Menu

Coraz milsi

W XVI-wiecznym Paryżu jedną z rozrywek publicznych było palenia kota. I to nie żadna przenośnia. Kot był opuszczany powoli na linie w rozpalony ogień. Zgodnie z tym, co mówi Norman Davies: obserwatorzy – w tym królowie i królowe, zwijali się ze śmiechu, kiedy zwierzęta wiły się z bólu, były przypiekane i ostatecznie zwęglane. Dzisiaj taki sadyzm byłby nie do pomyślenia w większości miejsc na świecie. Ta zmiana we wrażliwości to wymowny przykład być może jednego z najważniejszych i najbardziej niedocenianych trendów ludzkiej historii: przemoc stopniowo malała przez wszystkie okresy naszej egzystencji, a obecnie żyjemy prawdopodobnie w najbardziej pokojowym momencie istnienia naszego gatunku na ziemi.

Dekadę po Sudanie i Iraku oraz niewiele po wieku Stalina, Hitlera i Mao, twierdzenie, iż przemoc zanika, może wydawać się czymś pomiędzy halucynacją a obscenicznością. Jednak najnowsze studia nad istotnym wpływem przemocy na ludzkość prowadzą dokładnie do takiej konkluzji.

Niektóre z dowodów na potwierdzenie tej tezy były pod naszym nosem przez cały czas. Historia pokazuje w szerszej perspektywie, że na wiele sposobów stajemy się milsi i delikatniejsi. Okrucieństwo jako rozrywka, poświęcanie ludzi w myśl przesądów, niewolnictwo, podboje innych państw i narodów, eksterminacja ludzkości w imię wyższego celu rasy panów, tortury jako standardowe postępowanie w przypadku karania, kara śmierci za odmienne opinie, zamachy jako sposoby na polityczne zwycięstwo, gwałty jako zdobycze wojenne, zabójstwa jako podstawowa forma rozwiązywania konfliktów – wszystko to było wszechobecnymi praktykami przez większość czasu trwania ludzkiej egzystencji. Lecz obecnie występują one rzadko lub wcale w cywilizacji Zachodu, znacznie rzadziej w innych częściach świata, niż występowały w przeszłości, a kiedy już się zdarzą, spotykają się z olbrzymią frustracją i potępieniem ze strony opinii publicznej na całym świecie, gdy już wyjdą na światło dzienne.

Do pewnego czasu te fakty były bardzo doceniane w szerokim zakresie. Były oznakami progresu ludzkości i wyzwolenia się z czasów dzikiego barbarzyństwa. Ostatnio jednak fakty te zaczęły brzmieć ckliwie, a wręcz niebezpiecznie. Wydają się bowiem demonizować ludzi, którzy żyli w innych czasach i miejscach, legalizować podboje kolonialne, a także ukrywać zbrodnie naszych własnych społeczeństw.

Doktryna „szlachetnego dzikusa” – idea, że człowiek jest z natury dobrym i pokojowym zwierzęciem, które zostało sprowadzone na złą drogę poprzez wynalazki kultury – popularyzowana przez publikacje myślicieli takich jak Jose Ortega y Gasset („War is not an instinct but an invention”), Stephena Jay Goulda ("Homo sapiens is not an evil or destructive species”) czy Ashley Montagu ("Biological studies lend support to the ethic of universal brotherhood"). Jednak teraz, gdy ci sami społeczni naukowcy zaczynają liczyć trupy w różnych okresach historycznych, odkrywają, iż romantyczne teorie prowadzą do odwrotnych konkluzji: daleko od powodowania nas bardziej agresywnymi. To właśnie coś w nowoczesności i jej kulturowych instytucjach czyni nas szlachetniejszymi.

Każda próba udokumentowania zmian w występowaniu przemocy musi być zanurzona w niepewności. W odległej przeszłości, gdy drzewo upadało w lesie, to nikt tego nie słyszał, a nawet od kiedy pojawiły się zapisy historyczne, to statystyki są śladowe praktycznie aż do czasów nieodległych. Długoterminowe trendy możemy obserwować praktycznie jedynie poprzez mierzenie chwil naszej olbrzymiej aktywności w zakresie rzezi i wymownych od niej odstępstw. To nie są miary obiektywne i rzetelne. Ponadto powstaje także problem relatywności względem obiektywizmu wyników. Bo czy wymordowanie 50 procent populacji z 100 osobowej można przyrównać do wybicia 1 procenta z populacji 1 miliarda ludzi?

Obecnie, pomimo wszystkich zastrzeżeń, obraz zaczyna nabierać kształtu. Spadek przemocy jest częściowym fenomenem, widocznym w skali millenium, przełomu wieków, dekad i lat. Widoczne staje się to poprzez obserwacje zwiększania się przemocy na przestrzeni wieków – od masowych mordów aż po zabójstwa i znęcanie się nad zwierzętami aż po zanikanie tego typu masowych zachowań wśród społeczeństw. Szczególnie widoczne staje się to w społeczeństwach Zachodnich, zwłaszcza w Anglii i Holandii, gdzie zdaje się leżeć klucz do tworzenia się Wieku Rozumu już we wczesnym XVII stuleciu.

Z najszerszego punktu widzenia można dostrzec poprzez millenia różnice w naszym zachowaniu, które odseparowują nas od naszych praprzodków. W przeciwieństwie do lewicowych antropologów, którzy hołdują idei szlachetnego dzikusa, ilościowe dane patologiczne, takie jak prehistoryczne szkielety ze śladami ostrych narzędzi, będących najprawdopodobniej przyczynami zgonu, lub przebite strzałami, lub proporcje mężczyzn, którzy zginęli z rąk innych mężczyzn, sugerują, iż pradawne społeczeństwa były znacznie bardziej agresywne niż nasze. Prawdą jest, że bitwy i potyczki zabiły zaledwie mały odsetek w stosunku do ilości zgonów, które miały miejsce w wyniku działań wojennych. Ale w plemiennych aktach przemocy zatargi są bardziej powszechne, procent ludzi, którzy walczyli, był znacznie większy, a wskaźniki śmiertelności na polu bitwy są relatywnie znacznie większe niż współcześnie. Antropolodzy tacy jak: Lawrence Keeley, Stephen LeBlanc, Phillip Walker i Bruce Knauft, wszystkie te wskaźniki wykazują, że śmiertelność plemienna na polu walki była gigantyczna w porównaniu z tą, która następuje współcześnie. Gdyby dwie wojny światowe miały zabić identyczną proporcję ludności, która ginęła w wojnach plemiennych, to liczba zabitych nie wynosiłaby 100 milionów, tylko dwa miliardy!

Z drugiej strony polityczna poprawność także zakrzywiła koncepcję tego, jak postrzegane są zachowania agresywne we wczesnych cywilizacjach. Mianowicie tych, które przedstawia biblia. To rzekome źródło wartości moralnych zawiera wiele nawiązań do masowych mordów, ukamienowań jako kary za nieszanowanie rodziców, homoseksualizm, bluźnierstwo czy pracę w Sabbath. Jednak Hebrajczycy nie mniej od innych kultur i ich historii przejawiali zachowania agresywne. Podobne miały miejsce u wczesnych Chrześcijan, Hindusów, Muzułmanów czy Chińczyków, które także zostały spisane w odpowiednich księgach i usankcjonowane jako słuszne.

Patrząc z perspektywy minionych stuleci, ciężko jest doszukać się studiów ilościowych, które dotyczyłyby wskaźnika śmiertelności w ogniu wojennym, które obejmowałyby okres od średniowiecza po czasy współczesne. Kilku historyków zasugerowało, że liczba wojen na przestrzeni wieków wzrosła, ale jak zauważył politolog James Payne, to może wskazywać raczej na to, iż prasa stała się bardziej powszechna, wszechstronna i praktycznie wszechobecna jako źródło informacji o wojnach na całym świecie, w odróżnieniu od pism szesnastowiecznych mnichów. Historia społeczeństw zachodnich dowodzi znacznego zmniejszenia się barbarzyńskich praktyk w ciągu ostatnich pięciu stuleci. Takie zachowania jak: niewolnictwo, oślepianie, obcinanie kończyn, przypalanie, spalanie na stosie, łamanie kołem itp., odeszły do lamusa. Jednocześnie inny rodzaj przemocy – zabójstwa, dane są obfite i frapujące. Kryminolog Manuel Eisner zgromadził dane o setkach zabójstw z obszaru Europy Zachodniej na przestrzeni lat 1200–1990. W każdym z analizowanych krajów statystyki popełnionych morderstw powoli malały. Dla przykładu podam tutaj Anglię, w której w wieku XIV popełnianych było 24 morderstwa na 100 tys. osób, a w 1960 roku ten wskaźnik wynosił 0.6.

W skali dekad dane statystyczne malują także szokująco pozytywny obraz: przemoc globalna spada powoli od połowy XX wieku. Human Security Brief wskazuje, że liczba zgonów w akcjach militarnych zmalała z 65 tys. rocznie w roku 1950 do 2 tys. w poprzedniej dekadzie. W zachodniej Europie i w obu Amerykach druga połowa XX wieku to znaczące zmniejszenie konfliktów zbrojnych, oddziałów wojskowych oraz rozrób na tle etnicznym.

Istnieje także kolejna istotna redukcja, którą warto nadmienić. Po zakończeniu zimnej wojny w każdym zakątku świata można zaobserwować spadek ilości konfliktów międzynarodowych, a te, do których wówczas doszło, znacznie częściej kończyły się negocjacjami porozumienia niż walką do samego końca. Jednocześnie politolog Barbara Harff stwierdza, że liczba kampanii, w których masowo giną cywile, spadła o 90 procent na przestrzeni lat 1989–2005. Największą wojną, w której giną cywile w ostatnich latach, jest wewnętrzny konflikt syryjski.

Spadek zabójstw i okrucieństwa stawia przed nami kilka wyzwań dla naszej zdolności nadawania sensu światu. Na początek – jak to możliwe, że tak wielu ludzi jest tak bardzo w błędzie w tak ważnej kwestii? Częściowo z powodu iluzji poznawczej: szacujemy prawdopodobieństwo danego wydarzenia na podstawie tego, jak łatwo jest nam je przywołać z pamięci. Sceny rzezi znacznie szybciej pojawią się na szklanych ekranach w waszych domach i tym samym wryją się w pamięć, niż obrazy pokazujące, ilu ludzi umiera z powodu starości. Inną kwestią jest kultura intelektualna, która niechętnie przyznaje, że może być cokolwiek dobrego w instytucjach cywilizacji Zachodniej. Jeszcze innym powodem wypaczenia postrzegania jest zachęta ze strony centrów badań opinii i aktywistów, którzy nie zbieraliby wysokich datków, ogłaszając, że rzeczy się mają lepiej. Częściowo jednak odpowiedzialne jest zjawisko samo w sobie. Spadek zachowań agresywnych współwystępuje z deklaracją postaw gloryfikujących przemoc i często dominujących w dyskursie publicznym. Jakkolwiek żałosnymi nie byłyby nadużycia w Abu Ghraib czy śmiercionośne ataki w Teksasie, są bardzo łagodnymi w stosunku do standardów, które były stosowane w minionych stuleciach ludzkiej historii. Jednak z teraźniejszego punktu widzenia możemy dostrzec, jak nisko może upaść człowiek, nie zaś jak wysoko nasze normy się wywindowały współcześnie.

Innym wyzwaniem, które pojawia się wraz ze spadkiem agresywności wśród homo-sapiens, jest pytanie o to, w jaki sposób tłumaczyć to zjawisko. Siła, która popycha wszystkie kultury w tym samym kierunku, niezależnie od miejsca na planecie i istniejących organizacji w ich obrębie, wyśmiewa nasze narzędzia tymczasowej próby eksplanacji zjawiska. Główni podejrzani: broń palna, narkotyki, prasa, kultura amerykańska – zupełnie nie spełniają swojego zadania. Także próby wyjaśnień ewolucyjnych nie spełniają swojej roli w tym przypadku. Nawet jeśli bowiem potulność może być dziedziczona wśród przedstawicieli naszego gatunku i opanowywać planetę, to naturalna selekcja nie mogła faworyzować rozwoju genów potulności w tak krótkim okresie czasu. W każdym razie ludzka natura nie zmieniła się tak bardzo, żeby zatracić swoje preferencje w kierunku przemocy. Psychologowie społeczni dowiedli, że 80 procent ludzkości fantazjowała na temat zabójstwa osoby, której nie lubiła. A współcześni nam ludzie nadal czerpią nie lada przyjemność z oglądania przemocy zarówno na szklanym ekranie w postaci filmów z Melem Gibsonem czy Brucem Willisem, jak i czytania dramatów szekspirowskich, grania w gry video czy np. hokeja.

To, co uległo oczywiście zmianie, to chęć wdrożenia w życie swoich fantazji. Socjolog Norbert Elias zasugerował, że europejska nowoczesność zapoczątkowała „proces cywilizowania”, który odznacza się wzrostem samokontroli, planowania długoterminowego oraz empatii. To są dokładnie te funkcje, które neuronaukowcy przypisują aktywności kory przedczołowej. Ale to jedynie rodzi kolejne pytanie o to, dlaczego ludzie znacznie bardziej wyćwiczyli tą część mózgu. Nikt dzisiaj nie potrafi udzielić zadowalającej odpowiedzi na pytanie o to, po co nasze zachowanie przeszło pod kontrolę lepszych części naszej natury, ale są przynajmniej cztery wiarygodne sugestie.

Pierwsza jest taka, że Hobbes miał rację. Życie z natury jest brutalne, nieprzyjemne oraz krótkie, nie z powodu pierwotnego pragnienia krwi, ale z powodu nieuniknionej logiki anarchii. Wszelkie istoty, które mają poczucie własnego interesu, mogą być wodzone nieodpartą chęcią zaatakowania swoich sąsiadów, żeby posiąść ich zasoby. Świadomość tego, że inni mogą zaatakować pierwsi z kolei będzie kusiła tychże sąsiadów, żeby wyprzedzić uderzenie niejako w obronie własnej, co z kolei może spowodować, że pierwszy sąsiad, świadomy świadomości swojego sąsiada, będzie chciał wyprzedzić jego atak i tak powstaje pętla. Niebezpieczeństwo ataku może zostać oddalone dzięki polityce zastraszania – nie uderzaj pierwszy, ale weź odwet, gdy to się stanie. Jednak żeby to mogło zadziałać, strony muszą na bieżąco mścić się za wszelkie zniewagi, prowadząc w konsekwencji do całych cykli krwawej wendetty wzajemnej. Te tragedie mogą zostać uniknięte dzięki przejęciu monopolu na przemoc, ponieważ może on wymierzać bolesne kary i eliminować zachęty do agresywnych zachowań, redukując tym samym lęk przed atakiem prewencyjnym i niwelować potrzebę odwetu. I tak właśnie Eisner i Elias widzą spadek zabójstw w Europie. Zanikły one w wyniku transformacji społeczeństw z rycersko-wojowniczych na centralistycznie zarządzane przez rządy współcześnie. A miejsca, w których przemoc się rozlewa obecnie, to najczęściej strefy anarchii, takie jak: obszary przygraniczne zwaśnionych państw, upadłych autorytetów państwowych, a także obszarów opanowanych przez gangi, mafie oraz innych przedstawicieli świata przestępczego.

Payne sugeruje także inną możliwość: pobłażliwość wobec zachowań agresywnych jest większa wtedy, kiedy życie postrzegane jest jako tanie. Jeśli ból i wczesna śmierć stanowią codzienność dla życia jednostki, to może ona odczuwać znacznie mniejszą ochotę na to, żeby nie rozprzestrzeniać swoich doznań na innych. Odkąd ekonomia i technologia się rozwinęły, znacznie bardziej cenimy życie. Nabrało większej wartości.

Trzecia teoria, zaproponowana przez Roberta Wrighta, zaprzęga grę o sumie zerowej: scenariusz, zgodnie z którym dwie strony mogą wyjść na czysto, tylko jeśli współpracują, wymieniając dobra, dzieląc się pracą lub dzieląc częściowo zyski wypracowane poprzez pracę rąk własnych. Od kiedy ludzie nabywają wiedzę, którą mogą się dzielić z innymi i przez to tworzyć technologie, które umożliwiają im rozprzestrzenianie swoich produktów i usług na szeroką skalę i niskimi nakładami, ich chęć kooperacji wzrasta, ponieważ inni ludzie stają się coraz bardziej wartościowi jako żywi, a nie martwi.

Wreszcie mamy scenariusz filozofa – Petera Singera, który zakłada, że ewolucja przekazuje ludziom mały zalążek empatii, którą dzielić mają oni z najbliższą rodziną i otoczeniem. Przez stulecia moralne kręgi ludzi się rozrosły tak, że mieszczą obecnie w sobie znacznie większe grupy społeczne: klany, narody, inne nacje, orientacje, a także zwierzęta. Ów krąg mógł się rozszerzyć na zewnątrz ze względu na rozrost sieci wzajemności. Mógł również się zwiększyć ze względu na złotą regułę: im więcej jednostka wie i myśli o życiu innych żyjących istnień, tym trudniej jej uprzywilejować interes własny nad innych jednostek.

Niezależnie od przyczyn, obniżenie stopnia przemocy wśród naszego gatunku ma znamienne konsekwencje. Ludzka nieludzkość wobec innych ludzi przez długi czas była przedmiotem moralizacji. Dzięki wiedzy, że coś w sposób znaczący obniżyło przemoc, możemy rozpatrywać tę kwestię w kategoriach przyczynowo-skutkowych. Zamiast pytać „Dlaczego są wojny?”, możemy zapytać: „Dlaczego jest pokój?”. Od czasów, które sankcjonowały masowe mordy, po to, jak traktujemy dziś koty, musimy robić coś dobrze. Miło byłoby wiedzieć, co to jest. 

Steven Pinker
Autor: Steven Pinker
Profesor Steven Pinker pracuje na Harvardzie w Departamencie Psychologii. Do roku 2003 wykładał w Departamencie Nauk o mózgu oraz Kognitywistyki w Massachusetts Institute of Technology. Jego obszar zainteresowań badawczych oscyluje wokół języka i procesów poznawczych. Napisał wiele publikacji dla m.in.: New York Timesa czy czasopisma Time. Autor siedmiu książek w tym: Jak działa umysł? Oraz Tabula Rasa. Spory o naturę ludzką. Jeden z najwybitniejszych światowych psychologów.

Komentarze  

Damian
# Damian 2013-11-24 11:46
To jest dopiero początek :) Z czasem nauczymy się, że tylko łącząc siły możemy osiągnąć coś, czego na razie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. To się nazywa rozwój. Zaczęliśmy od pułapu zwierzęcia, ale kiedy zaczniemy się wzajemnie wspierać, wyeliminujemy agresję i przeobrazimy ją w skuteczną motywację siebie nawzajem, zaczniemy tworzyć utopię, którą zaowocuje... no właśnie, to trzeba sprawdzić ;)
Odpowiedz
Kacper Lengyel
# Kacper Lengyel 2014-02-06 21:34
Przekształciliś my środowisko tak, że zachowania prospołeczne rokują w nim lepiej niż agresja. Zatem wiedział Lem i ja wiem - technologia to sprawiła.
Odpowiedz

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku