Menu

Motywacjo moja! ty jesteś jak zdrowie...

Jarosław Świątek

Motywacja – słowo odmieniane współcześnie przez wszystkie przypadki.

Szkoleń z tego zakresu co niemiara, rozmaitych eventów i magików, którzy obiecują, że jak ich posłuchamy, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dynia zmieni się w pozłacaną karocę, a i szczury, z którymi się ścigamy, gdzieś znikną daleko za nami. Niestety większość szkoleń czy wydarzeń, które mają wzbudzić w nas motywację działa bardzo krótko, ponadto mogą być one dla nas niebezpieczne.

Motywacja ściśle powiązana jest z emocjami. Nic w tym dziwnego, gdyż motywacja to w praktyce gotowość do działania. Działania, a zatem konkretnego zachowania. Nasze zachowania dopiero od niedawna mogą być sterowane przez ośrodki kontroli, które powiązane są z ewolucją kory nowej w naszych mózgach. Mimo tego wciąż zdecydowanie częściej motywację wzbudzają emocje i czynniki, których nie kontrolujemy, niż świadome planowanie i kontrola poszczególnych etapów wykonania zadania. Jeśli nie wierzycie, to przypomnijcie sobie, ile razy nie udało Wam się być konsekwentnym w noworocznych postanowieniach... A przecież nie powinno to stanowić problemu, skoro świadomie powzięliście takowe.

Na różnego rodzaju wydarzeniach tzw. „guru motywacyjni” skaczą, przeklinają i potrząsają ludźmi, pytając, dlaczego, do diabła, jeszcze nie zarabiają milionów, nie zdobywają wymarzonych partnerów i nie żyją zdrowo i aktywnie. A jeśli nawet nie stosują tak zawoalowanych technik wpływu, to przynajmniej emanują pewnością siebie, spokojem i każą doszukiwać się głębi w cytowanych truizmach lub wskazują na własne doświadczenia, które to mają być dowodem, że „morzna”.

Tymczasem, tak jak z pisownią ostatniego wyrazu poprzedzającego zdania, przykład czyjegoś sukcesu wcale nie oznacza, że wszyscy inni, którzy skopiują jego zachowanie, osiągną podobny rezultat. To założenie jest błędne. Pomijając kwestię różnic osobowości i to, że sytuacja sytuacji nie równa, to sami mistrzowie motywacji nierzadko sami nie wiedzą, co spowodowało dane zachowanie w ich przypadku, dopóki ono się nie wydarzy. Słowem: analizują po fakcie, co się wydarzyło i próbują nadać temu sens. Takie procesy nazywa się w psychologii złudzeniem mądrości po fakcie (Hindsight bias), które polega na tym, że przeceniamy wynik zdarzeń, których zakończenie znamy, i wiąże się z licznymi błędami poznawczymi – w tym: pewnością formułowanych sądów.

Innymi słowy: maestro od motywacji sami nie mieli planu co do danej kwestii, a czynniki, z których nie zdawali sobie sprawy (np. śmierć bliskiej osoby z powodu przewlekłej choroby), zadziałały, wzbudzając określone emocje, które spowodowały, że ci zaczęli stosować się do zdrowszego stylu życia i tak krok po kroku zaczęli oni uprawiać sport kilka razy w tygodniu i jeść rośliny strąkowe.

Wpływ osób, które podczas rozmaitych konferencji, sympozjów, seminariów czy wydarzeń innej maści wzbudzić w nas mają motywację do zmian, jednak istnieje. Tylko że nie dlatego, że nagle ktoś został przez nich wybudzony z zimowego snu swojego życia, przejrzał na oczy i postanowił zmienić buty, w których kroczył przez życie dotychczas. Istnieje on bowiem jedynie „tu i teraz”.

Cały „haczyk” tkwi w kreowanej przez owych „guru” atmosferze, osobowej charyzmie i pewności siebie. Te działania nie tylko aktywizują neurony lustrzane uczestników spotkań (neurony lustrzane wzbudzają w nas stany, jakie przeżywają inni ludzie, np. euforię), ale także (jak pokazały zupełnie dla nich obce lub niezrozumiałe przeważnie badania naukowe) przyczyniają się do obniżenia aktywności przedczołowej kory grzbietowo-bocznej, przyśrodkowej kory przedczołowej, przejścia skroniowo-ciemieniowego, dolnoskroniowej oraz oczodołowo-czołowej części kory.

Z grubsza rzecz ujmując, podczas słuchania osób pewnych siebie i charyzmatycznych obniża się aktywność obszarów czołowych i skroniowych, czyli tych odpowiedzialnych za kontrolę poznawczą. Wprowadzeni w pozytywny afekt i przypływ pozytywnych emocji, stajemy się nagle królami świata i wszystko to dzięki panu na scenie, któremu ufamy bezkrytycznie. W końcu przecież wie, co mówi. Stoi przed nami nie bez powodu.

Ten wywołany w uczestnikach kursów błyskawicznego odkrywania pokładów własnej motywacji stan może być niebezpieczny. Łatwo nam rzucić w przypływie emocji i utrzymywaniu się przez jakiś czas pod ich wpływem nastawienia pracę, leki czy męża/żonę, żeby szukać dla siebie lepszej drogi. Tylko że bez właściwego przygotowania, planu i ciężkiej pracy zazwyczaj szybko się przekonać można, że to nie była dobra decyzja. Wtedy jednak jest już za późno i tutaj nie włączy się złudzenie mądrości po fakcie. Przyjdzie prawdziwa mądrość – popełniony został błąd. Teraz wszystko trzeba odkręcać (o ile się w ogóle jeszcze da) lub szukać alternatywy, która nie jest tak różowa jak nasze wyobrażenia tego, jak sięgaliśmy właśnie po najwyższe laury, odcinając się od dotychczasowego życia.

Jaka jest alternatywa dla motywacji błyskawicznej? Alternatywą jest zdobycie wiedzy opartej na dowodach, ale tu tkwi pewien haczyk. Wiedza taka jest nierzadko rozleglejsza od jednodniowego szkolenia, wymaga pracy nad sobą i swoimi celami, a to nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Wymaga nie tyle zaangażowania emocjonalnego, ile poznawczego, które przychodzi nam o wiele trudniej, bo nasz glukozożerny mózg nie merda ogonem na myśl o czekającym go wysiłku i w dodatku musi się spocić. Tymczasem każdy dobrze wie, jak się czuje, kiedy jest spocony. Sama ta wizja wykręca grymas na naszej twarzy. W końcu to nic innego jak lepki swąd i pragnienie odpoczynku od tego, co pot wywołało.

Oto demotywująca dla większości prawda o źródłach prawdziwej motywacji.

 Do poczytania:

  • Fischhoff, B. (2007). An early history of hindsight research. Social Cognition,25, 10–13.
  • Schjoedt, U., Stodkilde-Jorgensen, H., Geerzt, A. W., Lund, T. E., Roepstorff. A. (2010). The power of charisma inhibits the frontal executive network of believers in intercessory prayer. Social Cognitive and Affective Neuroscience (doi: 10.1093/scan/nsq023). 
Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Komentarze  

k
# k 2015-04-07 19:22
Doskonały tekst!
Odpowiedz
Magda
# Magda 2015-04-07 19:34
Dzięki za to, że jak zwykle mogłam się dowiedzieć czegoś ciekawego. O dziwo nawet Twój tekst, który wydaje się być dosyć przygnębiający, nawet mnie zmotywował do dalszej nauki :)
Odpowiedz
Ania
# Ania 2015-04-07 21:26
Bardzo dobry tekst i dziękuje za niego. Mam wrażenie, że te eventy i spotkania motywacyjne to trochę "zabawa w Boga". Widać, że ludzie potrzebują kogoś kto jest wyżej, nad nimi, ma większą moc i jest jak przewodnik w życiu. Daje siłę i wiarę w Ciebie. Nie twierdzę, że jest to złe i nieskuteczne, ale rzeczywiście może okazać się niebezpieczne.
Odpowiedz
Zbyszek
# Zbyszek 2015-04-12 00:44
Dziękuję za ten tekst. Nie łatwo dziś o krytyczny głos, albo przynajmniej głos rozsądku w takich ważkich sprawach. Szukamy zapału do czegoś, wiary, motywacji, także podczas spotkań z ludźmi podobnie myślącymi, bo zdarza się, że potrzebujemy zewnętrznego wsparcia od kogoś bliskiego. Podejmujesz wątek roli „guru” z charyzmą, a więc i wodza z charyzmą, działającego "tu i teraz" jak zauważasz. Podobnie jak w różnych „networkingach” dla podtrzymania entuzjazmu potrzebny jest kolejny mityng, kolejne spotkanie z guru, kolejny wiec z wodzem. Pragnienie doświadczenia po raz kolejny tego przyjemnego stanu często uzależnia, prowadzi do „zawierzenia”, uzewnętrznienia poczucia kontroli, powierzenia go komuś. Być może z tego biorą się wyznawcy? Badania zdają się wykazywać, jak piszesz, że wtedy jakby wyłącza się nam część mózgu, odpowiedzialna za kontrolę poznawczą. I to wydaje się istotą wiary i zawierzenia - przyjmowanie czegoś bez kontroli, bezkrytycznie, bez dyskusji, pokładanie ufności. A tymczasem mityngi motywacyjne, czyniące cuda poradniki bogatego i szczęśliwego życia to jest tylko biznes, bo popyt tworzy podaż. Jeśli komuś pomagają - świetnie. Niestety ani mówcy, ani autorzy tych poczytnych poradników nigdy nie piszą o tych, którym się nie powiodło lub o takich, którym to wręcz zaszkodziło - bo jakżeby inaczej - ale gdzie są w takim razie te dziesiątki czy setki milionów szczęśliwych milionerów? A jak jest w polityce?
Na marginesie do jednego z komentarzy - życie to nie musi być zadanie do wykonania, ani niekoniecznie jest prawdą, że na sukces trzeba szczególnie ciężko zapracować. Bywa przecież, że przychodzi łatwo. Każdy może znaleźć swoją osobistą, indywidualną strategię. Trzeba też dojrzeć i dorosnąć, także do sukcesu. A i tak nie wszystkim się udaje, a na pewno nie w takim samym stopniu. Dlatego zanim się ulegnie fali uniesienia i podejmie decyzję o uruchomieniu dążenia do jakiegoś celu, warto zadać sobie choćby cztery tzw. pytania kartezjańskie, jak to chyba zwykle robi każdy dobry np. coach dla swojego klienta, potrzebującego wsparcia i uzewnętrznienia kontroli.
Odpowiedz

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku