikcie nie rozmawiamy nie oznacza, że go nie ma. Zwłaszcza że w kontekście cichych dni, gdy między skłóconymi partnerami zapanuje cisza, może to oznaczać, że nadciąga burza.
Komentarze
Dziękuję za wywołanie tematu, poruszył mi wiele wątków do analizy konfliktu w relacjach. Byłbym wdzięczny za wskazanie jakichś materiałów źródłowych.