Zwierzęta, autystycy i inni geniusze
- Szczegóły
- Utworzono: 08 listopada 2012
- Tomasz Kozłowski
Sypiam jak zając. A dokładniej – zasypiam jak zając. Chwilę przed zaśnięciem jestem wyczulony na najdelikatniejsze dźwięki. Objawia się to w interesujący sposób. Gdy jest cicho, pod powiekami mam to, co każdy – ciemność. Ale gdy dobiega mnie niespodziewany dźwięk – cichy trzask bramki zamykanej za oknem, uruchamiający się termostat, wypowiedziane przez kogoś słowa – ciemność pod powiekami nagle, przez ułamek sekundy, zapala się, wibruje, zupełnie tak, jakby cały mózg rozżarzył się przez moment w odpowiedzi na dobiegający skądś szelest.
Nie mam na to najmniejszego wpływu. Nagle robi się jaśniej, a ja – w kolejnym ułamku sekundy – zdaję sobie sprawę z tego, co się stało. I wówczas dopiero dosłyszany dźwięk trafia do mojej świadomości. W tym króciutkim okresie mózg reaguje w odpowiedzi na dźwięk, „zapala” się praktycznie równocześnie z nim, a ja nie muszę mu w niczym pomagać. Minus tego jest taki, że momentalnie mnie to rozprasza, nagle czuję się wybudzony.
Może to nieoczekiwany dość wniosek, ale sądzę, że daje to pewne, choć bardzo mgliste, pojęcie o świecie postrzeganym przez osoby autystyczne. Różnica jest taka, że takie „zapalanie się” mózgu może mieć u nich miejsce przez cały czas, w odpowiedzi na najprzeróżniejsze bodźce. I nagle lepiej rozumiem, że świat widziany ich oczami, nawet wtedy, gdy nam wydaje się oazą spokoju i ciszy, dla nich może być ucieleśnieniem chaosu. Co interesujące, podobnie mogą postrzegać świat zwierzęta. Niewykluczone, że osoby dotknięte autyzmem mogą nas wiele nauczyć o percepcji otoczenia, którą dzielimy z – jak mawiał św. Franciszek – naszymi „braćmi mniejszymi”.
Na możliwość tę wskazuje Temple Grandin, autorka niezwykle ciekawej pracy „Zrozumieć zwierzęta”. Głos Grandin w tej debacie jest o tyle cenny, że sama jest osobą autystyczną. Jej przypadek jest kolejnym przykładem na to, jak niezbadaną dotąd chorobą jest autyzm. Grandin, profesor Uniwersytu Stanowego Colorado, świadoma jest swoich mentalnych ograniczeń, zdaje sobie sprawę, że pewnych kwestii nie może w pełni przeniknąć, że nie rozumie świata ludzi tak, jak rozumie go każdy z nas. A jednak potrafi o tym opowiadać w godny podziwu sposób. I co najciekawsze – z autyzmu potrafi uczynić interesujące narzędzie pomocne w zrozumieniu zwierząt. Jej rozważania są interesujące z jeszcze jednego powodu – jako socjolog lepiej dostrzegam, gdzie kryją się psychiczne fundamenty społecznego funkcjonowania ludzi i gdzie przebiegać może granica pomiędzy życiem społecznym Homo sapiens i reszty ożywionego świata.
Zdaniem profesor Grandin, autystycy oraz zwierzęta mają bardzo zbliżony sposób postrzegania świata, który sprowadza się do ogromnej wrażliwości na bodźce i nieumiejętności niereagowania na pewne zdarzenia. Zwierzęta niekiedy sprawiają wrażenie funkcjonowania w podwyższonej czujności. Zdrowi ludzie potrafią „nie zwracać uwagi”. Autystycy i zwierzęta – już nie. Nie potrafimy – twierdzi Grandin – świadomie czegoś zignorować. Umysły takie zdają się odbierać wszystko, co wokół się dzieje. Brak jest konkretnego mechanizmu selekcjonowania bodźców, dzielenia ich na ważne i mniej ważne. Osoby autystyczne potrafią „zafiksować się” na szybko obracającym się wiatraczku, na wzorzystej tapecie, na miriadach refleksów świetlnych na powierzchni jeziora, bo mnogość tego typu impulsów absorbuje ich bez reszty, hipnotyzuje, zniewala. Z trudem przychodzi im ogarnięcie całości i wyprowadzenie z niej ogólnej zasady. Dostrzegają za to ogromną ilość pojedynczych, unikalnych elementów.
Obserwacje zwierząt doprowadziły Grandin pod tym względem osoby z autyzmem oraz zwierzęta łączy wiele podobieństw. Autorka „Zrozumieć zwierzęta” jest cenionym konsultantem do spraw kontroli jakości życia zwierząt hodowlanych i nierzadko proszona była o pomoc w sytuacji, gdy zwierzęta panicznie bały się przebywać w określonym miejscu, w oborze, w chlewie, na łące. Aż do czasu wizyty Grandin hodowcy nie mieli pojęcia, o co może chodzić, wszystko wydawało się zaprojektowane tak, by zwierzęta odczuwały maksymalny komfort, a jednak z jakiegoś powodu pozostawały wyraźnie niespokojne, zestresowane. Autyzm Temple Grandin pozwolił jej lepiej rozumieć punkt widzenia zwierząt. Nagle okazało się, że zupełnie nie do zignorowania jest osobliwa gra świateł i cieni, że niewyobrażalnie irytujący jest dźwięk jakiejś maszyny, że niektóre sprzęty pracują za głośno, że niektóre kolory są zbyt jaskrawe (na przykład zawieszona na środku białej ściany czerwona gaśnica). Dzięki ogromnemu wyczuleniu na dobiegające zewsząd bodźce wzrokowe, słuchowe, ale i dotykowe (na przykład niespodziewane zmiany chropowatości powierzchni), Grandin mogła wskazać te elementy, które wymagały natychmiastowej zmiany. Po zastosowaniu się do jej zaleceń, hodowcy ze zdziwieniem stwierdzali, że zwierzęta są spokojne… Oczywiście, nie oznacza to, że wszystkie zwierzęta tak samo reagują na te same bodźce. Wśród zwierząt występują ogromne różnice: na nietoperzach różnice kolorów nie zrobią takiego wrażenia jak na owcach czy kurach. Kury z kolei będą reagować na ultradźwięki inaczej niż nietoperze, jednak ogólna prawidłowość jest taka sama: umysły zwierząt mają dużo roboty z natłokiem bodźców, których tak po prostu nie da się zignorować. Muszą reagować „na wszystko”, jako że w naturalnym środowisku ignorowanie niespodziewanych zdarzeń, na przykład zwiastujących atak drapieżnika, mogło skutkować śmiercią. Z tego też powodu zwierzęta wydają się znacznie bardziej czujne niż ludzie. Łatwiej je spłoszyć, potrafią być zdenerwowane i zestresowane zanim człowiek zlokalizuje źródło niebezpieczeństw, potrafią z podziwu godną precyzją rozpoznawać kroki właściciela na schodach, podczas gdy my nie mamy pojęcia, że ktoś wszedł na klatkę schodową. Niewykluczone, że ta właśnie wrażliwość pozwala obserwować nieoczekiwane i nie do końca wyjaśnione przez naukę zachowania zwierząt, które mogą zwiastować kataklizmy, burzę, czy pomóc we wczesnej diagnozie zawału czy choroby nowotworowej.
Pomost, jaki Grandin przerzuca pomiędzy postrzeganiem typowo ludzkim a tym zwierzęcym, uświadamia nam również interesującą prawdę o sposobie działania umysłu najlepiej rozwiniętych ssaków, czyli tych z rzędu Primates, a więc naczelnych. Ssaki z tej grupy charakteryzują się jednocześnie najbardziej skomplikowanymi relacjami społecznymi. Ich życie grupowe jest bardzo zróżnicowane, niepomiernie bardziej niż w przypadku reszty zwierząt. Naczelne potrafią tworzyć trwałe koalicje, toczą ze sobą wojny, potrafią obalać wewnętrzną hierarchę, określać ją przy pomocy podstępów i knowań, uczą się przewidywać działania innych osobników, niekiedy potrafią też manipulować innymi członkami stada celem osiągnięcia osobistych korzyści bez ich wiedzy. Doskonale relację pomiędzy poziomem życia społecznego a złożonością mózgu odkrył Robin Dunbar, potwierdzając dodatnią korelację pomiędzy ilością członków w stadzie a objętością puszki mózgowej. Innymi słowy, wiele wskazuje na to, że złożoność życia społecznego powoduje, iż mózgi zaczynają funkcjonować w zupełnie inny sposób. Temple Grandin powiedziałaby: uczą się nie zwracać uwagi na bodźce, które są „mniej ważne”. Jako socjolog powiedziałbym inaczej: w dalszym ciągu są ogromnie przeczulone, ale na bodźce innego rodzaju.
Wyobraźmy sobie, że pracujemy na komputerze. Piszemy tekst, nagle dzwoni telefon, wstajemy, by go odebrać, a po przeprowadzonej rozmowie siadamy z powrotem przed ekranem laptopa. Nagle spostrzegamy, że na ekranie podczas naszej nieobecności pojawiły się słowa: „kto dzwonił?”. Historia niczym z thrillera? Nietrudno wyobrazić sobie, że nasz mózg nagle rozżarza się i w ułamku sekundy przełącza się na tryb wzmożonej uwagi. W pokoju, w którym pracujemy, nic nie uległo zmianie, sprzęty stoją jak stały, panuje cisza, a jednak zmieniło się wszystko. Nagle nie jesteśmy w stanie skoncentrować się na niczym innym, jak na poszukiwaniu wytłumaczenia tegoż zjawiska. To właśnie w tym punkcie przebiega podstawowa różnica w postrzeganiu i interpretowaniu zjawisk między umysłami zwykłych ludzi i umysłami autystów. Normalne ludzkie umysły są przeczulone na oznaki intencjonalnego działania. Tego rodzaju „bodźce” wychwytujemy z ogromną łatwością, absorbują one naszą uwagę tak skutecznie, że trudno nam skupić się na rzeczach tak „błahych” jak świetlne refleksy, cienie, dźwięki czy faktura ścian (które z kolei potrafią bez reszty pochłonąć uwagę autystyka). W naszym świecie – świecie intencji, myśli, zamiarów, znaczeń, języka – działania innych mają znaczenie fundamentalne, choć ich ślady mogą być dla autysty niezauważone albo pozbawione sensu.
Zdolność tę – umiejętność uświadomienia sobie, że inni ludzie mają umysły, które działają podobnie do naszych, a więc są źródłem intencji, które czasem bywają ukryte i których trzeba się domyślić – psychologowie ewolucyjni nazywają teorią umysłu. U zdrowych dzieci pojawia się ona w okolicach 3-4 roku życia. Wówczas też dzieci uświadamiają sobie istotę kłamstwa: mogę sprawić, że druga osoba pomyśli tak, jak zechcę i nie domyśli się prawdy. Wówczas to rozwinąć się może inteligencja makiaweliczna. Osoby autystyczne są tej możliwości w ogromnym stopniu pozbawione. Wiele wskazuje na to – pisze o tym choćby wybitny znawca problematyki autyzmu, Simon Baron-Cohen – że autystycy nie rozumieją istoty ukrytej intencji, skrywanej myśli czy kłamstwa. Znaczenie mają tylko te czynności, które mogą oni bezpośrednio obserwować. To właśnie w tym punkcie kryje się zagadka ich społecznego niedostosowania. Autyści mają problem z funkcjonowaniem w społeczeństwie, bo za obserwowanymi działaniami nie dostrzegają intencji. Trudno im pojąć, że za widocznym gołym okiem ruchem czy usłyszanymi słowami kryje się coś niedostrzegalnego: myśli, pragnienia, marzenia, wspomnienia, ale i poczucie winy, wyrzuty sumienia. Baron-Cohen niezdolność tę nazywa „ślepotą na umysły” (mindblindness).
Nie zmienia to jednak faktu, że pośród autystów nietrudno jest znaleźć jednostki wybitne, by nie powiedzieć – genialne. Z pewnością każdy słyszał kiedyś o niespotykanych zdolnościach niektórych z nich. Fenomenalna pamięć, niezwykłe zdolności matematyczne, doskonała percepcja… „Genialni idioci”, jak niegdyś określano takie przypadki, przeniknęli nawet do popkultury, pojawiają się choćby w takich obrazach jak „Cube” czy „Rain Man”. Ale i w realnym świecie było wiele takich przykładów. Jeden z bardziej znamienitszych to Glenn Gould, kanadyjski wirtuoz, jeden z największych pianistów XX w., który cierpiał na zespół Aspergera, autyzm w łagodniejszej postaci, gdzie rozwój mowy i zdolności poznawcze pozostają niezaburzone, choć umiejętności społeczne, w tym akceptowanie zmian i innych punktów widzenia – w dalszym ciągu znacznie odbiegają od normy. Ludzi z syndromem Aspergera częściej uznaje się za bezkompromisowych ekscentryków, aniżeli za osoby upośledzone. Przykładowo, Gould do końca życia do gry na fortepianie siadał na krześle skonstruowanym przez ojca. Nie wyobrażał sobie, by siadać na czymś innym, choć krzesło było już kompletnym wrakiem. Jego obsesja na punkcie doskonałego instrumentu sięgała absurdu – idealnego fortepianu szukał całe lata, światowej sławy stroiciele i najlepsi producenci byli zupełnie bezradni wobec jego wytycznych, a gdy go wreszcie znalazł, wszędzie zabierał go ze sobą. Technika Goulda do dzisiaj zadziwia, ale sposób jego gry częściowo potwierdza to, o czym pisze Grandin: świat postrzegany oczami osób autystycznych to świat mnogości szczegółów, z których każdy jest ważny. I dokładnie taka sama jest muzyka Goulda: uderza w niej dbałość o każdą nutę. Każdy dźwięk jest doskonale słyszalny również tam, gdzie o to najtrudniej: w morderczo szybkich Wariacjach Goldbergowskich Jana Sebastiana Bacha. Dzieło uważane za jeden z najtrudniejszych utworów na fortepian w historii przez Goulda grane jest z niespotykaną lekkością i niedoścignioną skrupulatnością.
Z naszej perspektywy zdolności takie są przejawem geniuszu. No bo jak wyjaśnić zdolność do wyliczenia, na jaki dzień tygodnia przypadły czyjeś narodziny, czy błyskawiczna odpowiedź na pytanie, czy dana liczba jest pierwszą? Grandin przyznaje, że i na niej przeprowadzano badania na „genialność”, proszono o wyszukiwanie ukrytych figur geometrycznych w przedstawianych obrazach. Grandin nie miała w z tym najmniejszego problemu. Wiele autystycznych dzieci uzyskuje w takich badaniach wyniki lepsze od dzieci w pełni zdrowych. Grandin w odpowiedzi na te wyniki przyznaje: „dla mnie te obiekty w ogóle nie są ukryte. Nie muszę się wpatrywać w obraz, by je odnaleźć”. Zdolności matematyczne czy niebywałe uzdolnienia artystyczne mogą rządzić się podobnymi prawami: pewne aspekty świata obserwowanego przez autystyków są po prostu widoczne jak na dłoni.
Czy oznacza to, że geniusz okupiony jest niezdolnością do rozumienia meandrów społecznego funkcjonowania? A może niespotykane zdolności intelektualno-percepcyjne i zdolności społeczne to przejawy geniuszu, które rzadko idą ze sobą w parze? Może za rozważaniami Grandin kryje się wniosek, że Homo sapiens s. to gatunek genialny w obszarze życia społecznego? Niewykluczone. Teoria umysłu to ta cząstka życia psychicznego, która, póki co, jest niezwykle trudna do zaobserwowania wśród zwierząt. Jedynie u ludzi jest ona stwierdzona ze stuprocentową pewnością. Niektóre gatunki małp i waleni podejrzewa się o jej posiadanie, jednak nie stwierdzono występowania tej cechy w ich naturalnym środowisku. Możliwe więc, że to obecność badaczy i przebywania w eksperymentalnych, nienaturalnych warunkach wpływa stymulująco na rozwój zdolności poznawczych zwierzęcia. Dzięki teorii umysłu możliwe stało się powstanie społeczeństwa, narodziny i przekazywanie kultury. Nie znaczy to jednak, że ludzie są ex definitione zwieńczeniem „dzieła stworzenia” i ulubionym pupilem matki natury. Mózg człowieka nie byłby taki jak dziś, gdyby nie udomowienie psa kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Okazuje się bowiem, że zanim udomowiliśmy psa, mieliśmy lepiej rozwinięte ośrodki analizujące dane zmysłowe, za to znacznie słabiej funkcjonowaliśmy jako grupa. Od czasu, gdy współpracujemy z psami, zajęliśmy się doskonaleniem życia społecznego, a psy – analizowaniem danych zmysłowych płynących z otoczenia, czego przejawem jest choćby doskonały węch. Podglądając grupowe metody polowań dawnych wilków, z biegiem pokoleń przenosiliśmy niektóre społeczne zwyczaje na ludzki grunt i stawaliśmy się jeszcze lepszymi partnerami i współpracownikami.
To, że nasze mózgi posiadają społeczny geniusz, nie oznacza więc, że zwierzęce mózgi pozbawione są genialnych zdolności w ich własnych przejawach. Z trudem przychodzi nam wyobrażenie sobie, jak wygląda świat oczami kota, psa czy nietoperza. Jednak z dużą dozą pewności można założyć, że świat taki zadziwiłby nas złożonością, nad którą w ogóle się nie zastanawiamy. Byłby to świat, który moglibyśmy przeanalizować tylko z największą trudnością. Świat psa przytłoczyłby nas ogromem danych zapachowych, kota – wrażliwością na najdrobniejszy ruch w otoczeniu, świat nietoperza byłby zapewne przestrzenią malowaną dźwiękami, oglądaną „przez uszy”. Najpewniej po kilku sekundach stwierdzilibyśmy, że „to za trudne” i z bolącą głową poprosilibyśmy o powrót to czysto „ludzkiej” rzeczywistości.
To, że nie jesteśmy zmęczeni rzeczywistością i z łatwością koncentrujemy się na tych aspektach, które ułatwiają nam społeczne funkcjonowanie, zdaje się potwierdzać starą jak świat tezę, że człowiek jest zwierzęciem społecznym. Ale przecież zwierząt żyjących w społecznościach jest całe mnóstwo. Dzięki obserwacjom zwierząt oraz badaniami nad autyzmem możemy do tego twierdzenia dodać następującą puentę: jesteśmy zwierzęciem społecznym również dlatego, że nasz mózg inaczej nie potrafi.