Menu

Porównywarka samoocen i życiowe sukcesy

Jarosław Świątek

Jeśli koncepcja Multiwersum jest prawdziwa, to gdzieś tam istnieje wszechświat, w którym popularny amerykański aktor komediowy Will Ferrell wcale nie zajmuje się filmami, tylko...sportem.

I choć w multiwersum są zapewne znacznie ciekawsze przypadki warte uwagi, które miały wpływ na losy światów równoległych jak np. to, że Niemcy wygrały II wojnę światową, albo blok komunistyczny się nie rozpadł, to jednak los Willa Ferrella jest szczególnie istotny z innego powodu. Tym powodem jest chęć pływania w dużym stawie jako płotka zamiast w małym jako gruba ryba, którą odczuwa spora część społeczeństwa i przez którą jej los kończy się znacznie gorzej, niż mógłby. Jest szczególnie istotny, ponieważ dotyczy wyborów i decyzji podejmowanych przez wielu z nas. Ale po kolei.

Will Ferrell ukończył Uniwersytet Południowo-Kalifornijski w Los Angeles ze specjalizacją w dziennikarstwie sportowym. Niedługo później otworzyły się przed nim drzwi do kariery. Został stażystą w prestiżowej telewizji NBC. Był bardzo lubiany. Dzięki swojemu ciętemu poczuciu humoru zyskiwał wielu znajomych i przyjaciół w telewizji. Mógł więc spokojnie piąć się po szczeblach kariery i może kiedyś – kto wie? - czytałby wiadomości sportowe po głównym wydaniu programu informacyjnego dnia. Ferrell postanowił jednak odejść i wrócić w rodzinne strony. Tam też zaczął pobierać lekcje aktorstwa i występować w lokalnym teatrze. W tym środowisku – jak sam wspomina – czuł się jak ryba w wodzie. Miał poczucie, że jest wybitny i może osiągnąć wszystko. Po jakimś czasie stał się częścią grupy, która później stworzy jeden z najpopularniejszych seriali Saturday Night Live (SNL). Zaczął pojawiać się w sitcomach w telewizji Fox. Przykuł uwagę twórcy programu SNL i w zabawny sposób – poprzez kreatywną inscenizacją, w której przyszedł z walizką pieniędzy i zaczął wykładać je na stół, przekonując że skoro chodzi o kasę, to on chętnie z niej wyskoczy, wygrał kasting do programu. Już w ciągu pierwszego roku statystyki oglądalności poszybowały w górę tak, że producenci nie chcieli go wypuścić i postanowili mu płacić 350 tys. dolarów za jeden odcinek, żeby tylko go zatrzymać w programie. Po czterech latach współpracy postanowił jednak odejść. Hollywood bardziej go zainteresowało. Dzisiaj jest jednym z najbardziej znanych aktorów komediowych w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. A przecież mógł zostać w NBC jako dziennikarz sportowy. Być może byłby jednym z wielu znakomitych żurnalistów zajmujących się tą tematyką. Wtedy jednak prawdopodobnie nikt poza mieszkańcami Stanu Kalifornia by o nim nie usłyszał, a jego olbrzymi talent komediowy zmarnowałby się.

Will'owi udało się osiągnąć znacznie większy sukces, ponieważ porzucił miejsce walki o intrantną posadę dziennikarza sportowego i postanowił rozwijać swój talent komediowy na własnych warunkach w swojej rodzinnej miejscowości, gdzie wszyscy postrzegali go jak gwiazdę, która zrezygnowała z NBC na rzecz doskonalenia swojego warsztatu aktorskiego.  To dało mu wiele pewności siebie, pozwoliło rozwinąć talent i kreatywność, dzięki której mógł zaimponować producentom SNL. Czy byłby w stanie równie kreatywnie przebić się na stanowisko dziennikarza sportowego w NBC? A kiedy by dostał tę posadę, to czy sprawowałby ją równie znakomicie, jak czyni to w swoich rolach komediowych? Niekoniecznie.

Kluczową kwestią w realizacji naszych osiągnięć jest motywacja. Im bardziej jesteśmy zmotywowani, tym większa jest szansa na powodzenie. Motywacja z kolei zależna jest od wielu czynników. Psychologom udało się ustalić, że najistotniejsza jest motywacja wewnętrzna. Taka motywacja wynika z własnych pobudek do wykonywania różnych działań. Nierzadko jest to pasja i zainteresowanie, ale niebagatelną rolę wydaje się tutaj odgrywać samoocena. Im bardziej jesteśmy przekonani, że znakomicie tańczymy, malujemy, gramy na gitarze czy opowiadamy dowcipy, tym większą odczuwamy satysfakcję, bardziej to lubimy i mamy energię do ćwiczenia danej umiejętności czy zestawu umiejętności. Tymczasem samoocena bardzo wrażliwa jest na porównania społeczne. Porównując się z innymi ludźmi, próbujemy ustalić nasze miejsce w szeregu. Albo jesteśmy wybitni, albo przeciętni, albo wręcz słabi w danym aspekcie. Jeśli czujemy, że jesteśmy słabi, to zazwyczaj mija nam ochota na rozwijanie się w dziedzinie, w której wypadamy blado na tle innych osób. Okazuje się jednak, że nie tyle istotna jest nasza obiektywna pozycja, co subiektywne i relatywne postrzeganie swoich umiejętności względem innych osób.

Najlepszym przykładem i zarazem aspektem, nad którym powinniśmy się zastanowić pod tym kątem jest wybór szkoły i kariery zawodowej. Socjolodzy Rogers Elliott i Christopher Strenta zestawili dane dotyczące testu SAT (Scholastic Assessment Test) – egzaminu, na podstawie którego amerykańskie uczelnie decydują o przyjęciu w poczet studentów. Na teście z matematyki można zdobyć maksymalnie 800 punktów. Poniżej znajduje się zestawienie dwóch uczelni – otwierającego listę Uniwersytetu Harvarda oraz zamykającego – Hartwick College, pod względem osiągniętych średnich wyników i odsetka osób, które ukończyły studia.

 

Harvard         SAT  % Górnej 1/3 z dyplomem                 SAT  % Środkowej 1/3        SAT  % Dolnej 1/3

                        753                  53,4%                                     674                  31,2%             581                  15,4%

 

Hartwick        SAT  % Górnej 1/3 z dyplomem                 SAT   % Środkowej 1/3       SAT   % Dolnej 1/3

                        569                  55%                                        472                  27,1%             407                  17,8%

 

Obie uczelnie, pomimo znaczących różnic, znajdują się w ścisłej elicie amerykańskich uczelni wyższych. Jak na dłoni widać, że ci, którzy byli w najsłabszej grupie studentów pod względem osiągnięć matematycznych na Harvardzie, osiągnęli i tak lepsze rezultaty od najlepszej grupy studentów Hartwick. Mimo tego, odsetek osób które dobrnęły do końca studiów jest niemal identyczny we wszystkich trzech grupach! A przecież mając tak znakomite wyniki na prestiżowym Uniwersytecie Harvarda, pomimo że nie jest się najzdolniejszym, to umiejętności, żeby ukończyć szkołę u tych osób są wystarczająco wysokie. Najczęściej nie oblewają oni zajęć, tylko sami rezygnują z dalszej nauki. Powstaje pytanie: dlaczego tak się dzieje? Przecież dyplom Harvarda otwiera drzwi do większości zawodów i pozwoliłby na znalezienie dobrze płatnej pracy po studiach. Taką pracę otrzymują najlepsi studenci Hartwick.

Harvard to elitarne i uprzywilejowane środowisko. Hartwick również, ale dla Harvardu może być jedynie tłem. Okazuje się jednak, że więcej swobody do rozwijania swoich zainteresowań naukowych, pasji i energii dać nam mogą mniej elitarne i uprzywilejowane miejsca. Nie dzieje się tak bez powodu. Obiektywnie rzecz biorąc wyniki testu SAT pozwoliły wszystkim, którzy osiągnęli powyżej zestawione rezultaty, studiować na najbardziej prestiżowych uczelniach w Stanach Zjednoczonych. To powód do dumy i zapewne dumę odczuwali wszyscy, którzy się dostali na swoje wymarzone uczelnie. Jednak później już tak różowo nie było. W porównaniu do swoich kolegów i koleżanek z roku, okazywało się, że plasujący się w najniższej grupie, nie czuli się wystarczająco zdolni, nie osiągali tak dobrych wyników na studiach, jak wcześniej w liceum, gdzie brylowali. Mimo, że czwórki to nie są złe oceny, przyzwyczajeni byli oni do celujących. Ich motywacja zaczęła spadać. A wraz z nią poziom zainteresowania przedmiotem studiów, który wcześniej wywoływał szalony entuzjazm.

Nie inaczej sytuacja wygląda w przypadku absolwentów studiów doktoranckich. Tym razem jednak, nie tyle zestawiono liczbę dyplomów na takich uczelniach jak Harvard, MIT, Yale czy Stanford, ale liczbę publikacji w prestiżowych czasopismach w ciągu pierwszych sześciu lat kariery akademickiej. Tym razem podzielili je na percentyle i okazało się, że niezależnie od uczelni, osoby znajdujące się w 99 percentylu swojego roku opublikowało średnio 3 artykuły w prestiżowych czasopismach naukowych. Wyniki były podobne na wszystkich uczelniach, choć były różnice między np. Chicago a Harvardem, gdzie absolwenci studiów doktoranckich opublikowali średnio 2,88 – gdy ukończyli Chicagowski uniwersytet, oraz 4,31 – kiedy byli absolwentami Harvarda. Jednak to, co jest najistotniejsze, to fakt, że poniżej 80 percentyla liczba publikacji była niemal taka sama na wszystkich uczelniach i wynosiła 0 publikacji. Oznacza to, że najzdolniejsi na swoich uczelniach, niezależnie od ich pozycji i różnic pomiędzy nimi, które mogły być całkiem spore, publikowali, podczas gdy ci, którzy uzyskiwali gorsze oceny na studiach, nawet jeśli były one i tak lepsze od najlepszych ocen rówieśników z innych uczelni, nie publikowali wcale podczas swoich pierwszych sześciu lat pracy naukowej.

Gdyby Will Ferrell został w NBC, byłby w prestiżowym i elitarnym środowisku, w którym mógłby osiągnąć wiele. Jednak decyzja o odejściu i powrocie do mniej lukratywnego otoczenia, w którym mógł brylować i rozwinąć zasoby kreatywności i zdolności aktorskich, pozwoliły mu nabrać pewności siebie, wiary i motywacji, żeby robić to, co kochał. W efekcie zaszedł znacznie dalej, niż jego koledzy z NBC.

W powszechnym rytuale gonienia za najlepszymi, nie uwzględniamy najczęściej swoich własnych umiejętności i ambicji, tylko prestiż, którym dany zawód, kierunek studiów czy pozycja danego liceum, cieszy się w opinii społecznej. Takie podchodzenie do sprawy to stawianie sobie poprzeczki bardzo często zbyt wysoko. Owszem, niewątpliwie osiągnięcie sukcesu w takim środowisku daje większą sławę, pieniądze, otwiera więcej drzwi. Ale ze statystycznego punktu widzenia, bycie na takim szczycie, jest jak wygrana na loterii. Nie dlatego, że ktoś będzie zdolniejszy, ale choćby dlatego, że mimo porównywalnych umiejętności, będzie miał więcej szczęścia. Nie ma się co oszukiwać, że w miejscu, w którym są osoby podobnie zdolne lub bardziej, decyduje wiele innych czynników o tym, kto zajdzie dalej. Jednym z nich jest motywacja, którą znacznie łatwiej w sobie wykrzesać, kiedy jesteśmy grubymi rybami w małym stawie, niż płotkami w dużym.

 Do poczytania:

  • Elliott, R., Strenta, A. C. (1996). The role of ethnicity in choosing and leaving science in highly selective institutions. Research in Higher Education, 6(37), 681-
  • Conley, J. P., Ondera, S. (2013). An Empirical Guide to hiring Assistant Professors in Economics. Vanderbilt University Department of Economics Working Papers Series,  13-00014, Vanderbilt University Department of Economics.
  • Gladwell, M. (2013). David and Goliath: Underdogs, Misfits, and the Art of Battling Giants. Boston: Little, Brown and Company.
  • Morse S., Gergen K.J. (1970). Social comparison, self-consistency, and the concept of the self. Journal of 
Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku