Cierpieć razem z telewizorem
- Szczegóły
- Utworzono: 23 września 2007
- Marek Warecki, Wojciech Warecki
Cierpienie musi być rozważone, rozpatrzone, inaczej się go nie odczuwa. Władysław Tatarkiewicz
Codziennie, często w porze posiłku, niczym pikantną przystawkę telewizja dostarcza nam świeżej porcji cudzego cierpienia. Powodzie, huragany, wojny, oszuści, zabite matki, osierocone dzieci. Śmiertelnie chorzy proszą o esemesy i datki.
Pijemy herbatkę, przegryzamy ciasteczko i myślimy: „Ale się na tym świecie dzieje!”.
Czy można autentycznie cierpieć razem z telewizją?
Gdyby na śmietnisku u Hioba pojawiła się dociekliwa ekipa telewizji, przebieg wydarzeń mógłby być mniej więcej taki:
- Witamy pana panie Hiob, czy mógłby pan powiedzieć kilka słów do naszej kamery? Chcemy zrealizować program o pana trudnej sytuacji życiowej i związanych z nią doznaniach egzystencjalnych.
- Panie redaktorze jak najbardziej. To wszystko to Siła Wyższa – powiedziałby Hiob siedząc na śmietnisku i oskrobując swoje rany skorupą.
- Cierpi pan bardzo? Boli?
- Tak cierpię okrutnie, bo straciłem wszystko. Boli mnie dusza i ciało a na dodatek nie wiem, czemu mnie to spotyka.
- Czy nikt panu nie pomaga?
- Przychodzą koledzy i mnie męczą, co zrobiłem złego, że mnie tak Pan Bóg doświadcza... Pana panie redaktorze nie interesuje skąd się bierze cierpienie na świecie?
- W pewnym stopniu. A nie zrobił pan rzeczywiście nic złego? Co jest przyczyną, że tak dobrze prosperujące gospodarstwo rolne z dnia na dzień zbankrutowało?
- Wola Boska panie redaktorze. Mówi pan jak moi koledzy. Oni też boją się, że ich może podobna historia spotkać. Dlatego chcą się dowiedzieć, na czym polegają moje ukryte przewinienia i czy cierpię sprawiedliwie...
- Rzeczywiście, przyzna pan, że trudno założyć, że wszystko to jest dziełem przypadku. My panu bardzo współczujemy, ale racjonalnie patrząc... cierpienie swoje źródło zazwyczaj znajduje w tym co złego robi człowiek.
- Tak samo myślałem i wykrzykiwałem to z bólu nocami ale On mi powiedział, że za małe mam pojecie o Niebie i Ziemi żeby oceniać Jego czyny.
- Cóż, życzymy panu powrotu do zdrowia i mamy nadzieję, że może ktoś z naszych telewidzów zainterweniuje w pana sprawie w opiece socjalnej a teraz porozmawiajmy z kolegami pana Hioba. Dlaczego tak się stało? Co panowie o tym sądzicie?
- Nie chcemy w obecnej sytuacji naszego kolegi wytykać mu błędów ale nie możemy się zgodzić, że wszystko to co go spotyka jest dziełem przypadku. Człowiek sensownie patrzący na swoje życie i planujący karierę może uniknąć kłopotów o ile postępuje rozważnie i sprawiedliwie - wtedy nic złego go nie spotka.
- Czy Hiob zrobił coś, do czego nie chce się przyznać? Miejmy nadzieje, że razem z naszymi telewidzami znajdziemy przyczyny tej sytuacji... Czekamy na państwa telefony i e-maile w tej sprawie.
Kiedy mamy okazję cierpieć przy telewizji? Zaraz na myśl przychodzi śmierć Papieża, taka lub inna katastrofa, wojny, klęski żywiołowe. Obrazy chorych proszących o wsparcie. Oglądamy ich czasem pijąc piwo lub jedząc zupę. Poświęcamy im mniejszą lub większa dozę uwagi. Czasem doznajemy współczucia, czasem ekscytacji. Niekiedy odwracamy się w odruchu obrzydzenia czy niechęci. Bywa też, że współczujemy i wysyłamy nawet esemesa dla dziecka cierpiącego na straszliwą chorobę. Przez krótka chwile zastanawiamy się nad jego beznadziejną egzystencją w domu lub szpitalnym łóżku, sytuacją zrozpaczonych rodziców. Drapiemy się w głowę: „Jaki ten świat jest okrutny!” – myślimy. Gdzieś nam przemyka, że kiedyś może i my... ale ta myśl jest nierealna. Wracamy do transmisji sportowej i kawy.
Co jest konieczne do tego by odczuć czyjeś cierpienie w relacji do tego co widzimy w telewizorze?
Po pierwsze konieczna jest empatia, czyli zdolność odczuwania, co przeżywa ktoś inny. Patrzenia jego oczami. Bycie w „jego butach”. Obrazy, jakie serwuje nam telewizja: dekapitowanych ofiarach terrorystów czy śmiertelnie chorych ludzi często przekraczają granice naszego odczuwania. Ad hoc trudno nam uświadomić sobie ekstremalne uczucia, jakie są ich udziałem. Czasem jesteśmy zaskoczeni, często obojętni, bywa, że oburzeni. Kiedy współczujący?
Do uczestniczenia w cierpieniu innego człowieka, którego pokazuje nam TV na pewno potrzeba skoncentrowania uwagi i poświęcenia czasu. Trzeba na moment przystanąć, a o to dziś wcale nie jest prosto o ile nie służy to naszej rozrywce.
Wreszcie konieczne jest zrozumienie obrazów, jakie widzimy, co często wcale nie jest takie oczywiste. Już samo rozróżnienie udawanego filmowego cierpienia od realnego „dokumentalnego” może stanowić nie lada kłopot.
- poprz.
- nast. »»