Łykać jak Homo sapiens
- Szczegóły
- Utworzono: 31 lipca 2019
- Jarosław Świątek
Andrzej poznał Ilonę na forum miłośników wampirów i filmu „Zmierzch”. On był w średnim wieku, ona za rok miała skończyć 20 lat. Ilonie udało się przekonać Andrzeja, że jest prawdziwym wampirem, a on był gotowy wydać 10 tys. zł, żeby ta przemieniła również jego.
Przyjechał do niej na Pomorze, a wtedy jej chłopak, który sam zachęcał ją do udawania prawdziwego wampira i ściągnięcia Andrzeja do siebie, pobił go i ukradł pieniądze. Śledczy dość szybko ujęli złodziejską parę, ale pieniędzy w całości już nie udało się odzyskać.
Historia ta brzmi absurdalnie a jednak wiele równie lub nawet bardziej niedorzecznych wydarzeń opisują media na całym świecie. U większości z nas wywołują one politowanie, gdy je czytamy i natychmiastowe poczucie wyższości nad bohaterami tego typu zdarzeń. W końcu jak można być tak głupim? Sęk w tym, że o ile łatwo dostrzec głupotę bliźniego, o tyle własne ograniczenia w przyswajaniu informacji nieprawdziwych, tendencyjnych czy wręcz szkodliwych dla nas i naszego otoczenia już trudniej nam zaobserwować.
Doskonałym przykładem tutaj jest to, w jak łatwy sposób dajemy się nabierać i wprowadzać w błąd przez innych ludzi. Wykrywanie kłamstwa idzie nam bardzo opornie i jak pokazują badania wybitnego eksperta od decepcji – Paula Ekmana, z rozpoznawaniem fałszu radzimy sobie na poziomie rzutu monetą – czyli zupełnie losowym. Pewnie dlatego jesteśmy zazwyczaj mocno zdziwieni, kiedy prawda wychodzi na jaw. Jak mogliśmy tego nie dostrzec?
Światopogląd w trakcie budowy – wstęp surowo wzbroniony
Nabieranie się na nieszkodliwe kawały znajomych, uleganie naciągaczom, łatwowierność wobec oszustów to często problem, ale nie tak powszechny jak zupełnie inna zmora naszych czasów.
Nasz mózg jest współcześnie bombardowany ponad 100 tys. słów dziennie, co stanowi wzrost o 350% w stosunku do lat 80 ubiegłego stulecia. Oznacza to, że w ciągu miesiąca przetwarzamy więcej informacji, niż nasi dziadkowie i rodzice w ciągu całego swojego życia. Za ten przesyt informacyjny odpowiada w lwiej części internet. Kiedyś, żeby cokolwiek sprawdzić i dowiedzieć się, trzeba było poszukać kogoś „kto wie” lub udać się do biblioteki, tudzież biblioteczki po encyklopedię i przekonać się czy jesteśmy, czy też nie, w błędzie. Teraz wystarczy wystukać nurtujące nas pytanie w wyszukiwarce i pojawia się cała masa informacji. I tu pojawia się problem.
Encyklopedia zawierała zazwyczaj kilka pozycji na dany temat, starannie przygotowanych i sprawdzonych przez specjalistów pod kątem ich rzetelności i prawdziwości w świetle naukowej wiedzy z danej dziedziny. Internetu nie kontroluje nikt. Każdy może coś opublikować a o pozycji w wyszukiwarce decyduje popularność, niekoniecznie przydatność a już na pewno nie prawdziwość informacji.
W ten oto sposób trudno jest odsiać prawdę od fałszu a przyswajane informacje mogą dodatkowo być zgodne z naszymi preferencjami, ze względu na algorytmy, które uczą się tego co lubimy a czego nie i prezentują informacje dopasowane do naszych preferencji. Dopasowane nie oznacza jednak – prawdziwe.
W takim gąszczu informacji zaczynamy polegać jeszcze bardziej niż kiedykolwiek na automatyzmach w ich przyswajaniu. Decydować znacznie bardziej niż kiedykolwiek w dobie mediów zaczynają emocje i mechanizmy dobrze sprawdzone w boju. Tyle, że boju walk plemiennych i o przetrwanie na sawannie a nie nowoczesnym społeczeństwie XXI wieku.
Ktoś jednak mógłby zasugerować, że możemy przecież coś z tym zrobić i postąpić zgodnie z kartezyjskim podejściem, że oto człowiek który chce znać prawdę, powinien nie dawać wiary wszystkiemu co czyta, dopóki nie znajdzie dowodów na prawdziwość przyswojonych sentencji. Zatem wystarczy myśleć. A zwłaszcza myśleć krytycznie. Tylko dlaczego skoro to takie łatwe, to jest tak trudne?
Może dlatego, że nie jesteśmy w stanie „od-uwierzyć” we wszystko co dociera do naszego mózgu? Już Spinoza wyraził stanowisko przeciwstawne do Kartezjusza i stwierdził, że ludzie wierzą we wszystko, co zrozumieją i następnie szybko „od-uwierzają” tym twierdzeniom, które są sprzeczne z ugruntowanymi faktami. Czyli najpierw przyjmujesz dane twierdzenie, a później sprawdzasz czy jest ono zasadne w świetle innych, przyswojonych wcześniej. Kto w takim razie miał rację i jakie są tego implikacje?
Maszyny biologiczne nie logiczne
Daniel Gilbert (1993) i jego koledzy zastanawiali się nad tym już na początku lat dziewiędziesiątych, kiedy dziennikarze jeszcze przynajmniej starali się być obiektywni a internet był zaledwie w powijakach. W swoich rozważaniach bliżej było im do Spinozy niż Kartezjusza. Nic zresztą dziwnego. Zgromadzona dotychczas wiedza psychologiczna i pojawiająca się wówczas wiedza neuronaukowa nie pozostawiała złudzeń co było najpierw – emocja czy poznanie. Od Zajonca po LeDouxa i Damasio a kilka lat później także Johna Bargha, szale przeginały się w kierunku pierwszeństwa emocji i procesów podświadomych nad tymi, którymi szczyci się ludzkość, bo do nich zdecydowanie łatwiej się poczuwa (i to dosłownie) – świadomości i poczucia kontroli.
Gilbert stwierdził więc, że Spinoza ma rację i nasz mózg najpierw przyjmuje wszystkie informacje za fakty, a dopiero później za pomocą ośrodków myślenia rozumnego i analitycznego w korze przedczołowej, porównuje je z innymi informacjami i zgromadzoną wiedzą, i ewentualnie próbuje je podważyć. I tutaj pojawiają się intrygujące impikacje. Jeśli tak jest, to każde „zaburzenie” tego procesu poprzez uniemożliwienie układowi nerwowemu weryfikacji usłyszanej czy przeczytanej sentencji, będzie powodowało jej bezwarunkowe przyswojenie.
Aby to udowodnić zespół badaczy z Uniwersytetu w Austin, przeprowadził serię eksperymentów. W pierwszym z nich prezentowano badanym twierdzenia, których nie mogli zweryfikować na miejscu, ponieważ stosowano różne zabiegi to utrudniające np. stosowano obcojęzyczne słowo, którego badani znać nie mogli („Monishna jest gwiazdą.”). Po przeczytaniu każdego twierdzenia, badani byli informowani, że jest ono prawdziwe lub fałszywe. Tuż przed tą informacją część badanych była rozpraszana za pomocą zadania wykrywania określonych tonów, które musieli szybko przyporządkować. Na koniec byli oni proszeni, żeby przypomnieć sobie, które z prezentowanych twierdzeń było prawdziwe a które nie. Zgodnie ze spinozjańską koncepcją, osoby którym przeszkadzano się skupić, powinny:
- nie umieć „od-uwierzyć” zdaniom, które były automatycznie uznane za prawdziwe przez ich mózg, mimo oznaczenia ich później jako „fałszywe” i wskazywać je jako prawdziwe.
- nie wskazywać, że wyświetlone zdania, opisane później jako prawdziwe, były fałszywe.
Tak właśnie się stało. Uczestnicy badania wierzyli, że większość przeczytanych przez nich zdań była prawdziwa, kiedy przeszkadzano im przeczytać etykietę dla poszczególnych sentencji w porównaniu do osób, którym nie przeszkadzano i u których takiej asymetrii nie odnotowano. Mylili się oni zupełnie losowo w ocenie, które zdania były opisane jako prawdziwe a które jako fałszywe.
W kolejnym badaniu z kolei uczestnicy mieli wczuć się w rolę członków ławy przysięgłych, którzy mieli ocenić rabunek na sklep i zadecydować na ile lat ma zostać skazany przestępca, który się tego czynu dopuścił. Wersje tego napadu były dwie i każda grupa poznawała inną. Jedna była nacechowana brutalnością przestępcy, który grozić miał ekspedientce gwałtem. Druga nie tylko nie posiadała takich znamion, ale wręcz wskazywała na okoliczności dość niezwykłej „uprzejmości” napadającego, który miał przeprosić ekspedientkę za obrabowanie sklepu.
Od razu na początku badacze poinformowali, że historia jest zmyślona. Byli oni przekonani, że zajęcie ich zasobów poznawczych i tak spowoduje zawieszenie niewiary i zachowanie charakterystyczne dla osób wierzących w jej prawdziwość. Części osób w obu grupach przeszkadzano, podsuwając w trakcie zapoznawania się z historią zadania rachunkowe.
Jakie wyroki wydali uczestnicy? Pan „brutalny” został średnio skazany na 11,2 roku więzienia a Pan „uprzejmy” na 5,8 roku. Takiego efektu nie zaobserwowano wśród osób, którym nie przeszkadzano: 6 lat dla „uprzejmego” i 7 dla „brutalnego”. Ci badani pamiętali, że historia jest zmyślona a okoliczności łagodzące czy zaostrzające nieistotne.
Nie trzeba wiedzieć, żeby wierzyć w co się woli
Wolność słowa bazuje na kartezjańskim przekonaniu, że ludzie nie muszą wierzyć we wszystko co słyszą. I można mówić im co się chce. To oni powinni najpierw poszukiwać dowodów a następnie uznać twierdzenie za prawdziwe lub odrzucić jako fałszywe w świetle zgromadzonych danych. Sęk w tym, że tak nie jest. Najpierw automatycznie uznajemy coś za prawdziwe a później podważamy, o ile mamy ku temu czas, zasoby i wiedzę. Jeśli nie, to znacznie łatwiej przełykamy każdą pigułkę, nawet jeśli jest ona z cukru i wody, choć podpisana inaczej.
Trudno jest pozbyć się łatki złodzieja, zabójcy czy gwałciciela, nawet jeśli sąd uniewinnia od stawianych zarzutów. Media jednak zasugerowały a ludzie przyjęli do wiadomości. A teraz jeśli dodać do tego jeszcze łatwość kształtowania fake newsów i ich rozprzestrzeniania przez polityków, rządzących a także tych, którzy posiadają ku temu odpowiednie środki, dochodzi do sytuacji, w których ludzkie nastroje wywoływane są z premedytacją, ale i łatwością. Jeśli dodać do tego inne mechanizmy zniekształcające nasz światopogląd jak błąd konfirmacji – uporczywą tenencję do potwierdzania własnych idei i poglądów, czy efekt czystej ekspozycji – zaczynamy lubić to, co znamy i z czym obcujemy często (także to, o czym najczęściej słyszymy), to mamy prosty przepis na pranie mózgów, dlatego że ludzie często nie tylko przyswajają bzdurne informacje, ale także postępują wg owych przekonań.
Gdyby jednak zabronić ludziom prezentować swoich poglądów, mielibyśmy do czynienia z cenzurą a tymczasem nie tędy droga. W końcu każde nieprawdziwe twierdzenie znajduje kontrreakcję, dzięki której ktoś, kto się z nim zetknął ma szanę od-uwierzyć. Buforami wydają się być edukacja – im większą posiadamy wiedzę, tym łatwiej nam natychmiast od-uwierzać zasłyszanym bzdurom, ale także ograniczanie czasu, spędzonego w internecie czy przed telewizorem. Tyle możemy zrobić jako jednostki, a co z rządzącymi i czwartą władzą? Można jedynie apelować o większą odpowiedzialność za wypowiadane słowa, ale to jak głos nawołujący na puszczy. Dziennikarstwo dawno nie ma nic wspólnego z kronikarstwem. Nie istnieją żadne poważne instytucje, które pilnowałyby etyki dziennikarskiej i regulowały dostęp do wykonywania zawodu. Od polityków, dla których liczy się bardziej władza, niż to, dla kogo ją sprawują, także próżno oczekiwać opamiętania i wprowadzenia regulacji, które mogłyby pomóc w odsiewaniu ziarna od plew w internecie i tradycyjnych mediach. Żyjemy w czasach infokracji. Nowoczesne społeczeństwo potrzebuje infokratycznej infrastruktury pilnującej porządku w świecie, w którym dezinformacja ma te same prawa co informacja i taki sam wpływ na ludzkie zachowanie. A ludzki mózg nie działa chłodno i logicznie wobec napływających informacji a w sposób, który my sami nomen omen określamy jako baśniowy i wkładamy między bajki. Może czas od-uwierzyć w naszą łatwość krytycznego myślenia.
„Nie mam co próbować – odrzekła Alicja – nie można uwierzyć w to, co niemożliwe.
Zdaje się, że nie masz w tym wielkiej wprawy – powiedziała Królowa. – Ja w twoim wieku zawsze ćwiczyłam to przez pół godziny dziennie . Nieraz jeszcze przed śniadaniem dochodziłam do sześciu niemożliwości, w które udawało mi się uwierzyć ” Caroll Lewis, (2012) Alicja w Krainie Czarów. Po drugiej stronie lustra. Wydawnictwo Vesper.
Literatura:
- Bargh, J. A., Chen, M., Burrows, L. (1996). Automaticity of social behavior: direct effects of trait construct and stereotype-activation on action. Journal of Personality and Social Psychology 71, 230–244
- Damasio, A.R. (1994). Descartes ’ Error: Emotion, Reason, and the Human Brain. New York, NY: Penguin Books.
- Ekman, P. (2006). Telling Lies. New York-London: Norton & Company
- Gilbert, D. T., Tafarodi, R. W., Malone, P. S. (1993). You Can't Unbelieve Everything You Read. Journal of Personality and Social Psychology, 65. 221-233.
- LeDoux, J. E. (1990). Fear pathways in the brain. W: P. F. Brain, S. Parmigiani, R. J. Blanchard, D. Mainardi (red.), Fear, and defence. London: Harwood.
- Zajonc R. (1982). Preferences need no inferences. American Psychologist, 35.