Menu

Osierocony sukces

Niecałe dwa tygodnie temu w artykule poświęconym inteligencji emocjonalnej opisałem przypadek jednego z najbogatszych ludzi w historii – Johna D. Rockefellera, który był znakomitym sędzią ludzkich charakterów. Potrafił jak mało kto przewidzieć motywy i działania innych ludzi i dostosować swoje zachowanie oraz strategię w taki sposób, żeby przysporzyły mu jak najlepszych rezultatów. Niewątpliwie miał on znakomicie rozwiniętą inteligencję emocjonalną, o czym boleśnie przekonali się na własnej skórze mniej dojrzali, uciekający się do szantażu emocjonalnego bracia Clark.

Nie ma pewności, dlaczego Rockefeller tak znakomicie potrafił czytać innych ludzi i przewidywać ich zachowania. Jedna z hipotez głosi jednak, że ojcem jego sukcesu był jego faktyczny ojciec. Jednak nie dlatego, że bezgranicznie wspierał syna czy przyczynił się do zainspirowania go. William Rockefeller po prostu notorycznie go oszukiwał, gdyż twierdził, że w ten sposób nauczy jego wraz z rodzeństwem myśleć. Oczywiście nikt z rodzeństwa nie osiągnął takiej fortuny jak John Rockefeller, ale i nikt nie myślał ani nie podejmował działań w tym kierunku. Dlaczego oszustwa ojca mogły wykształcić w przyszłym miliarderze wysoką inteligencję emocjonalną? Od najwcześniejszych lat bowiem musiał być czujny. Musiał uważnie obserwować słowa, gesty i zachowania ojca, żeby wiedzieć, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie. Wiele razy padł ofiarą niespełnionych obietnic, zapewnień i danego słowa. Niejednokrotnie było to dla niego bolesne. Takie doświadczenia wzbudziły w nim pragnienie, żeby nie dawać się mamić i oszukiwać przez innych ludzi.

Dzieciństwo Rockefellera nie było usłane różami. Właściwie nikt nie życzyłby drugiemu człowiekowi takiego dzieciństwa. Rodzice w końcu są po to, żeby udzielać wsparcia, ciepła i dawać poczucie bezpieczeństwa. Te warunki – jak dowiodło wiele badań psychologów rozwojowych, prowadzą do zdrowych relacji w dorosłym życiu, wiary we własne siły i osiągnięcia. Czy jednak aby na pewno?

Psycholog Marvin Eisenstadt na początku XX wieku przeprowadził ankiety wśród innowatorów tamtego okresu. Chciał znaleźć tendencje i prawidłowości, które przyczyniły się do ich rozwoju i sukcesu. Zaobserwował on, że duża liczba spośród nich straciła w dzieciństwie jedno z rodziców. Oczywiście mógł to być, przy tak małej próbie (ilu wybitnych ludzi otacza w końcu każdego z nas?) nieistotny błąd. Jednak Marvinowi nie dawały spokoju wyniki tych badań i postanowił przeprowadzić analizę dużo większej liczby postaci – od wybitnych historycznych aż po współcześnie mu żyjących. Przeanalizował blisko 700 biografii i odkrył, że aż 25% z nich straciło przed upływem dziesiątego roku życia jednego z rodziców. W wieku piętnastu lat osieroconych było już 35% tych osób, a przed dwudziestką niemal połowa.

W sukurs Eisenstadtowi przychodzi historyczka Lucille Iremonger, która pisząc o historii premierów brytyjskich, odkryła, że blisko 70% z nich było sierotami przed ukończeniem 16 roku życia. Spośród amerykańskich prezydentów z kolei – aż 12 było w podobnej sytuacji.

Te wyniki muszą konsternować. Co takiego u licha dzieje się z ludźmi, którzy tracą jedno z rodziców w dzieciństwie, że stają się innowatorami, liderami, miliarderami, kiedy powinno być dokładnie odwrotnie? Brak wsparcia i miłości powinien przyczyniać się do patologii i nieumiejętności radzenia sobie w życiu z relacjami, nauką, pracą. I tak również nierzadko się dzieje. Odsetek więźniów, którzy zostali osieroceni lub porzuceni w dzieciństwie, jest także bardzo duży.

Psycholog Dean Simonton określa ten fenomen w taki sposób, że dzieci, które miały oboje rodziców i które były uzdolnione, a nie osiągnęły w życiu tego, na co skazywało ich społeczeństwo (sukcesu): „(…) odziedziczyły nadmierną ilość zdrowia psychicznego. Takie dzieci są zbyt posłuszne, konwencjonalne, obdarzone zbyt małą wyobraźnią, żeby odnieść sukces dzięki jakiemuś rewolucyjnemu pomysłowi (…) Uzdolnione dzieci najczęściej pojawiają się w warunkach dużego wsparcia rodzinnego. Natomiast geniusze mają przewrotną tendencję do dorastania w warunkach raczej niekorzystnych”.

Brzmi zupełnie szokująco. Z tej perspektywy wygląda na to, że strata rodzica w dzieciństwie to coś najlepszego, co może człowieka w życiu spotkać. Nic jednak bardziej mylnego. Pamiętać trzeba w tym miejscu o więźniach, o których wspomniałem nieco wcześniej. Strata rodzica to traumatyczne przeżycie, które przysparza ogromnego cierpienia nie tylko małym dzieciom, ale także i tym dorosłym. To cierpienie może obrócić się w destrukcyjne tendencje i zachowania prowadzące do przestępstw oraz patologii lub stać się zarzewiem geniuszu i wybitnych osiągnięć, a nawet przyczynić się do zmienienia świata. Powszechnie jednak panuje przekonanie, że strata rodzica niesie wyłącznie cierpienie, patologię czy depresję. Badania naukowe pokazują jednak, że może stać się źródłem niesamowitej przewagi i początku drogi na sam szczyt. Podobnie funkcjonować może wiele innych czynników. W życiu najczęściej mamy tendencję do postrzegania przewagi jako córki urodzaju. Jeśli ktoś ma zapewnione wszystkie potrzeby, odnosi od początku same sukcesy, to z pewnością może spokojnie skupić się na osiąganiu kolejnych znakomitych rezultatów. Tymczasem to nierzadko porażka zasługuje na miano prawdziwej matki sukcesu, choć sama najczęściej jest sierotą, bo mało kto się do niej chce przyznać. Porażki nas hartują i wymagają zogniskowania uwagi, zasobów, znalezienia pokładów motywacji, żeby zdobywać nowe umiejętności, doskonalić już istniejące, wydajniej myśleć i postępować. W toku ewolucji do działania zmuszało nas zagrożenie, a nie spokój. Strach nadal jest najszybciej rozpoznawalną emocją, także jeśli wyświetla się ją podprogowo – na czas tak krótki, że świadome zmysły – pamięć sensoryczna, nie są w stanie zarejestrować tego, co widziały. I choć dla naszego zdrowia psychicznego jest znacznie lepiej, kiedy możemy unikać zagrożeń i żyć w bezpiecznym, przewidywalnym świecie, to jednak z zagrożeń i nieszczęść możemy wyciągać znacznie więcej, niż nam się wydaje, kiedy próbujemy sobie zwizualizować tragedię. Kluczem jednak i w tym przypadku są nastawienie i system wartości.

Jeśli więc mieliście nieszczęśliwe dzieciństwo lub w ogóle go nie mieliście, bo np. wcześnie musieliście wydorośleć, pracować i opiekować się domem, to przestańcie narzekać, zatrzymajcie się na chwilę i zastanówcie, gdzie już jesteście i dokąd zmierzacie, bo być może właśnie rozpoczęliście drogę na sam szczyt.

Do poczytania:

  • Eisenstadt, J.M. (1978). Parental Loss and Genius. American Psychologist, 33(3), s.211-223.
  • Simonton, D.K. (1993). Genius and Giftedness. Parallels and discrepancies. W: N. Colangelo, S. G. Assouline, D. L. Ambroson (red.), Talent development (t.2, s. 39-82). Ohio: Research Symposium on talent development.
Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku