Dni tradycyjnej psychologii są policzone
- Szczegóły
- Utworzono: 19 czerwca 2013
- Milena Drzewiecka
Czy wiesz, że Twój komputer może znać Cię lepiej niż własny rodzic i może zdradzić Cię bardziej niż byś tego chciał? Co cyfrowe ślady mówią o nie cyfrowej osobowości? Te i inne odpowiedzi poznasz, czytając rozmowę z Michałem Kosińskim z Cambridge University. Polski naukowiec opowiada Milenie Drzewieckiej o swoich badaniach, dzieli się refleksjami na temat Anglii i rodaków za granicą, i tłumaczy, dlaczego psychologia bez informatyki nie ma przyszłości.
Od autorki rozmowy:
Poznaliśmy się w 2005 roku, kiedy trafiliśmy do jednej grupy na Wydziale Psychologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Michał miał już wtedy za sobą studencką i zawodową historię. Na zajęciach nieraz żartował: przydałby mi się taki organizer jak ty. Sam często wydawał się niezorganizowany, a może po prostu bardziej swobodny. W sesji zimowej potrafił wpaść na egzamin z opaloną twarzą i białym śladem po goglach. - Z czego piszemy? - rzucał w progu. - No przecież przesłałam ci slajdy - odpowiadała koleżanka. - Fakt, przeczytałem… stronę tytułową - mówił z uśmiechem, siadał i egzamin zaliczał dobrze, o ile nie najlepiej. Ma niesamowitą pamięć słuchową, informatyczny talent i statystyczny zmysł. W 2008 roku powiedział mi: - Mila, skończę tę psychologię jeszcze przed tobą. Dobrze – odpowiedziałam - ja i tak równolegle kończę dwie uczelnie. Słowa dotrzymał. W 2008 roku z tytułem magistra psychologii pożegnał SWPS i Polskę. Dziś o jego badaniach nad cyfrowymi śladami osobowości rozpisuje się naukowa i popularna prasa na całym świecie. W kraju jakby… ciszej. Oto moja rozmowa z Michałem Kosińskim, dyrektorem Instytutu Psychometrycznego Cambridge University: o psychologii, jej studiowaniu i uprawianiu, a także o bardziej i mniej naukowym życiu w Anglii.
Rozmowa z Michałem Kosińskim
Jest rok 2008. Z tytułem magistra, świetną pracą magisterską, dobra opinią promotora, ale … niekoniecznie z wyróżnieniem na dyplomie wychodzisz z SWPS-u w Warszawie. Prowadzisz firmę informatyczną, a psychologią zajmujesz się z pasji. Cztery lata później już jako dyrektor na Uniwersytecie w Cambridge publikujesz badania, o których głośno nie tylko w Europie. Kilka lat różnicy a taka rewolucja?
Wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej. Zawsze motywowało mnie zmienianie zastanej rzeczywistości i prowadzenie biznesu było do tego wspaniałym narzędziem. Polska to był, przynajmniej dla mnie, bardzo dobry kraj do zakładania firmy, trudno tu jednak odnieść sukces o zasięgu globalnym. Musimy jeszcze zaczekać na naszego Zuckerberga… Co więcej, moje startup’y, które na początku zawsze dawały mi wiele satysfakcji, bardzo szybko obrastały w kolejne warstwy „papierologii”. Pewnego dnia dotarło do mnie, że z pewnością mogę urządzić sobie w Polsce wygodne życie, jednak raczej nie będę miał szansy zmieniać świata. Postanowiłem więc, że muszę wyemigrować nie tylko z Polski, lecz także z mojej roli małego przedsiębiorcy. Postanowiłem, i z perspektywy czasu raczej słusznie, że zrobię doktorat i to nie byle gdzie, ale na uczelni, która da mi przepustkę do zmieniania świata. Z wrodzoną arogancją złożyłem papiery na Harvard, Oxford i Cambridge.
Chcesz powiedzieć, że Twoim zdaniem robienie doktoratu w Polsce ma mniejszą wartość?
Z powodzeniem uczyć się można wszędzie – nawet w domu, i wcale nie trzeba tytułu, by zdobyć wiedzę i odnieść sukces. Międzynarodowa uczelnia o mocnej marce ma jednak kilka zalet. Rozpoznawalne logo na dyplomie otwiera wiele drzwi, a ludzie traktują cię też poważniej. Czy nam się to podoba, czy nie, ludzie opierają swoją opinię o innych na bardzo powierzchownych cechach – ładnych ciuchach lub markowej uczelni. Topowe uczelnie przyciągają też ludzi z całego świata, którzy, aby się dostać, muszą się czymś wyróżnić, niejako cierpieć na pewną dozę pracoholizmu, i być bardzo otwartym na świat. Dzięki temu nie tylko czerpiesz pełnymi garściami z doświadczeń i kultur, lecz także masz pewność, że twoi koledzy z pubu będą prezesami czy premierami, w Izraelu, Singapurze czy na Sri Lance.
Problemem jest więc homogeniczna Polska czy kontynentalna Europa?
W Polsce ta homogeniczność jest szczególnie widoczna. Polski charakter sprawdza się świetnie w ciężkich czasach, nadaje się do walki partyzanckiej czy rozprawiania się z PRL-em. Trudno nam jednak zapomnieć o układach i zarabianiu pieniędzy, czy porzucić rozważania typu: kto jest prawdziwym Polakiem i katolikiem, a kto nie. Otwarcie na świat przychodzi nam z dużym trudem.
Otworzyłeś się więc na „świat brytyjski”. Co było największym wyzwaniem w studiowaniu za granicą, czy też co jest największym wyzwaniem w pracy naukowej na Wyspach?
Największym wyzwaniem był dla mnie bardzo codzienny angielski – taki, jakiego używa się w pubie. Na szczęście piwo bardzo „pobudza" zdolności komunikacyjne.
A co z komunikacją po polsku, spotkałeś w Cambridge dużo rodaków?
Jest kilku studentów, ale w porównaniu z Niemcami, Francuzami czy Hindusami Polacy to wciąż pojedyncze przypadki.
Jak myślisz, dlaczego?
W angielskim pubie możesz mówić do barmana po polsku, bo na pewno jest z Polski; spokojnie możesz też z nim pogadać o studiach, bo zapewne ma tytuł magistra. Jego szef magistra na pewno nie ma, ale nie ma się co obawiać o pracę – Polacy zadowalają się pracą dużo poniżej swoich możliwości. Myślę, że brakuje przykładów rodaków, którzy wyjechali z kraju, by pracować na stanowiskach odpowiadającym ich kwalifikacjom. Przyjeżdżają ludzie „wygłodzeni pieniędzy”, wiec biorą pierwszą lepszą pracę, w której nie trzeba dużo myśleć.
Są jednak i tacy Polacy, którzy mają swoje gabinety w londyńskim Canary Wharf?
Na pewno tacy są, ale biorąc pod uwagę wielkość naszej emigracji, to wciąż ułamki. Pracuje w Microsoft Research z całymi rzeszami Niemców, Żydow, i Francuzów, lecz z Polaków… spotkałem tylko … jednego Australijczyka z polskimi korzeniami. Przez ostatnie pięć lat zatrudniałem na uniwersytecie wiele osób, w tym trzech Polaków. Tyle że oni niekoniecznie chcą tu zostać. Tęsknią za rodzinami, trzymają się tylko z innymi Polakami, nie mają łatwości budowania relacji wykraczających poza polskie „mentalne getto”.
Problem przekraczania granic własnej narodowej mentalności to temat na zupełnie inną rozmowę. Może kiedyś ją przeprowadzimy. Może wtedy, gdy będziesz miał empiryczne dane, dlaczego tak dużo jest Polaków w barze, a tak mało na uczelniach wyższych. Teraz chcę jednak zająć się tym, do czego dane empiryczne masz, tj. wnioskowaniem o osobowości na podstawie Facebooka. Psychologowie i studenci psychologii mogą przeczytać empiryczny tekst Twoich badań od wprowadzenia po dyskusję. Jak wytłumaczyłbyś jednak nie psychologom metodę i wyniki swojego badania?
W ostatnich badaniach pokazałem, że cyfrowe ślady, które wszyscy zostawiamy w Internecie i to zostawiamy w sposób nieunikniony, pozwalają odkryć nasze bardzo intymne cechy, które przeciętny człowiek wolałby kontrolować. Np. orientację seksualną, poglądy religijne, poziom inteligencji czy słabość do używek. I nie chodzi mi tu o cyfrowe ślady, które wprost komunikują prywatne cechy. Nie potrzeba wielkiego sprytu, by odkryć poglądy religijne użytkownika, który regularnie słucha strony Radia Maryja. Komputer może jednak to samo i z dużą dokładnością stwierdzić na podstawie bardzo „niewinnych” śladów, takich jak piosenki, których słuchasz, lub obejrzane filmy.
To wyniki, a wnioski?
Myślę, że najważniejszym wnioskiem z badania jest to, że musimy zmienić nasze myślenie o prywatności. Musimy zaakceptować, że w obecnej rzeczywistości poglądy religijne czy seksualność przestają być cechą, którą da się utrzymać tylko dla siebie. Tworzy to duże ryzyka związane z bezpieczeństwem i wolnością jednostek, i to nie tylko w krajach mniej liberalnych. Wyobraź sobie – a jest to bardzo proste – że ktoś otwiera stronę, która powie Ci, który z Twoich znajomych to gej na podstawie publicznie dostępnych danych. To teraz wyobraź sobie, co zrobią z taką wiedzą nastolatki i o ile wzrośnie liczba samobójstw. A przecież konserwatywna Polska to w skali świata kraj ekstremalnie liberalny i przyjazny dla mniejszości.
Koncentrujemy się na poważnych danych, a „Daily Telegraph” z Twoich badań zainteresowała np. pozytywna korelacja między lubieniem kręconych frytek a poziomem inteligencji… Jaki wynik zaskoczył Ciebie najbardziej?
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że cyfrowe ślady pozwalają odkryć rzeczy tak skomplikowane, jak np. to, czy Twoi rodzice się rozwiedli. Inna szokująca rzecz to, że w sieci łatwiej jest odróżnić Afroamerykanina od białego Amerykanina, niż stwierdzić różnice płci, co znaczy, że mamy większą przepaść między tzw. białą i czarną Ameryką niż między kobietami a mężczyznami.
Na studiach byłeś zwolennikiem psychologii ewolucyjnej. Czy masz jakieś socjobiologiczne wytłumaczenie fenomenu, który odkryłeś?
Internet to tylko lustro, które odbija nasze zachowania off-line. W przypadku „białej” i „czarnej” Ameryki różnica wynika nie z koloru skóry, a z przepaści w dochodach. Niektórzy chcieliby powiedzieć, że różnice w IQ między białymi a czarnymi Amerykanami (bo takie wciąż są) wynikają z rasy, ale ta różnica wynika z możliwości życiowych i dostępu do edukacji. Ta przepaść, na szczęście, drastycznie szybko maleje.
Pracujesz też z Microsoftem Research, czyli z instytutem badawczym jednej z największych marek XXI wieku. Jakie wrażenia wynosisz z tej współpracy?
Zupełnie przeciwne do tych, które można wynieść, czytając gazety. Microsoft Research jest zupełnie niekomercyjny, oferuje wolność nauki większą niż niejeden uniwersytet i jest wspaniałym motorem postępu w dziedzinach tak odległych od siebie i od działań samego Microsoftu jak medycyna i ochrona lasów.
W Microsofcie badasz pogranicze psychologii i informatyki. Technologie komputerowe i statystyka, którymi zajmujesz się na co dzień, to zmora wielu studentów psychologii. Czy możesz zdradzić receptę, jak je polubić lub przynajmniej… jak nie polec w meandrach analizy dwuczynnikowej, regresji liniowej etc.?
Zamiast podawać receptę, wolę powiedzieć, dlaczego statystyka i programowanie są takie ważne. Moim zdaniem dni tradycyjnej psychologii są policzone. Część zostanie wchłonięta przez neuroscience, a część przez technologie komputerowe. Nowoczesna technologia pozwala znacznie rozszerzyć potencjał psychologa – zabraknie miejsca dla tych, którzy analizują garść przypadków z ołówkiem i kartką w ręku. Badacze psychologii przyszłości nie poradzą sobie bez umiejętności programowania i analizy terabajtów danych. Takie umiejętności potrzebne będą nie tylko przy badaniu milionów, lecz także przy pracy z jednym pacjentem.
Chcesz przekreślić sens pracy i studiów psychologii klinicznej?
Chcę powiedzieć, że tu też nastąpi przełom, bo coraz więcej czasu spędzamy otoczeni urządzeniami monitorującymi nasze zachowanie. Człowiek od urodzenia przyklejony jest do smartfona czy tabletu i to te urządzenia, które znają Cię lepiej niż najbliżsi, będą podstawą zbierania danych, monitorowania i terapii przyszłości.
-Facebook zna Cię lepiej niż własna matka - powiedziałeś w wywiadzie dla „Die Welt”.
Dokładnie tak się dzieje. Twój smartfon jest w stanie zapisać Twoje zachowanie, ton głosu czy nawet rytm serca, i te dane mogą być zbierane o niemalże wszystkich. Jeżeli psychologia nie zacznie korzystać z nowoczesnych technologii komputerowych – zapomnij o prostej statystyce – to zostaniemy zredukowani do pozycji wróżek. Ten, kto będzie umiał przetworzyć dane na temat miliona ludzi lub milion zmiennych o jednym człowieku, ma niesamowitą przewagę nad psychologiem korzystającym z tradycyjnego narzędzia.
Brzmi równie pociągająco, co groźnie…
Większość urządzeń jest neutralna moralnie. Skype pozwala nam pogadać, lecz pozwala też podsłuchiwać ludzi na masową skalę. Moje badania pokazują, że korzystając z bardzo prostych technik można zdobyć informacje, które mogą pomóc wytworzyć narzędzia dostosowane do Twoich preferencji - na przykład radio, grające dokładnie to, co chcesz słyszeć, lub auto, które dostosuje parametry silnika do Twojego temperamentu. Tyle że ta sama technika może być wykorzystana przeciwko Tobie. Naprawdę groźnie może być wtedy, gdy psychologowie oddadzą zupełnie pole programistom, którym brakuje tradycji etycznych metod pracy z ludźmi.
Czyli Ty o sobie nadal myślisz jako o psychologu, nie programiście?
Zdefiniowałbym siebie jako computational psychologist. Pracuję z ludźmi – choć głównie z milionami ludzi – a w swojej pracy wykorzystuję zaawansowane technologie komputerowe, bazy danych, machine learning, i tak dalej.
To nad czym pracuje teraz informatyczny-psycholog Michał Kosiński?
Pracuję nad nową teorią osobowości, która opiera się na analizie zachowań milionów ludzi w cyfrowym świecie
Teoria cyfrowej osobowości?
Teoria osobowości w ogóle, tylko badana nie przy pomocy „szkiełka i oka”, ale danych i procesora.
Rozmawiała: Milena Drzewiecka