Jak myśleć o umyśle
- Szczegóły
- Utworzono: 21 czerwca 2013
- Steven Pinker
Każdego wieczora nasze oczy mówią nam, że słońce zachodzi. Tymczasem jesteśmy świadomi, że tak naprawdę to Ziemia nas od niego odwraca. Astronomia już od wieków udowadnia nam, że nasze zmysły niekoniecznie są wiarygodnymi przewodnikami po otaczającej nas rzeczywistości. Obecnie podobnych iluzji zaczyna nas pozbywać neuronauka. Ludzie w sposób naturalny wierzą w „Ducha w Maszynie”: że oto posiadamy ciało stworzone z materii i ducha uczynionego z czegoś eterycznego. Owszem, ludzie są świadomi tego, że mózg jest zaangażowany w nasze mentalne życie, ale mimo tego postrzegają go raczej jako twardy dysk dla hulającej na nim duszy.
Współczesna neuronauka dowodzi, że nie ma żadnej duszy. Nie ma użytkownika mózgu. Dusza tak naprawdę jest procesem przetwarzania informacji w mózgu. Mózg sam jest sobie sterem i zarazem okrętem. Nowoczesne techniki neuroobrazowania sprowadziły każdą myśl i emocję do aktywności określonego obszaru układu nerwowego. Każda zmiana w mózgu – od wylewu poprzez narkotyki i używki, impulsy elektryczne czy operacje chirurgiczne – dosłownie zmienia twój umysł. Ale ta wiedza nie przeszła do świata wiedzy potocznej ani konwencjonalnej. Nadal mówimy innym, żeby „używali swoich mózgów”, spekulujemy na temat przeszczepów mózgu (choć jest to tak naprawdę również zwykły przeszczep narządów... w tym przypadku bardzo skomplikowanych) i wyrażamy przekonanie, że medytacja, edukacja czy psychoterapia mogą w pełni zmienić mózg. No bo jak inaczej miałyby one działać?
Opór wobec wniosków płynących z neuronauki nie zaskakuje. Paul Bloom w swojej książce „Dziecko kartezyjskie” pisze, że podział ciało-umysł jest wbudowany w sposób naszego myślenia. Dzieci łatwo przyjmują historyjki, w których osoba przekształca się z żaby w księcia, albo uwalnia się z ciała i podąża za dzikimi przygodami. I choć jednak wiedzą one, że mózg służy do myślenia, to nie wierzą, że to on jest odpowiedzialny za to, że czują się smutni lub kochają swoje rodzeństwo.
Rozdział pomiędzy potocznym, intuicyjnym postrzeganiem świata a naukowym nie jest ciekawostką akademicką. Neuronauka popycha nas do obcych nam dotychczas wniosków i jeśli nadal myślimy o sobie, jako o cieniach użytkujących nasze mózgi, to pozostajemy w mroku na własne życzenie. Rewolucja związana z Prozakiem jest doskonałym przykładem. Antydepresanty czy leki uspokajające są już tak powszechnie stosowane, że krytycy zastanawiają się, czy aby nie tracimy zdolności do przezwyciężania naszych problemów za pomocą wolnej woli. Wielu niezadowolonych małżonków zadaje pytanie: „Czemu po prostu nie otrząśniesz się z tego?”. Ale osoby będące w stanie depresji nie mają wcale leniwych dusz. Po prostu obszary ich mózgu, które są odpowiedzialne za „otrząsanie się z tego”, nie działają prawidłowo. Dla osób pozostających w depresji jest rzeczą obiektywnie oczywistą, że takie zawołania są dla nich beznadziejne. Poczęstowanie mózgu lekami może być niejednokrotnie najlepszym sposobem do zresetowania machiny, którą nazywamy wolą.
Prozaku nie można zawiesić jak miętówek, a powodem nie jest to, że zastępuje on wolę. Powód jest taki, że emocjonalny ból i cierpienie, podobnie jak fizyczny, nie zawsze jest patologiczny. Obniżony nastrój może nam pomóc zrewidować nasze działania i powziąć konkretne cele po druzgocącej stracie. Ale podobnie jak chirurdzy nie forsują swoich pacjentów do wytrzymywania bólu, żeby dowieść siły swojego charakteru, tak samo ludzie nie powinni próbować przetrzymywać depresji ponad to, co konieczne do efektywnego rozwoju.
Dla wielu najbardziej przerażającym aspektem brania leków jest to, że mogą one polepszać nasz nastrój, zdolności pamięciowe czy uwagę. Takie leki są dla nich swoistego rodzaju oszukiwaniem. Tymczasem wszystko, co bierzemy, żeby polepszyć swoje funkcjonowanie – od efektywności w pracy i nauce po dobry sen i podwójne espresso – zmienia nasz mózg. Niejasnym więc jest, dlaczego mielibyśmy tolerować jedne środki na poprawę jego funkcjonowania, a innych już nie.
W czasach Galileusza odkrycie sprzeczne z intuicyjnym rozsądkiem, jakoby Słońce krążyło wokół Ziemi, a nie na odwrót, wiązało się z zagrożeniem dla moralności. Dzisiaj wydaje się być oczywistym, że ruch skał czy liczne gazy i prądy w powietrzu nie mają nic wspólnego z czynieniem dobra lub zła. Wciąż jednak odkrycie, że dusza jest produktem aktywności mózgu dla zbyt wielu osób brzmi jak herezja, stanowi oszustwo i zagraża wizerunkowi człowieczeństwa. Zegara cofnąć się już jednak nie da. Możemy już tylko zmagać się z kolejnymi wyzwaniami neuronauki i egzaltować jej odkrycia. Ale w tym celu musimy odstawić na bok dziecięce intuicje i tradycyjne dogmaty oraz zacząć myśleć na świeżo o tym, co czyni ludzi lepszymi i gorszymi.